Temat: Autobiografie
Zobacz pojedynczy post
stary 16-03-2009, 21:42   #9
Shantirell
Użytkownik Forum
 
Shantirell's Avatar
 
Data dołączenia: 27 12 2007
Wpisy bloga: 2

Posty: 43
Świat: Harmonia
Domyślny


Szczerze mówiąc nie zabardzo na początku kwapiłem się do napisania własnej biografii. Głównie dla tego, że moja kariera Rookstayera jak i ogólnie gracza rozpoczeła się dopiero niedawno, a wszystkie dotychczas umieszczone w tym temacie prace są graczy z wieloletnim stażem. Po prostu byłbym w pewnym sensie zawstydzony. Co jednak skusiło mnie do napisania tego tekstu? Odpowiedź jest bardzo prosta, a znajduje się w poprzedzającym mój poście i słowach w nim zawartych: "napisałem to dla ludzi, którzy mnie znają". Postanowiłem więc się "zrewanżować", czego efektem jest to co właśnie czytacie. Zapraszam więc do lektury. :)


Rok 2006, może 2005, szósta klasa podstawówki. Oczywiście brak jakiegokolwiek internetu. O Tibii dowiedziałem się zapewne na przerwie między lekcjami. Podczas gdy "pierwszaki" ganiały się po całej szkole, my, elita, udawaliśmy poważnych. Oczywiście rozmawiając o grach czy innych tego typu tematach. Rozmowa skierowała się właśnie na ostatni tytuł, w którego graliśmy. I wtedy pierwszy raz usłyszałem o Tibii. Jak wiadomo, lepiej wszystko zobaczyć samemu, tak więc, po bliżej nieokreślonym czasie wysłuchiwania wciąż tego samego, jaki ten piszczel jest fajny, postanowiliśmy sami się o tym przekonać. Ze sporą już wiedzą, np. o Orshabaalu czy behemotach, poszedliśmy do kolegi. I cóż zastaliśmy? "Piękną" grafikę 2d i pare wesołkowatych pixeli łażących po ekranie. Wpierw co się okazało to niezbyt przyjemna sytuacja zrookowania postaci naszego znajomego. Oczywiście wszyscy odrazu stwierdzili, że ta gra jest do *** i nie zamierzają dalej jej oglądać, o graniu nie wspominając. Gra miała jeszcze wtedy klimat. Niestety, nie za bardzo mnie wtedy pociągała. Innymi słowy, słuch o niej zaginął.

Rok później (2007), już w gimnazjum, wreszcie stałem się dumnym posiadaczem osiedlowego internetu z prędkością 756 kB/s, który oczywiście nie chciał działać przez okropnie długi okres: całych dwóch dni. O Tibii wtedy już zupełnie nie pamiętałem. Aż, nie wiem w jakich okolicznościach, dostałem "olśnienia" i przypomniało mi się o pixelkowatej grze. A, że, nie miałem wówczas ochoty na nic innego postanowiłem zagrać. Pierwszym światem była chyba Amera i postać maga, który po paru dedach mi się znudził i założyłem nową postać. Wykonując carlin sword quest natknąłem się (a raczej natkneliśmy się, bowiem samotna wyprawa do minotaur hell na takim poziomie była jeszcze wtedy po prostu głupotą) na gracza z niewiarygodnie wysokim poziomem - ok. 30. Bardzo się nim zaciekawiłem. I nie pamiętaj już jak, sam zacząłem grać Rookgaardzie...

Pare poziomów zdobytych na Amerze i w końcu przeniosłem się na Harmonie. Oczywiście, nie pamiętam czemu. ^^

To były jeszcze moje "noobowe" czasy. Trapy, blokowanie respa etc. Na tych bezsensownych zabawach minął spory czas. Poznałem pare innych Rookstayerów, z którymi robiłem dokładnie to samo, aż w końcu stworzyliśmy gildię, która nosiła nieszczęsną nazwę Harmonia... Rookslayers. Ale my, jako panowie Rookgaardu, nie przejmowaliśmy się tym, toż to przecież jest również poprawna nazwa! :)
Z drugiej jednak strony, myślę, że w gruncie rzeczy była ona rzeczywiście słuszna. Znakomicie, bowiem, obrazowała kim wówczas byliśmy... swego rodzaju zabójcami klimatu Rookgaardzkiego.

