Jesteś tu: Tibia.pl / Forum

Wróć   Forum Tibia.pl > Dla początkujących > Tajemnice Rookgaardu

Notki

Tajemnice Rookgaardu Wyspa początkujacych. Każdy tutaj zaczyna...
Odpowiedz
 
Opcje tematu
stary 30-10-2006, 21:19   #41
Borpol
Użytkownik Forum
 
Borpol's Avatar
 
Data dołączenia: 27 08 2006

Posty: 64
Stan: Niegrający
Borpol ma numer GG 2065537
Domyślny Rozdział III - Zły nekromanta

Rozdział III

Słyszeliśmy nadciągające kroki. Niewiedzieliśmy co robić. Żaden z nas niemiał zbroi. Jedyne co miałem był krótki miecz.
- Schowajcie się za biórko!
Pobiegli za biurko strażnika a ja za nimi. Kiedy strażnik wrzedł do pomieszczenia nawet niezauważył że cele są otwarte. Przykucną przy ścianie, zamkną oczy i zasną. My prygotowani do obrony poczuliśmy się zirytowani. Związałem go liną znalezioną w szufladzie biurka poczym szybko wyszliśmy z wiezienia.
- Do widzenia wam przyjaciele! Może jeszcze kiedyś się spotkamy!
Odpowiedzieli na pożegnanie. Krasnolud poszedł do karczmy napić się piwa natomiast elf poszedł do sklepu dla łuczników.
Niewiedziałem co robić. Tęskniłem za mamą i dziadkiem. Pierwsze kroki skierowałem do portu. Wielu marynarzy bało się płynąć na wyspę po ostatnich wydarzeniach. Tylko jeden z nich chciał ale żadał za podróż majątek którego nieposiadałem. Poszedłem do karczmy wszystko obmyślić. Już z daleka widać było że w karczmie jet jakaś bujka.Podeszłem i zobaczyłem że w środku karczmy jest nekromanta! Odwróciłem się i zaczołem biec i zastanawiać się: ,,Jak król Tibianus III mógł pozwolić by nekromanta był w jego mieście? A demon na Rookgaardzie? Co to wrzystko znaczy?'' Nagle przypomniałem sobie że krasnolud miał pić piwo w karczmie. Na pewno jeszcze tam jest! Chwyciłem za miecz i zaczołem biec w strone karczmy by go uratować. Wbiegłem do budynku. Nekromanta trzymał pijanego krasnoluda i miał właśnie zadać cios który by go zgładził. Niemyśłąc wiele wyciągnąłem miecz pchnąłem nim prosto w sługe ciemności. Zawył i uderzył mnie czymś co wygłądało jak pałka z czaszką na końcu. Złamał mi lewą ręke. Przekręciłem mieczem i jednym ciosem odrąbałem nim głowę. Krasnolud upadł na ziemię.
- Ty uratowałeś mi życie! Wzamian za to pomoge dostać ci się na tą wyspę z której pochodzisz! Mam brata który pracuje jako tratwiarz* w podziemiach mojego miasta. Chętnie ci pomoże!
- Dziękuję - mruknołem przeszukując trupa nekromanty.
Znalazłem w nim dziwny zwój. Był napisany językiem elfów.
- Akurat znam jednego elfa który pomoże mi to przetłumaczyć - pomyślałem poczym uśmiechnołem się. Znalazłem równierz w nekromancie dziwną pałkę którą mógłbym sprzedać.
- Czas znaleść naszego elfa! - rzekłem poczym razem z krasnaludem wyszliśmy z karczmy.

C.D.N.
* - niewiem czy takie słowo istnieje ale innego znaleść niemogłem
__________________
Po roku grania w Tibie znudziła mi sie!
Ale Fake'i to se oglądam niedługo bedzie mój pierwszy Fake Story...
Borpol jest offline   Odpowiedz z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stary 30-10-2006, 21:30   #42
Michaello
Użytkownik Forum
 
Michaello's Avatar
 
Data dołączenia: 05 08 2006

Posty: 281
Stan: Na Emeryturze
Profesja: Elder Druid
Domyślny

Cytuj:
Oryginalnie napisane przez Borpol Pokaż post
Rozdział III

[...] Niewiedzieliśmy [...] biórko! [...] wrzedł [...] niezauważył [...] prygotowany [...] wrzystko [...] Niemyśłąc [...] Wzamian [...] równierz w nekromancie [...] znaleść [...] krasnaludem [...] niemogłem
Po kolei: oddzielnie, u zwykle, ''sz'', oddzielnie, ''przy'', ''sz'', oddzielnie i ''l'', oddzielnie, to jakos dziwenie brzmi ;], znalezc, krasnoludem, oddzielnie.
Michaello jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 31-10-2006, 14:36   #43
Borpol
Użytkownik Forum
 
