Polska służba zdrowia.
Po krótkiej przerwie postanowiłam znów zacząć studiować. Może nie na wymarzonym kierunku w ulubionym mieście, lecz to, co wybrałam, złe nie jest. Nie można w końcu w życiu mieć wszystkiego, czego się chce. Dostałam się. Skompletowałam niezbędne papiery (w tym zaświadczenie o braku przeciwwskazań do studiowania, notabene nie rozumiem, po co ono w ogóle) i zawiozłam je na uczelnię naiwnie myśląc, że pozostało mi jedynie czekać do rozpoczęcia nauki.
Niestety, byłam w wielkim błędzie. Jakiś czas później okazało się, że uczelnia nie jest tak miła i przyjazna studentom, jak się mogło wydawać podczas rejestracji internetowej. W momencie, gdy przestało być ważne dobre wrażenie uczelnia przestała się przejmować wygodą studentów. Zażyczyli sobie, by każdy student co najmniej dwa razy przed rozpoczęciem roku szkolnego odwiedził miasto uczelni - raz by zawieść karteczkę z informacją, jaki przedmiot i język wybieramy (oczywiście, będzie on dopiero na drugim semestrze) oraz… by ponownie odwiedzić lekarza. Tym razem wymagane były dokładniejsze badania (po co więc pierwsza wizyta?). O ile drugi powód da się zrozumieć (chociaż… dlaczego nie mogłabym odwiedzić medycyny pracy w moim mieście?) to pierwszy jest śmieszny… biorąc oczywiście pod uwagę, że dosłownie cała rejestracja odbyła się przez internet. Co ciekawe - tych dwóch spraw nie dało się załatwić jednocześnie, gdyż karteczki trzeba było oddać w ciągu… 3 dni od otrzymania listu (więc i poczta odpadała), zaś badania miały odbyć się znacznie później. Cóż, przebolałam to i zrobiłam, o co mnie proszono. W momencie, gdy nadeszła pora badań, mimo znacznej niechęci do tego sposobu komunikacji, zadzwoniłam do medycyny pracy, by zgodnie z ich zaleceniem, umówić się na wizytę. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że neurolog jest na urlopie i zadzwonić we wrześniu (a badania miałam wykonać do końca sierpnia). Nadszedł wrzesień… i spróbowałam umówić się na badania ponownie. Lecz… ku mojemu zaskoczeniu, żaden z trzech numerów nie odpowiadał. Albo zajęte, albo nikt nie odbierał. I tak przez tydzień…
Pojechałam więc ponownie do miasta uczelni. Po znalezieniu budynku medycyny pracy (co łatwe nie było!) i spędzeniu paru minut przed okienkiem tłumacząc, że dziwnym trafem nie mam u nich karty, dowiedziałam się, że okulisty nie ma (a po co on?!) więc mam jakoś w weekend zadzwonić i się umówić… Znów. Po tym, jak wspomniałam, że żaden telefon u nich nie odpowiada zarejestrowała mnie… na poniedziałek na 7 rano. Tak więc ostatniego dnia, w którym mogłabym się wyspać, będę musiała wstać o 5 i spróbować dostać się do tego miasta. Oczywiście, spóźnię się, gdyż raczej oczywiste jest, że o takich porach autobusy jeszcze nie jeżdżą… Takim bardzo dziwnym trafem.
Nie rozumiem nadal jednego… Po co dają trzy numery, po co każą dzwonić, skoro i tak połączyć się z nimi nie da? W tym momencie mogę się tylko pocieszyć, że mieszkam tylko niecałe 100km od tego miasta i mimo braku legitymacji nie wydałam jeszcze majątku na podróże… Współczuję osobom z dalszych rejonów Polski.
Ps. Czy mieszkańcy polskich bloków naprawdę nie mają nic ciekawszego do roboty od ciągłego pukania w rury?!
Niestety, byłam w wielkim błędzie. Jakiś czas później okazało się, że uczelnia nie jest tak miła i przyjazna studentom, jak się mogło wydawać podczas rejestracji internetowej. W momencie, gdy przestało być ważne dobre wrażenie uczelnia przestała się przejmować wygodą studentów. Zażyczyli sobie, by każdy student co najmniej dwa razy przed rozpoczęciem roku szkolnego odwiedził miasto uczelni - raz by zawieść karteczkę z informacją, jaki przedmiot i język wybieramy (oczywiście, będzie on dopiero na drugim semestrze) oraz… by ponownie odwiedzić lekarza. Tym razem wymagane były dokładniejsze badania (po co więc pierwsza wizyta?). O ile drugi powód da się zrozumieć (chociaż… dlaczego nie mogłabym odwiedzić medycyny pracy w moim mieście?) to pierwszy jest śmieszny… biorąc oczywiście pod uwagę, że dosłownie cała rejestracja odbyła się przez internet. Co ciekawe - tych dwóch spraw nie dało się załatwić jednocześnie, gdyż karteczki trzeba było oddać w ciągu… 3 dni od otrzymania listu (więc i poczta odpadała), zaś badania miały odbyć się znacznie później. Cóż, przebolałam to i zrobiłam, o co mnie proszono. W momencie, gdy nadeszła pora badań, mimo znacznej niechęci do tego sposobu komunikacji, zadzwoniłam do medycyny pracy, by zgodnie z ich zaleceniem, umówić się na wizytę. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że neurolog jest na urlopie i zadzwonić we wrześniu (a badania miałam wykonać do końca sierpnia). Nadszedł wrzesień… i spróbowałam umówić się na badania ponownie. Lecz… ku mojemu zaskoczeniu, żaden z trzech numerów nie odpowiadał. Albo zajęte, albo nikt nie odbierał. I tak przez tydzień…
Pojechałam więc ponownie do miasta uczelni. Po znalezieniu budynku medycyny pracy (co łatwe nie było!) i spędzeniu paru minut przed okienkiem tłumacząc, że dziwnym trafem nie mam u nich karty, dowiedziałam się, że okulisty nie ma (a po co on?!) więc mam jakoś w weekend zadzwonić i się umówić… Znów. Po tym, jak wspomniałam, że żaden telefon u nich nie odpowiada zarejestrowała mnie… na poniedziałek na 7 rano. Tak więc ostatniego dnia, w którym mogłabym się wyspać, będę musiała wstać o 5 i spróbować dostać się do tego miasta. Oczywiście, spóźnię się, gdyż raczej oczywiste jest, że o takich porach autobusy jeszcze nie jeżdżą… Takim bardzo dziwnym trafem.
