Jesteś tu: Tibia.pl / Forum

Wróć   Forum Tibia.pl > Blogi > Opowieści tibijskie

Notki

Olbrzymi świat, tysiące wojowników, okropne potwory. Jeden rycerz. Jedna misja. Oto początek sagi...
Oceń

2. O ciemnych stronach handlu

Napisane 02-11-2009 23:13 przez pgk
Aktualizowano 02-11-2009 23:15 przez pgk
Gdy Ivan wyszedł na powierzchnię przez główne drzwi Antycznej Świątyni, już prawie świtało. Walczył całą noc. Poszedł kawałek wzdłuż murów po czym wszedł do Thais przez bramę północną, której strzegł dobrze uzbrojony strażnik. Poszedł główną ulicą na południe, minął sklepy, skręcił w prawo, aż dotarł do Depozytu.
Było to ścisłe centrum miasta. Każdy, nie tylko obywatel, mógł tu przenocować, ogrzać się, zostawić pod ochroną swoje rzeczy. Benjamin, urzędnik królewski, pracownik Poczty Królewskiej, drzemał w fotelu za kontuarem. Trzypiętrowy budynek sprawiał wrażenie przytułku dla ubogich i bezdomnych, zwłaszcza rankiem, nim odwiedziły go służby sprzątające. Na podłodze, wyłożonej kamiennymi płytami leżały śmieci, puste butelki, złamane włócznie, dziurawe i brudne worki. Pod ścianami spali ludzie, zwinięci w kłębki, przykryci byle szmatami. Krążyły szczury. I smród, okropny smród brudnych, nieumytych ciał i biedy.
Ivan podszedł do swojej skrytki i otworzył skrzynię. Były tak zaczarowane, że otwierały się tylko przed swoim właścicielem. Wyjął z niej mocno solone i bardzo nieświeże udko kurczaka, które pochłonął przegryzając razowym chlebem. Ten skromny posiłek powoli przywracał mu siły. Do środka wsypał zawartość sakiewki, kilkadziesiąt złotych monet, znaleziony nóż i kilka innych drobiazgów. Różdżkę Rozkładu wziął do ręki i podszedł na środek sali głównej.
Gdyby nie śpiący pod ścianą ludzie, oparł by się o nią i pewnie też zasnął. A tak musiał stać, ledwie utrzymując się w pozycji pionowej. Nie wiedział, ile minęło czasu, nim podszedł do niego mężczyzna.
- Sprzedajesz? - Był w średnim wieku, raczej słabej budowy ciała, niski. Miał rozbiegane oczy szczura i krótką, rzadką brodę.
- Tak, cztery i pół tysiąca – odparł Ivan sennie.
- Eh, trzy i pół.
- Cztery, ale ani grosza mniej. Nie chce mi się targować, jestem śpiący i głodny – wyznał szczerze. - To dobra cena.
- Poczekaj – nieznajomy podszedł do jednej ze skrzynek, otworzył ją, wyjął pieniądze i wrócił.
Gdy dobili targu, Ivan schował utarg do swojej skrzyni.
- Matrek – mężczyzna wyciągnął rękę w stronę rycerza. Ten także przedstawił się i przywitał.
- Dziękuję...
- Może kufelek piwa? W knajpie, tu blisko...
- Dobrze – zgodził się szybko Ivan. Wyszli z Depozytu, rozglądając się nerwowo. W środku, nic im nie groziło, nikt nie mógł ich zabić. Byli chronieni Prawem Królewskim. Ale już za progiem byli zdani na siebie.
Przeszli przez główny trakt i weszli do Tawerny u Froda. O tej porze było tu pusto, tylko kilku maruderów wisiało niemiłosiernie zawianych nad pustymi prawie kuflami. Podeszli do baru, Frodo, właściciel, niski, grubawy barman wycierał czyste kufle. Często chodził boso, dudniąc stopami po drewnianej podłodze.