Borpol's Avatar
 
Data dołączenia: 27 08 2006

Posty: 64
Stan: Niegrający
Borpol ma numer GG 2065537
Domyślny Rozdział IV

@up po pierwsze to z polaka orłem nie jestem =] oki lecimy

Rozdział IV

Wychodziliśmy z karczmy ale zamin wyszliśmy zatrzymał nas właściciel karczmy i powiedział że za ocalenie jego interesu możemy spać tu za darmo.
- Potem poszukamy elfa narazie prześpijmy się - powiedziałem do kranoluda.
- Zgoda, ale najpierw napijmy się!
Jak powiedział tak zrobiliśmy. Piliśmy wino i piwo do późnej nocy. Każdy który był w karczmie podczas walki z nekromantą stawiał nam kolejkę i toast. Wkońcu poszliśmy spać.
Tej nocy znowu miałem wizję. Widziałem pomieszczenie w którym były trzy demony i trzech podrużników. Na jednej z twarzy widziałem siebie. Atakowałem jednego z demonów.
Wizja się skończyła. Widziałem tylko że w moim życiu darzy się jeszcze niejedna przygoda.
Rano razem z krasnoludem mieliśmy ogromnego kaca.
- Muszę wyjść na spacer się przewietrzyć - powiedziałem.
- Dobrze ale wracaj niedługo. Musimy znaleść tego elfa - odrzekł.
Na ulicach Thaisu coś się działo. Wszędzie byłi żołnierze. Matki rzem z dzićmi niewychodzili z domu. Nieliczni mężczyźni stali przed domami i patrzyli. Nagle zobaczyłem że jakiś dosyć młody chłopak wiesza trzy plakaty na ścianie budynku. Podeszłem do nich. To były listy gończe za mną, krasnoludem i elfem! Szybko zakryłem twarz kapturem i wycofałem się do karczmy. Wszedłem do pokoju.
- Musimy uciekać z thaisu! Wrzędzie są listy gończe za nami. Znajdziemy elfa i się ewakuujemy.
Krasnolud wziął swój słaby topór i powiedział: ,,Gotowy!'' Kiwnąłem głową. Obaj wyszliśmy z karczmy. Wiedzieliśmy że tylko że elf miał mieszkać u swego kuzyna gdzieś na obrzeżach miasta. Poszukiwania trwały do wieczora. Wkońcu znaleźliśmy ten budynek. Mieścił się w małej wiosce o nazwie Greenshore. Weszliśmy do haty. W środku były dwa elfy.Jeden z nich tatychmiast zareagował.
- A to są ci moi przyjaciele. Pomogli mi się wydostać z więzienia!
Elfy witały się z nami około pięciu minut. Wkońcu dały nam mówić:
- Przepraszamy że przeszkadzamy ale musicie nam pomóc.
Dałem im zwój z nekromanty. Elfy spojrzały na niego. Ich miny zrobiły się niespokojne.
- Dajcie nam czas na rozszyfrowanie. Jest napisany staro elfickim językiem - odrzekli.
Po kilku minutach oświadczyli:
- Nie jest to może dokładne ale troche rozszyfrować nam się udało. Brzmi to mniej więcej tak: Kiedyś demony wykuwały swój oręż na wyspie... Pewnego razu jakiś złodziej chciał go ukraść. Popłyną więc na tą wyspę... i pokonał demony. Dotkną najlepszego miecza jaki mieli i nagle... Od tamtej chwili jako demon panuje na wyspie Rookgaard. Raz na 1000 lat demony mogą przybrać postać człowieka. Potrfią zapanować również nad umysłami ludzi i zwierząt.
To wyjaśniało by demona na wyspie! muszę wracać cokolwiek się stanie! - pomyślałem.

C.D.N.
@all
Plz no coment o błędach... stresuje mnie to
__________________
Po roku grania w Tibie znudziła mi sie!
Ale Fake'i to se oglądam niedługo bedzie mój pierwszy Fake Story...
Borpol jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 31-10-2006, 15:34   #44
Michaello
Użytkownik Forum
 
Michaello's Avatar
 
Data dołączenia: 05 08 2006

Posty: 281
Stan: Na Emeryturze
Profesja: Elder Druid
Domyślny

@Borpol
Na prawde nie chcesz, zebysmy cie poprawiali?
Przeciez to nie krytyka. I ty sie ucieszysz jak potem bedzie bezbledne opowiadanko ;]
Michaello jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 31-10-2006, 19:55   #45
Borpol
Użytkownik Forum
 
Borpol's Avatar
 
Data dołączenia: 27 08 2006

Posty: 64
Stan: Niegrający
Borpol ma numer GG 2065537
Domyślny

@up no może... =]

chwilowo przerywam historię z dwóch powodów:
1) Prawie prócz ciebie i mnie nikt sie niedopisuje
2) Chwilowo niewiem jak zrobić by bohaterowie wrócili na Rook =/
__________________
Po roku grania w Tibie znudziła mi sie!
Ale Fake'i to se oglądam niedługo bedzie mój pierwszy Fake Story...
Borpol jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 31-10-2006, 20:02   #46
Michaello
Użytkownik Forum
 
Michaello's Avatar
 
Data dołączenia: 05 08 2006

Posty: 281
Stan: Na Emeryturze
Profesja: Elder Druid
Domyślny

@Borpol
Niech sie zrokujom xD

@Down
Heh... Ale wymysl cos normalnego

Ostatnio edytowany przez Michaello - 31-10-2006 o 20:05.
Michaello jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 31-10-2006, 20:04   #47
Borpol
Użytkownik Forum
 
Borpol's Avatar
 
Data dołączenia: 27 08 2006

Posty: 64
Stan: Niegrający
Borpol ma numer GG 2065537
Domyślny ...i dalej Rozdział V

Rozdział któryś z kolei...

Wkońcu bohaterowie dedalisię tak długo na ratach aż pojawili się w świątyni na rooku xD