Nie rozumiem nadal jednego… Po co dają trzy numery, po co każą dzwonić, skoro i tak połączyć się z nimi nie da? W tym momencie mogę się tylko pocieszyć, że mieszkam tylko niecałe 100km od tego miasta i mimo braku legitymacji nie wydałam jeszcze majątku na podróże… Współczuję osobom z dalszych rejonów Polski.
Ps. Czy mieszkańcy polskich bloków naprawdę nie mają nic ciekawszego do roboty od ciągłego pukania w rury?!
Komentarzy 8
Komentarze
Tak z czystej ciekawości, co to za uczelnia, lub chociaż które miasto?
Ja dopiero swoją przygodę ze studiowaniem zaczynam. W przyszłym tygodniu pierwszy raz w życiu odwiedzę Wrocław. Wszystkie potrzebne dokumenty bez problemu można było przesłać pocztą - nieważne czy chodziło o świadectwo maturalne, zaświadczenie lekarskie czy może masę papierków związanych ze stypendiami. Tak więc cieszę się, że na Wydziale Matematyki i Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego studenta dalej traktuje się tak miło jak podczas rekrutacji, bo trochę nie na rękę byłaby mi 13-godzinna podróż pociągiem w jedną stronę tylko po to aby dostarczyć jakiś kawałek papieru. No nic, powodzenia i wytrwałości życzę - oby tym razem poszczęściło Ci się bardziej niż poprzednio. |
|
Napisane 11-09-2009 22:02 przez Rothes
Aktualizowano 11-09-2009 22:08 przez Rothes |
Dokładnie, w którym mieście ta uczelnia?
Tak, walą w rury ew. chodzą po domu w butach z obcasami. A co mają robić? W TV nic nie ma to chociaż pow******** sąsiadów. |
|
Napisane 12-09-2009 00:32 przez Ameriov |
poranne wiercenie dziur w ścianach w niedzielę > stukanie w rury
|
|
Napisane 12-09-2009 13:30 przez Jest_nas_wielu_Targensuw |
Miasto Bydgoszcz...
Rothes, u mnie teoretycznie także dało się wszystko wysłać pocztą. Niestety, teoretycznie. Uczelnia zaznaczyła, że liczy się tylko i wyłącznie data dotarcia przesyłki do nich (a nie stempla pocztowego). Tak więc bałabym się wysłać nawet tydzień przed wyznaczonym terminem, nie mówiąc już o trzech dniach. |
|
Napisane 14-09-2009 14:39 przez Slythia |
Cytuj:
Oryginalnie napisane przez Slythia
Ps. Czy mieszkańcy polskich bloków naprawdę nie mają nic ciekawszego do roboty od ciągłego pukania w rury?!
|
|
Napisane 27-09-2009 17:07 przez Martka |
Ten wpis jest beznadziejny. Inne wpisy na tym blogu też.
|
|
Napisane 06-02-2010 21:46 przez TheDwarf |
polemizowałbym czy nie można miec wszystkiego co sie chce.. moze to moje perfekcjonistyczne uposledzenie daje mi przekonanie ze jednak czasem mozna miec wszystko.
|
|
Napisane 06-10-2010 20:26 przez Mroczny_Angel |
Nie chce Cie straszyć ale takie właśnie są studia tu ich nie obchodzi tak jak w liceum że ty daleko mieszkasz pracujesz że jesteś chora... więc się lepiej weź w garść i nie rozpaczaj nad nikim bo studia to szkoła życia a nie błogie L.O.
|
|
Napisane 26-11-2010 17:49 przez Pablo1505 |
Ostatnie wpisy bloga Slythia
- Polska służba zdrowia. (11-09-2009)
- Dzisiejszy swiat - jego ciemne strony. (02-05-2008)
- Studia z drugiej strony, czyli to, o czym Dwim nie napisał. (06-11-2007)