Powiem szczerze, że całkiem miło spominam te czasy, które, choć pełne fragów itp. "świństw", wciąż jednak były okresem magicznym, okresem, w którym każdego dnia odkrywało się coś nowego. Tak, to jest właśnie najlepszy moment w każdej grze... początek, a w tym wypadku wyspa nowicjuszy, choć nie tak rozległa jak kontynent, wielka wszakże duchem.
Nie była to jednak tylko sielanka. Nie obyło się więc bez paru wrogów. A nie byli to byle jacy "wrogowie". Na samym, bowiem, początku naszej "czarnej księgi" znajdował się nie kto inny jak sam Lesiu Obwiesiu. Trafił tam głównie dla tego, że posądzaliśmy go za to, że botuje. Kojarzy mi się z tą kwestią przezabawna sytuacja, gdy część mojej gildii reportowała Lesia, rzekomo bocącego na wasp tower. Po nie znanym mi czasie zalogował się GM. Oczywiście nic się nie stało, bo Lesiu czuwał i udało mu się nawet pstryknąć fajną fotę. :P
Ach, cóż za piękne wspomnienie. Szkoda tylko, że nie mam już tych starych zdjęć i z każdym dniem wszystko zapominam...
Nagle, nie wiedzieć czemu, gildia się rozpadła. Wszyscy, jakby w zmowie, przestali grać. Najpierw liderka, potem stary przyjaciel i jedna z pierwszych osób jaką poznałem w grze. Zanim się obejrzałem nie grali już wszyscy. W między czasie Tibia powoli zaczynała mi się nudzić. Wpadłem, wreszcie, na szalony pomysł zdedania się o "parę" poziomów, który zakończył sie również odejściem od gry. :P


Powrót i pierwsze z czym się spotykam to zaproszenie do gildii... Lesia Obwiesia. Trochę zmądrzałem i "odnoobiałem", tak więc rozpoczeła się moja nowa era.


Powoli, lecz konsekwentnie odrabiałem stracone poziomy. Spostrzegłem wówczas, na skraju przepaści, na szczycie niewysokiej skały, z której wypatruje wrogów samotny minotaur, odległy ląd, kontynent. Poczułem ochotę gry na Mainie. Jednakże, nie chciałem całkowicie "zrywać" z Rookgaardem, obrałem więc imię, które łączyłoby te dwa światy. Jako paladyn z nickiem Kendram, wyruszyłem na podbój, do tej pory obcej mi części gry.


Jak jest jednak dziś? Pierwsze co nasuwa się na myśl to żal. Choć właściwie nie mam prawa by to mówić, bo w końcu gram od niedawna, to jednak napiszę te słowa: to już nie jest to samo. Coraz mniejsza chęć do gry, coraz mniejsza satysfakcja. Ale czyż nie dzieje się tak ze wszystkim? Takie jest już prawo tego świata. Wszystko, prędzej czy pózniej musi się znudzić.

Mógłbym jeszcze długo o tym wszystkim pisać, chciałbym jednak skończyć już Was dręczyć i ogłosić, że absolutnie wiem, że moja autobiografia jest pełna wszelakich błędów i wyszło masło maślane, ale... "piszę to dla ludzi, którzy mnie znają" i jeśli mój post zostanie skasowany nie przejmę się tym.

Na zakończenie pragnąłbym pozdrowić wszystkich, których spotkałem w ciągu całej mojej gry i wszystkich tych, których nie dane mi było poznać, innymi słowy, Was czytelników. Życzę Wam by udało Wam się odnaleźć swoje miejsce na tym świecie, oby powodziło Wam się w życiu, nauce i prywatnie, oby ta beznadziejna gra nie pochłoneła Wam całego, wbrew pozorom, krótkiego życia...


Lepiej być panem Rookgaardu, niż noobem na Mainie.
Lord Janex
__________________
"Dopóki nie skorzystałem z internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów."
S. Lem

Ostatnio edytowany przez Shantirell - 21-03-2009 o 22:03.
Shantirell jest offline   Odpowiedz z Cytatem