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ ~~~~~~~~~

Rozdział V

- Musimy dostać się na Rookgaard i powstrzymać go! - wrzasnąłem.
- JESTEM ZA!!! - ryknął wściekły krasnolud.
- Wspominałeś kiedyś że twój kuzyn jest tratwiarzem. Dało by się go namówić by pomógł mi do płynąć na wyspę?
- Oczywiście że nie! Nie popłyniesz tam sam. Popłyniemy tam razem - odpowiedział.
Wziołem swój plecak, łuk, miecz, dziwną pałkę nekromanty i żywność.
- Ruszamy do miasta krasnoludów - powiedziałem - Dziękuję za gościnę elfie. Do wiedzenia wam!
Wyszliśmy z chaty. Na dworze lało. Zakryłem glowę kapturem i razem z krasnolude wyszliśmy na zimne, czyste powietrze. Nim przeszliśmy około 100 metrów zobaczyliśmy że ktoś nas goni. Pomyśleliśmy że to jeden ze strażników. Przez deszcz łabo było widać alecz widzieliśmy że ma broń. Z pochwy wyjąłem broń i czekałem na atak. To niebył strażnik to był elf krzyczący: Przyjaciele to ja! Elf Nash'bul!
- Co ty tutaj robisz?!? - wrzasnąłem ponieważ ulewa coraz mocniejsza i coraz słabiej słyszeliśmy siebie nawzajem.
- Niemogłem was zostawić. Przyda wam się pomoc w pokonaniu tego demona.
- Skoro tego chcesz... Witaj! Niemożemy tutaj rozmawiać! Leje coraz bardziej.
I tak ja, elf i krasnolud znaleźliśmy jaskinie w której przespaliśmy noc.
Następnego dnia doszliśmy do posterunku krasnoludów na moście gdzie mile wzkazały nam dragę do miasta krasnoludów - Kazordoon. Po godzinie wędrówki znaleliśmy się w wąwozie gdzie wg. Dardena było już niedaleko do celu naszej wędrówki. Po dwóch godzinach znaleźliśmy wejście do podziemi gdzie mieści się miasto.
W podziemiach gór było mało światła. Nie raz zdarzyło się że wpadliśmy na siebie. Zrobiliśmy postój. Następnego dnia znów ruszyliśmy w drogę. Dopiero pod wieczór ujżeliśmy swiatła Kazordoon.
- Choćmy się napić wina i piwa! - krzyknął Darden.
- Nie. Musimy jak najszybciej dostać się na Rookagaard. Gdzie mieszka twój kuzyn?
- Na zachód. Tam pracuje przez cały dzień i noc. Poprowadze was - odpowiedział ze zmieszaną twarzą.
Po pięciu minutach drogi znaleźliśmy małą chatkę przy podziemnej rzece. Niedaleko siedział stary krasnolud z czarną brodą. Darden zaczął biec w jego strone krzycząc:
- Kuzynie! To ja Darden!
- Ach... To ty! Masz mój kufel piwa który kiedyś wygrałem w zakładzie?
- Eeee... oczywiście ale dam go potem. Jest tu ważniejsza sprawa. Powie ci ten człowiek.
- Witaj. Nazywam się Morgaroth i pragnę prosić cię o przysługę. Musimy powstrzymać demona. Mieszka on na wyspie zwanej Rookagaard. Czy pomożesz dostać się nam na tę wyspę? - powedziałem i zapytałem.
- Oczywiście że pomogę. Wskakujcię na tratwę.
Wrzyscy weszliśmy na pokład.
- Uwaga odpływamy!
Odepchną łudź wielkim kijem od brzegu. Popłyneliśmy z prądem rzeki.
Po dwóch dniach żeglugi trafiliśmy na rozgałęzienie.
- Musimy podjąć decyzję. Jedna draga prowadzi na wyspę Rookgaard lecz druga niestety prowadzi do olbrzymiego pająka zwanego potocznie The Old Widow - Czarna Wdowa.
Jako iż tratwiarz jest lewo ręczny popłyneliśmy w lewo...

C.D.N.
__________________
Po roku grania w Tibie znudziła mi sie!
Ale Fake'i to se oglądam niedługo bedzie mój pierwszy Fake Story...

Ostatnio edytowany przez Borpol - 01-11-2006 o 17:48.
Borpol jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 01-11-2006, 21:16   #48
Pan Klocek
Rook-User roku 2007
 
Pan Klocek's Avatar
 
Data dołączenia: 22 06 2004
Lokacja: Zielona Góra
Wiek: 40

Posty: 716
Stan: Niegrający
Imię: Pan Klocek
Profesja: Rookstayer
Świat: Titania
Poziom: 51
Skille: 27 fist
Domyślny

Panie Borpol nie wszyscy potrafia opowiadac tak duzo i tak szybko. Nawet nawet te Twoje opowiadania, jest w nich kilka ciekawych fragmentow.
Podoba mi sie styl niejakiego Alessandro Del Piero, prawie trafia w moj gust <smieje sie>
Wlasnie dopracowuje moja kolejna opowiesc i niedlugo ja uslyszycie...


A tak na marginesie, ale sie temat rozwinal, kto by pomyslal!
__________________
Chwile z życia Pana Klocka

Klocek-Clan

"W tym szaleństwie jest metoda. Wal ich wszystkim, co masz. Wal ich mocno i szybko. Wal ich, póki nie przestaną się ruszać. Oto metoda"
-Krusk zabójca Tanar'ri


Pan Klocek jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 01-11-2006, 21:52   #49
Alessandro Del Piero
Użytkownik Forum
 
Data dołączenia: 08 04 2006
Lokacja: Rydułtowy

Posty: 156
Stan: Niegrający
Alessandro Del Piero ma numer GG 6815433
Domyślny

Nieźle Borpol, ale oni popłyneli na Rook czy do Old Widow? A ja sam sie nie spodziewałem, że jeszcze mnie nikt nie skrytykował za mój tekst. To był mój debiut . Najpóźniej w sobote powinien być 2 rozdział

@Pan Klocek

wg mnie to najciekawszy temat na tym podforum, wiec sie nie dziw, że jest tak popularny

Ostatnio edytowany przez Alessandro Del Piero - 01-11-2006 o 21:54.
Alessandro Del Piero jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 02-11-2006, 16:10   #50
Borpol
Użytkownik Forum
 
Borpol's Avatar
 
Data dołączenia: 27 08 2006

Posty: 64
Stan: Niegrający
Borpol ma numer GG 2065537
Domyślny Rozdział VI

@up & up 2x

Wzruszyłem się dziex

Rozdział IV

Płyneliśmy z prądem rzeki już dwa dni. Zaczeliśmy się obawiać czy niepływamy w kółko. Wrócić niemoglibyśmy ponieważ prąd rzeki nam niepozwalał a prowiant się kończył. Zostało go na najwyżej jeden dzień.
- Zaczynam się obawiać że popłyneliśmy w złą stronę. Na Rookgaard powinniśmy doplynąć wczoraj i... - mówił i nagle urwał tratwiarz.
- Co się stało? - powiedziałem i nagle z prawej strony zobaczyłem ogromną pajęczynę a naniej trzy trupy. Niedaleko leżała rozbita łódź. Blady strach padł na drużynę i tratwiarza.
- Musimy zawrócić w jakikolwiek sposób! - wrzasną przestraszony krasnolud - Zginiemy!
- Uspokój się niezginiemy - pocieszałem.
- I tak niemożemy już zawrócić powiedział elf.
Wrzscy jednocześnie kiwneliśmy głowami.
Po dwóch godzinach płynięcia w cieniu pojawiło się ,,coś''. Każdy wiedział co to. Elf wyciągnął swój drewniany łuk, krasnolud swój topór, tratwiarz kij a ja miecz. Oczekiwaliśmy na atak pająka. Zaczeło kroczyć w naszą stronę po skałach z lewej strony. Jeszce jej niewiedzieliśmy. W końcu ujrzeliśmy. To był mały pajączek ecz jego ciń wydawał się wielki. Wrzyscy uspokoili się. W tej amej chwili z lewej strony wyskoczyła Czarna Wdowa. Skoczyła na naszą trawtwę, wydała z siebie dziwny ryk i złapała naszego tratwiarza. Zanim zareagowaliśmy wielki pająk przegryzł go na dwie równe części.
- KUZYNIEEEEE!!! - wrzasną z cełej siły krasnolud - NIEDARUJĘ CI!!! ZGINIESZ!!!
I rzucił się wymachując swoim toporem w bestie. Ja z elfem za nim.

