Pierwszą postać założyłem chyba w 2004 roku na Danubii, nick mimo tego, że był z suggestów to pamiętam do dziś - Syra Sterros :-) Póżniej były jakieś postacie szmatki do 20lvlu. W końcu stworzyłem Yallaha.
W przeciwieństwie do innych od początku wiedziałem, że chcę zostać na Rookgaardzie. Czas mijał lajtowo, trochę poexpiłem, trochę poskillowałem, ale większość mojego czasu spędzałem na rozmowach i poznawaniu ludzi. To właśnie oni trzymali mnie przy grze. Do dziś pamiętam pierwsze spotkanie z Phoenix Sethem, posiadaczem dla mnie wtedy, niewyobrażalnego lvlu na Rooku - 14
To z Danubii posiadam najmilsze wspomnienia z mojej gry. To tu poznałem wspaniałych ludzi jak - Lilth, Rooknumia, Warrior Geysha, Siliena Allar, Gold Raven czy Luke. Wiedziałem, że zawsze mogę na nich liczyć, nie tylko w sprawach Tibii, ale choćby zwykłej rozmowy. Byli to moi "motywatorzy" :-)
W czasie gry na Danubii postanowiłem zacząć odwiedzać inne światy. Wpadałem to tu, to tam poznając różnych krejzoli jak: Sirblaze, Scobel, Aqua pal, Rysio Rzeźniczak, Res Khmer i wiele innych, z którymi naprawdę lubiłem spędzać czas.
Pewnego dnia niestety przy wspólnej zabawie z Resem na goblinach obudziłem się w świątyni :-) Straciłem co nie co z doświadczenia, spadł mój wymaniaczony fishing (85 skill, w tamtym okresie 1 miejsce na Rookgaardzie z wszystkich światów - a co pochwalę się heh) oraz kilka również nie małych skilli. Postanowiłem odpocząć trochę od Yallaha, a że wchodziły akurat nowe światy to założyłem postać na Neranie. Tak narodził się Yst :-)
Postać którą osiągnąłem znacznie więcej, jednak mało kto ją zna :-) Na Neranie grało się naprawdę bardzo przyjemnie. Tworząc świeżą postać mogłem na nowo poczuć jak to jest zaczynać od zera. Co prawda brakowało mi starych znajomych, ale z drugiej strony można było poznać nowych. Yst rósł w siłę, prowadzona przez niego gildia (Shtams) również, ogólnie było zajebiście.
Jednak wciąż nie mogłem zapomnieć o swojej starej postaci. Czasami wracając do znajomych na Danubię podexpiłem coś, połowiłem rybki i w końcu postanowiłem, że odrobię straty po śmierci. Zabrałem się od lvla.
Później przyszedł czas na fishing.
W między czasie rozdawałem znajomym moją kolekcje. Trochę tego było jak na tamte czasy, więc na pewno uszczęśliwiłem kilku kolegów :-)
Czas mi mijał bardzo miło do czasu hacka :-) Wadliwe UOSU wyniosło mi wszystkie postacie na Maina. Trochę żal mi było tego wszystkiego, ale cóż - życie :-)
Po hacku praktycznie zaprzestałem grać w Tibię, jeśli nie liczyć kilku postaci pożyczanych od kolegów, ale grą tego nazwać za bardzo nie można :-)
Jeszcze oczywiście walnę refleksje na temat dzisiejszej Tibii. Jest do dupy. Zero klimatu, jedno wielkie gówno, milion no liferów :-)
Pozdrowienia i całusy dla wszystkich kolegów, koleżanek i s-menów :-)
Y'all