- Piwo, trochę mięsa, chleb, ser – wyrecytował zaspany Ivan.
- Piwo, duże – dołożył do zamówienia Matrek.
- Dwadzieścia – rzucił Frodo basem.
- Ja nie mam, kupiłem różdżkę... - zrobił głupią minę nowo poznany. Rycerz wyjął niechętnie pieniądze i położył na kontuarze.
Podeszli do stolika w samym kącie sali.
- Zaprosiłeś mnie na piwo, które musiałem ci kupić – rzucił z wyrzutem Ivan.
- Przepraszam, gonię w piętkę.
- Jasne. Jesteś Magiem?
- Nie, oczywiście że nie – zaoponował stanowczo i łyknął piwa. Jego rozbiegane oczy wciąż krążyły i lustrowały. - Jestem biednym bezdomnym. Zajmuję się handlem.
- Po co? - Ivan także łyknął piwa, ale z resztą czekał na jedzenie. Był tak głodny, że byłby w stanie upić się całkowicie.
- Widzisz, powiem ci, ale sza! Ani słowa. Ja skupuję przedmioty od takich jak ty, grotołazów – tu zawahał się na chwilę, po czym szybko dodał – ale dzielnych wojowników. Potem, raz w tygodniu odsprzedaję je w umówionym miejscu i czasie ludziom, którzy po nie przyjeżdżają. Dostaje prowizję.
- I? - Lakonicznie zachęcił Ivan.
- I tak dozbieram pieniądze, wykupie sobie obywatelstwo i zostanę mieszczaninem... - zamarł.
- Nie, nie powiem nikomu – uspokoił go. - Takich jak ty jest wielu.
Frodo przyszedł i na stole postawił talerz. Gruby kawałek krwistego mięsa, dwie pajdy pszennego chleba i kawałek żółtego sera wypełniały go w całości. Ivan zamyślił się na chwilę, jadł powoli. Z rozkazu króla handel był zakazany. Można było odsprzedawać tylko pojedyncze przedmioty, nie więcej, niż jeden dziennie. Oczywiście przepis ten był martwy, ale policja potrafiła namierzyć szajki, które zajmowały się handlem na masową skalę.
- Co oni z tym robią? - Zapytał po chwili rycerz.
- Wywożą. Do Ab'Dendriel, Kazordoon, ale przede wszystkim do Carlin. Tam sprzedają po wyższych cenach.
- I tylko tyle?
- Jasne – ciągnął Matrek – przede wszystkim na każdej rzeczy zarabiają do kilkuset złotych monet. Poza tym, myślę, że mają w tym swój interes... jakiś inny interes... A ty?
- A ja zbieram pieniądze na obywatelstwo mieczem. I ćwiczę. Potem wstąpię do jakiejś gildii – odparł hardo Ivan.
- Po co tyle trudu?
- Żebym nie musiał spać zawinięty w brudne szmaty w Depozycie lub Świątyni. Żebym mógł być obywatelem tego świata. Skoro nie ma innego wyjścia na godne życie, tak zrobię...
- Są inne..
- Ale nielegalne – uciął Terpanow. - A ja chce żyć spokojnie, jako możny.
- Od mieszczanina, do możnego, jeśli w ogóle uda ci się nim zostać, jeszcze długa droga. Ale powodzenia. - Matrek dokończył piwo i wstał. - A jakbyś miał coś rzadkiego, daj znać.
- Żegnaj – Ivan dokończył obiad i też wyszedł. Gildie, handel, wielki świat. Może kiedyś stanie przed nim otworem. Na razie wrócił do Depozytu, ze swojej skrzynki wyjął gruby koc, owinął się nim szczelnie i zaległ pod ścianą. Czuł, jak wiszący w pomieszczeniu smród oblepia jego ciało, wchodzi w nozdrza, wypełnia płuca. Ale był tak zmęczony, że zasnął.
Komentarzy 0

Komentarze

 
Ostatnie wpisy bloga pgk

Wszystkie czasy podano w strefie GMT +2. Teraz jest 21:54.


Powered by vBulletin 3