C.D.N...

@all
To był taki króciutki rozdział żebyście poczuli dreszczyk i poczekali na następny rozdział
__________________
Po roku grania w Tibie znudziła mi sie!
Ale Fake'i to se oglądam niedługo bedzie mój pierwszy Fake Story...

Ostatnio edytowany przez Borpol - 03-11-2006 o 20:40.
Borpol jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 02-11-2006, 16:24   #51
- Prodigy -
Użytkownik Forum
 
- Prodigy -'s Avatar
 
Data dołączenia: 03 07 2006

Posty: 575
Domyślny

Mam nadzieję, że teraz, gdy okolice powoli zaczynają pokrywać się śniegiem, więcej osób zagości do karczmy .
__________________
You have the strongest armour, because you are the weakest.

- Prodigy - jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 02-11-2006, 16:50   #52
Regoor
Użytkownik Forum
 
Regoor's Avatar
 
Data dołączenia: 25 10 2006
Lokacja: Opole

Posty: 134
Stan: Początkujący
Imię: Myalitth
Profesja: Rookstayer
Świat: Candia
Poziom: 70
Regoor ma numer GG 1682441
Domyślny

Wszystkie opowiadania bardzo mi sie podobaly.
Owszem bylo troche bledow i bledzikow oraz powtorzen, ale nie jest zle.
I zachecam do dalszej tworczosci!
Jak to przyslowie mowi: "Praktyka czyni mistrza".


Pzdr,
Instanty.
__________________
Prawdopodobnie osoba z największą ilością notek w historii forum tibia.pl.

Ostatnio edytowany przez Regoor - 02-11-2006 o 16:51.
Regoor jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 03-11-2006, 00:00   #53
Alessandro Del Piero
Użytkownik Forum
 
Data dołączenia: 08 04 2006
Lokacja: Rydułtowy

Posty: 156
Stan: Niegrający
Alessandro Del Piero ma numer GG 6815433
Domyślny Magiczna czapka

II Rozdział

Flyn obudził sie w pomieszczeniu które tylko raz widział, kiedy jego ojciec wrócił ranny z polowania. Był to szpital, gdzie ranni mieszkańcy Rookgaardu wędrowali, by zasięgnąć pomocy uzrowiciela Cipfrieda. Było to pomieszczenie gdzie stało szesnaście łóżek, w rzędach, jedne obok drugiego. Niedaleko było biurko Cipfrieda, który notował coś przy swoim biurku. Był to młodzieniec odziany w brązową szate, która oznaczała, że należy do bractwa mnichów. Flyn słyszał historie o tym bractwie, że każdy mnich ma pod opieke jedno miasto, a jeśli czegoś nie dopilnuje to zostaje skazany na wygnanie, gdzie najczęściej przechodzi na złą ścieżke. Flyn czuł sie bardzo dobrze fizycznie, mimo ogromnego wysiłku jaki spotkał go w nocy. Był jednak w bardzo złym stanie psychicznym. Ciągle migotały mi przed oczami straszne obrazy śmierci rodziców. Jego łóżko znajdowało sie najbliżej drzwi i nagle usłyszał rozmowe dwojga ludzi, którzy rozmawali za drzwiami.

-Hiyancynthcie! - usłyszał głos Seymoura - Co ty sobie wyobrażasz, uczyć rekrutów takich potężnych czarów! Chcesz żeby król Tibianus zamknoł nas wszystkich w lochu?!
-Ja nigdy nie uczyłem nikogo tego czaru! - odparł przerażonym głosem Hiyancynth - Sam używałem go zaledwie kilka razy w życiu, a pozatym to niemożliwe, że chłopiecowi w tak młodym wieku udało sie rzucić te zaklęcie i najbardziej fascynujące jest to, iż było ono tak potężne, że zburzyło cały dom! Nigdy nie widziałem tak potężnej mocy.
-Dlatego podejmę decyzje, że w mieście przestanie sie nauczać magii.
-Dlaczego? Przecież możemy dalej to rozwijać i spowodować, że chłopiec będzie najpotężniejszym czarownikiem w Tibii
-Lub czarnoksiężnikiem Hiyancynthcie. Ja wole nie ryzykować. Magia przestaje obowiązywać na Rookgaardzie, a ty masz sie wynieść z miasta, bo coś czuje, że będziesz chciał dalej nauczać tego chłopca. STRAŻ!

Po tej rozmowie Flyn usłyszał krótką szarpanine, lecz po chwili drzwi szpitala otworzyły sie i do środka wkroczył Seymour i kiwnoł głową do Cipfrieda, a ten na ten znak wyszedł bez słowa z komnaty. Seymour był osobą w średnim wieku, lecz wyglądał o jakieś dziesieć lat starzej, może przez to, że prawie cały czas musiał załatwiac różne interesy i miał bardzo mało czasu na odpoczynek.

-Jak sie czujesz? - zapytał Seymour
-Dobrze - odpowiedział troche niezgodnie z prawdą Flyn
-Musisz być załamany z powodu straty rodziców..., ale nie martw sie, zamieszkasz od dzisiaj w Akademi, razem z Yominem.
-Jak ja użyłem tej mocy? Musze sie zobaczyć z Hiyancynthem! - krzyknoł Flyn
-Niestety Hiyancynth zostaje wygnany z miasta i nikt nie może utrzymywać z nim kontaktów.
-Ale ja chce znac odpowiedź skąd ja potrafie robić takie rzeczy, skoro nie miałem wcześniej o tym pojęcia!
-Jak dorośniesz to popłyniesz na Mainland i tam jest bardzo dużo uczonych i oni bez problemu odpowiedzą na wszystkie twoje pytania. - powiedział Seymour po czym wyszedł.

Nim jednak zamknoł drzwi wrócił Cipfried i chciał mu podać jeden z magicznych napojów Hiyancyntha, gdy jednak Flyn powiedział, że czuje sie bardzo dobrze, mnich bardzo sie zdziwił i ze zmarszczonym czołem zbadał go dokładnie po czym stwierdził, że Flyn nie ma żadnego siniaka, ani stłuczenia. Jest zdrów jak ryba. Po badaniu Cipfried powiedział, że jest wolny i może udać sie do swojego pokoju. Flyn wyszedł ze szpitala i znalazł sie w oświetlonym pochdniami lochu. Niedaleko czekał na niego przerażony Yomin. Flyn opowiedział mu całą historie i po tym opowiadaniu Yomin powiedział:

-Ty przynajmniej znałeś swoich rodziców, a ja nawet ich nie widziałem...

Flyn chciał tylko jednego. Żeby ten dzień już sie skończył, choć było dopiero południe. Nie miał ochoty wychodzić na rynek, bo wiedział, że będzie odrazu wypytywany przez ludzi o wydarzenia z poprzedniej nocy, a nie miał ochoty przeżywać tego jeszcze raz.
Wszedł do pokoju i pierwsze co mu sie rzuciło oczy to namalowany na płutnie spis mieczy, odkrytych na Rookgaardzie, który dostał od Dallheima. Od razu rozpoznał szeroki miecz który mieli napastnicy. Nosił nazwe Carlin Sword. Potem Yomin pokazał mu swój miecz o wyglądu szabli pirackiej o nazwie Sabre, który również był podarkiem od Dallheima kiedy przyszedł z polowania na orki. Tak mijała godzina za godziną, a Yomin opowiadał Flynowi o historii broni na Rookgaardzie. Flyn nigdy nie pomyślał, że może to być takie ciekawe. Kiedy wreszcie w Akademi nastała cisza nocna obaj udali sie do łóżek, lecz Flyn nie mógł zasnąć. Myślał o tym co stało sie dopiero kilkadziesiąt godzin temu, a czuł jakby od tego wydarzenia upłyneły całe lata...



W tym rozdziale troche mniej akcji, ale mam nadzieje, że nie jest gorszy od pierwszego . Krytyka mile widziana
Alessandro Del Piero jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 03-11-2006, 08:23   #54
Michaello
Użytkownik Forum
 
Michaello's Avatar
 
Data dołączenia: 05 08 2006

Posty: 281
Stan: Na Emeryturze
Profesja: Elder Druid
Domyślny

Cytuj:
Oryginalnie napisane przez Alessandro Del Piero Pokaż post

(...) szate tymbractwie ścieżke sie rozmowe zamknoł pozatym chłopiecowi decyzje sie sie kiwnoł dziesiesieć sie troche sie Musze sie krzyknoł
zamknoł nazwe sie

Jak chciales... To wszystkie literowki akie znalazlem... Ale opowiadanko bardzo fajne

@Prodigy
Oups, moj blad ;/ Sorki, pomylka. Pomyslalem sobie, ze biurko sie pisze przez o z kreska ;/ Co nie znaczy, ze nie znam ortografii x(

Ostatnio edytowany przez Michaello - 03-11-2006 o 14:53.
Michaello jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 03-11-2006, 12:06   #55
- Prodigy -
Użytkownik Forum
 
- Prodigy -'s Avatar
 
Data dołączenia: 03 07 2006

Posty: 575
Domyślny

Cytuj:
Oryginalnie napisane przez Michaello Pokaż post
Jak chciales... To wszystkie literowki akie znalazlem... Ale opowiadanko bardzo fajne
Fakt, wyłapałeś większość błędów, tylko powiedz mi, co Ci się nie podoba w słowie "biurko" ?

@ADP - Nie szkodzi, że mniej akcji, ważne, żeby przyjemnie się czytało. Jest nieźle, ale chciałbym, żebyś stosował więcej opisów przyrody, sytuacji, emocji - nie żałuj sobie przymiotników i porównań, a opowiadanie na pewno zyska na wartości
__________________
You have the strongest armour, because you are the weakest.

- Prodigy - jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 03-11-2006, 19:31   #56
Michaello
Użytkownik Forum
 
Michaello's Avatar
 
Data dołączenia: 05 08 2006

Posty: 281
Stan: Na Emeryturze
Profesja: Elder Druid
Domyślny

Hehe teraz moja kolej Zabiore sie do pisania opowiadanek
Michaello jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 03-11-2006, 21:29   #57
Borpol
Użytkownik Forum
 
Borpol's Avatar
 
Data dołączenia: 27 08 2006

Posty: 64
Stan: Niegrający
Borpol ma numer GG 2065537
Domyślny Rozdział VII & Rozdział VIII

Nie w moim stylu jest w jednym poście pisać dwa rozdziały ale to co wymyśliłem każe właśnie tak zrobić. Jedyne co moge obiecać to to że tak już niebedzie

Rozdział VII

Jedna wielka armia złożona z z orków, minotaurów i krasnoludów pod przewodnictwem demonów nacierały na małą wieś gdzie ludzie próbowali się bronić. Łucznicy po ukrywali się w domach, za oknami próbując zestrzelić ze swych łuków i kusz jak najwięcej przeciwników. Rycerze na moście próbowali w okopach niepozwolić by armia wkroczyła do wioski. Magowie ukryci za najsilniejszymi rycerzami czarami próbowała rozbić szyki przeciwnika. Druidzi na odległość leczyli reszte rebeliantów. Wioska ta zwie się Rookgaard.
Nagle niebo zrobiło się zachmurzone a ziemia zatrzęsła się. Grunt niedaleko armii nieprzyjaciela rozstąpił się. Zrobiła się wielka dziura z której wyszły trzy demony. Pierwszym z nich był Orshabaal - jeden z trzech piekielnych braci. Drugi demon był to Morgaroth - demon po którym odziedziczył imię. Również jeden z braci. A trzecim demonem był... Trzecim demonem byłem ja!

C.D.N.

Rozdział VIII

Otworzyłem oczy. Niepamiętałem co się stało. Jedyne co pamiętałem było uderzenie w moją głowę. Walnęła mnie Czarna Wdowa. Wstałem. Elf i krasnolud ciągle walczyli z bestią. Niemyśląc zbyt wiele sięgnąłem po miecz i pobiegłem pomóc przyjaciołom. Krasnlud jednym silnym machnięciem topora odcią bestii dwie nogi. Poruszała się już z trudem. Stanowiła łatwy cel. Elf strzelił z łuku w plecy besti. W tym samym czasie krasnolud walną ją w tył. Była zdezorintowana. Wykorzystałem to i rzuciłem mieczem prosto w bestie. Niezdążyła się uchylić i miecz odciął jej głowę. Prze chwilę jeszcze się ruszała poczył opadła do wody.
- Udało się! - wykrzyknął uradowany elf - Raduj się mości Dardenie. Raduj się!
Niestety krasnolud nieodpowiedział. Siedział skulony tyłem na rogu tratwy. Elf podszedł do niego i dotknął jego ramienia. W tej chwili Nash'bul zobaczył co mu jest. Krasnolud siedział i płakał w ręku trzymając kawałek kija tratwiarza. Jego martwego kuzyna.
- Zostaw go. Musi sam do siebie dojść - powiedziałem.
Elf kiwną głową.
Po kilku minutach zobaczyliśmy swiatło na końcu podzimnego tunelu. Powiało chłodem. Było bardzo zimno. W końcu dobiliśmy do brzegu. We trójkę wyszliśmy z tunelu. Wszędzie był śnieg.
- To chyba niejest Rookgaard - zasugerowałem - jest teraz lato...
Naokoło nas były góry. Żadnego żywego ducha.
- Musimy znaleść jakąś jaskinie i rozpalić ogień bo zamarźniemy! - powiedział krasnolud.
Wyglądał jaby zapomniał o stracie kuzyna. Zamurowało to elfa i mnie.
- Tam! Jest tam jakieś wgłebienie w górze. Może nam służyć za jaskinie. - powiedział Nash'bul.
Po kilku chwilach byliśmy już tam i rozpaliliśmy ogień.
- Jak ciepło... - powiedział Darden.
Na niezamarźniętych ścianach były jakieś dziwne rysunki zwieżąt podobnych do słoni. Różniły się tym że były włochate. po paru krótkich rozmowach ,,Co będziemy robić dalej i jak się udamy na wyspę Rookggard?'' poszliśmy spać ponieważ nic niewymyśleliśmy i było już późno.
Rano była wielka burza śnierzna. Zjedliśmy śniadanie już z ostatnich porcji i wtedy to usłyszeliśmy: AAAGHHHHHRRRRR... - ryknął głos tak jakby z góry naprzeciwko. Wyjrzeliśmy i zobaczyliśmy legęde. Człowieka śniegu. Yeti. Wiedzieliśmy że niemamy z nim szans na jego terenie więc cofneliśmy się do jaskini. Na ścianie był napis którego przed chwilą niebylo. Brzmiał on: Witamy na Foldzie...

C.D.N.
__________________
Po roku grania w Tibie znudziła mi sie!
Ale Fake'i to se oglądam niedługo bedzie mój pierwszy Fake Story...

Ostatnio edytowany przez Borpol - 04-11-2006 o 09:24.
Borpol jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 03-11-2006, 22:16   #58
zakazane1991
Użytkownik Forum
 
zakazane1991's Avatar
 
Data dołączenia: 30 09 2006
Lokacja: z nowego jadowa

Posty: 39
Stan: Aktywny gracz
Profesja: Knight
Gildia: Draconus
Świat: Zanera
Poziom: 32
Skille: 65/65
Poziom mag.: 99
Domyślny Sangor- Rycerz bez skazy

opowiadania będą krótkie bo nikomu nie chce sie czytac długich...
Prolog..
Dzień zmierzał ku końcowi. Zmęczeni rolnicy wracali powoli do swoich domów. We wsi szykowała się wielka zabawa. W końcu tylko raz w roku są żniwa. Zapach świeżego piwa i pieczonej baraniny unosił sie nad stołami. Od wielu lat wszyscy mieszkańcy tej wyspy spotykaja sie przy wspólnym stole. Właśnie w tym dniu wyjaśnia się wszystko: Wybuchają miłości, wybuchają konflikty, ludzie dowiadują się o swoim losie. Właśnie korzystanie z wyroczni jest głównym punktem biesiady
Wiele setek lat temu gdy wyspą rządzili jeszcze najemnicy Tibianusa II starano sie wpoić zwyczaje z kontynentu. Budowano pomniki, szkoły, i właśnie wspaniałe wyrocznie.Wyrocznie mówiły ludzią o przyszłości. Miały moc siegania do starozytnych pism.Ich moc musiałabyc jednak ładowana magią. Co jakiś czas przybywał druid i przekazywał część mocy wyroczni.W tych odległych czasach wyrocznie były rozsiane po całej tibii. Jednak III wojna rasowa pogrzebała wszystko. Po raz kolejny wszystkie rasy ruszyły na siebie. Zniszczenia były ogromne. Wojna doprowadziła do tego że aż panowie piekła ruszyli na ziemie. Wiele dobra zostało zniszczone, w tym wyrocznie. Zostało niewiele egdzemplarzy, w tym na tej małej wysepce. Ale ludzie z tibii zapomnieli o wyspie. Moc wyroczni słabła. Dlatego postanowiono otwierać wyrocznie raz do roku.
Ceremonie jak zwykle zaczynali mędrcy i starcy. Stuletni Ermet jako mpierwszy włożyć głowę do srebrnej misy i zanurzył ją w zawartej tam cieczy. Po kilku sekundach wyjął głowę i powiedział:
-Będe żył jeszcze napewno rok-ucieszył się
Coraz więcej osób zaczęło się przewijać przez wyrocznie. Tylko Sangor niechętnie patrzył w stronę wyroczni. Dosiadła się do niego jego miłość, Elyesie
- A ty dlaczego nie idziesz?-spytała
-To nie dla mnie
-Dlaczego? nie chcesz poznać prawdy?
-Nie wiem czy to dobrze znać przyszłośc. Nie lepiej brać życie takie jakie jest?
-Wiem że sie boisz bo w końcu to pierwszy rok w którym możesz spojrzec w wyrocznie. Chociaż spróbuj
-To nie dla mnie
-Sangor-nasz bohater usłyszał głos matki-teraz ty
-Prosze...-Elyesie nie ustepowała
-No dobrze
Sangor niesmiało podszedł do wyroczni i powoli włożył głowe. Najpierw ujrzal wirowanie wody którego zaczęło powoli układac się w obraz. Ujrzał rycerza odzianego w magiczną zbroję przed bramą do piekła. Nagle z drugiej strony wybiegł jakby szatan. Wielka kula ognia zaczęła sunąć w stronę rycerza. W pewnym momencie ogień okrył go całkowicie. Gorąco było nie do wytrzymania.Jednak w jednej sekundzie ogień znikł , a czaszka która składała sie na amulet na szyi rycerzyka pękła i rozpadła się na drobne kawałki. Smieć coraz bliżej
Sangor szybko wyciągnał głowę z wyroczni i upadł na ziemię. W głowie miał setkę myśli, wiele pytań i nagle strach . OGROMNY STRACH
- Co ujrzałeś ?-Spytała matka
-To nie może byc prawda-Sangor głośno myslał
-CO UJRZAŁEŚ?-Matka donośniej się spytała
-matko, Elyesie, ja mam być ... rycerzem w armii Tibianusa!!
-Jak to możliwe?, napewno?-Elyesie dopytywała się
- Tak to pewne-Sangor odpowiedział
-Niech tak sie stanie-powiedział Ermet-Jutro wyruszasz na rook. Ludzie, szykujcie łódź!!
-Sprawdzimy czy podołam przeznaczeniu...-pomyślał Sangor szykując łódź
Uchhh.... ale sie rozpisałem. A miało byc krótko. No cóż każdemu sie zdarza złapać wene. Prosze o komentarze. Jeśli opowiadanie sie spodoba będzie kontunuacja
pozdro

Ostatnio edytowany przez zakazane1991 - 04-11-2006 o 14:52.
zakazane1991 jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 04-11-2006, 21:05   #59
zakazane1991
Użytkownik Forum
 
zakazane1991's Avatar
 
Data dołączenia: 30 09 2006
Lokacja: z nowego jadowa

Posty: 39
Stan: Aktywny gracz
Profesja: Knight
Gildia: Draconus
Świat: Zanera
Poziom: 32
Skille: 65/65
Poziom mag.: 99
Domyślny Sangor- Rycerz bez skazy

Księga pierwsza
Po wielu dniach Sangor w końcu dotarł na rook. Wylądował w świątyni. Uważnie spojrzał na miasteczko. Osada była niewiele większa od jego rodzinego domu. Kilka domów, sklepów, kościół i targowisko. Czy tak wyobrażał sobie tibie? Wyobrażał sobie wielkie miasto, ogromne pola, wiele potworów. Zobaczył ludzi. Z jesiennej mgły wyłoniły się sylwetki kobiety i mężczyzny. Przebiegli szybko koło niego. Spojrzeli nie niego niechętnie. W ich oczach można było dostrzec nienawiść.
Witam Cię- Sangor usłyszał głos za plecami. Odwrócił się szybko i ujrzał postać mnicha.
-Kim jesteś?-Sangor zapytał
-Jestem opiekunem świątyni. Nazywam sie Cipfried-odpowiedział mnich
-Sangor
-Miło mi-odrzekł Cipfried ciepłym głosem
-Skąd przybywasz?
- Z zachodnich wysp
-Dawno żaden z naszych ludzi nie odwiedzał tych wysp. Po wodach pływają piraci.Bezpiecznie dotarłeś do nas?
-Tak-odpowiedział Sangor- Powiedz mi, dlaczego tak wiele słyszałem o waszym królestwie a ujrzałem tylko małą osadę
-Po III wojnie rasowej, gdy ludzie zwyciężyli i ocalili królestwo sława tibii rozprzestrzeniła sie po całym świecie-zaczął opowiadać Cipfried.Sangor usiadł na ławeczce i z uwagą słuchał
-Tibianus II stał na czele najbogatszego państwa na świecie. Z biegiem czasu kolonie królestwa rozrastały się na wyspy. Powoli osiedlano się na edron, pustynnej wyspie czy w puszczy. Wraz z bogactwem zaczęli przybywać różni złodzieje i bandyci którzy szukali taniego zarobku. Mądry król postanowił wszystkich nowych wysyłać na wyspe.Teraz znajdujemy się właśnie tu i tylko ci co przejdą próbę i nabędą doświadczenia mogą stanąć u Oracle.
-rozumiem- odparł Sangor-ale czym jest Oracle
-to wyrocznia
-wyrocznia??
-Co cię tak zdziwiło Sangor?-spytał mnich
-U nas na wyspie też jest wyrocznia
-Jak to? Moc druida powinna dawno wygasnąć
-Nie wygasła, ponieważ świta otwiera ją raz do roku- odpowiedział Sangor-czy tu też będe zaglądał w przyszłość?
-Nie. Oracle wysyła gotowych na bój na kontynent
-Rozumiem. Więc kiedy będe gotowy?
-Kiedy nabędziesz doświadczenia w walce
-Dzięki za wszystko. Chyba będe ruszał. Powiedz mi jeszcze jedno.
-Słucham
-Dlaczego ludzie są tu tacy nieżyczliwi?
-Otóż jak już ci mówiłem przybywa tu coraz więcej bandytów. Ludzie boją się nowych. Nie wiedzą czego się po Tobie spodziewać.-Cipfried ujrzał jak Sangor wstaje-Dozobaczenia młody człowieku. Jeszcze się kiedyś spotkamy
Sangor doszedł do centrum miasteczka. Zobaczył wielu ludzi. Kilku rozmawiało ze sobą, inni spóbowali sprzedać swoje towary. Miasteczko powoli cichło, rozmowy coraz bardziej ntoczyły się w sennej atmosferze.
-Hej, wędrowcze-Sangora zaczepił pewnien człowiek. Stał w pewnym budynku od którego emanowało ciepło, co zachęciło naszego bohatera do rozmowy z tym człowiekiem
-no podejdź, nie skrzywdze Cię-nieznajomy zachęcał do wejścia do środka-Nazywam się Seymour
-Miło mi. Jestem Sangor
-Mam do Ciebie pewien interes. Nie pożałujesz
-O co chodzi?
-Otoż mieszkam w tym domu. Razem ze mną mieszka tu jeszcze Amber. Może Ci wynająć łóżko. Zajmuję się dolnymi komnatami więc musze strzec góry i nie moge się ruszyć. Jakby jeszcze nie daj Boże coś ukradli lub inne nieszczęście
-Strzeszczaj się czcigodny Seymourze-Sangor nadal był niechetny do nowego znajomego
-A więc potrzebuje martwego szczura,najlepiej świeżo martwego
-Na coż ci ubity szczur?
-Lepiej jak to zachowam dla siebie
-Rozumiem. Jednak nie wiem gdzie tego szczura znajdę i co dostanę za jego głowę
-Szczury są w kanałach, a za fatyge sypnę złotem. Do tego będziesz miał wpływowego znajomego. Pamiętaj że wiele mogę załatwić
-Dobrze zgadzam się na Twoją propozycję
-Dziękuje. Czekam
Sangor niechętnie opuścił dom Seymoura. Myśl, że będzie musiał zejśc do kanałów i zmierzyć się ze szczurem nie dodawała mu otuchy. Szybkim ruchem zdjął kratkę ściekową i ruszył w dół. Zrobił kilka kroków. Jest. Mały stworek powoli rzesuwał się w jego stonę. Sangor wyciągnął swoją maczuge i zaatakował szczura niegroźnie go raniąć. Bestia nie przebierała w środkach. Ostre i brudne zęby wbiły się w ramię naszego bohatera. Sangor zawył z bólu. Zakręciło mu się w głowie. Odruchowo szybkim ruchem uderzył szczura w twarz. Bestia upadła bez ruchu na ziemię. Sangor ocknął się. Ujrzał swoje ramię w którym nadal tkwiły dwa kły odrażającego potwora. Jednak we mgle ujrazł czerwone z wściekłości oczy innych szurów które biegły do niego. Szybko zapakował do torby pokonanego potwora i uciekł po drabinie w górę. Stracił dużo krwi.
Mocno osłabiony dotarł do Seymoura
-Boże gromowładny-krzyknął Seymour gdy go ujrzał- Nieźle Cię pocharatały. Zaraz biegnij do Cipfrieda. On Cię uleczy. Masz szczura dla mnie?
-Tak-Sangor wyciągnął ciało z worka-należy mi się zapłata
-Ależ oczywiście-Seymour wyciągnął z sakiewki kilka złotych monet i wręczył Sangorowi-Powinno wystarczyć.
-Czy teraz możemy porozmawiać?-Sangor zapytał
-Tak , tylko zaraz Cię odprowadzę do Cipfrieda. Trzeba sie pozbyć kłów. Ale widzę że chcesz się czegoś dowiedzieć. Więc pytaj.
-Jak jest na kontynencie?
-Szczerze?
-Tak
-Okropnie
-Dlaczego?
-Ponieważ lada dzień wybuchnie IV wojna rasowa. Orki urosły w siłę. Ich ataki na stolicę są coraz silniejsze. Również Elfy, kiedyś sojusnicy ludzi atakują miasta. Nowy król nie panuję nad tym. Coraz więcej osób ucieka z armii. Wygnańcy z armii stworzyli własną osadę. Nieudolne metody rządzenia spowodowały że nawet na tą małą wysepkę wdarły się różne rasy.
-Jak to? Cipfried mówił że nie jest tak tragicznie. Co prawda wspominał o bandytach i złodziejach ale wspominał o koloniach.
-Cipfried jest na utrzymaniu u króla. Gdyby nie dostawy żywności dawno by uarł z głodu. Ja jestem samowystarczalny to Ci mówie prawde. A do tych koloni... te kolonie to też jedna wielka porażka porażka. Darashia to tylko pustynia, Port Hope nie może wydobywać złota i wysyłać drzewa bo nowoodkryte rasybplądrują magazyny. Najgorzej sprawy wyglądają na edron. W trakcie kopania w kopalni natknięto się na BRAMY PIEKŁA! Ludzie po raz kolejny otworzyli demonom droge zniszczenia. Dobrze ci radze. Zostań na tej wyspie unikniesz wielu cierpień
Rozmowa z Seymourem rozwiała myśli o bohaterskiej przyszłości Sangora. Pojawiły się watpliwości. A może on dobrze mówi, a może na kontynencie nie jest tak źle, a może...

Licze na więcej opowiadań bo wszystkie poprzednie mi się bardzo podobały. Komentarze i krytyka pod adresem moich opowiadań mile widziana. Czekam na konttnuacje historii innych użytkowiników
pozdro
zakazane1991 jest offline   Odpowiedz z Cytatem
stary 07-11-2006, 01:25   #60
Valderor
Użytkownik Forum
 
Valderor's Avatar
 
Data dołączenia: 28 10 2006

Posty: 181
Domyślny Po drugiej stronie piekła

To teraz moja kolej. Będę spamował, tzn. postował po jednej części (w sumie siedem).
Po drugiej stronie piekła


To die would be an awfully big adventure...


I

Była w tej samej komnacie, co zwykle. Siedziała na krawędzi łóżka i w świetle lampki pisała coś na karcie pergaminu. Obok leżał otwarty notatnik. Dziwne, ostatnio mówiła, że jej zaginął - przemknęło mi przez głowę.
- Witaj, piękna Amber.
Spojrzała na mnie, schowała kartkę do wnętrza notesu i zamknęła go. Zdążyłem tylko dostrzec równe rzędy gwiazdek. Szyfr?
- Och, witaj, Deireanie. W czym mogę ci pomóc? - wstała.
- Byłbym zaszczycony, gdybyś miała ochotę wychylić ze mną lampkę wina.
Stojąca przede mną kobieta przez chwilę bawiła się naszyjnikiem.
- Zaskoczyłeś mnie, przyznaję. Zerbrus obsypywał mnie komplementami, Obi przynosił mi prezenty, ale ty jesteś pierwszym, który próbuje mnie upić.
- Ach, yyy, tego... źle mnie zrozumiałaś! Oczywiście nic takiego nawet mi przez myśl nie przeszło! - pospiesznie zacząłem się tłumaczyć. Dlaczego zawsze jestem taki speszony, gdy z nią rozmawiam? W jej oczach zamigotało rozbawienie.
- Chciałem, abyś opowiedziała mi co nieco o swoich przygodach. Słyszałem, że miałaś ich wiele... - tu przez twarz Amber przemknął cień. Czy znowu powiedziałem coś nie tak? No nic, podjąłem przerwany wątek. - Walczyłaś z wieloma potworami, odkrywałaś nieznane zakątki Tibii, poznawałaś tajemnice. Właśnie o tym chciałbym posłuchać... jeżeli oczywiście masz chwilę czasu. A wino przyniosłem dla pokrzepienia.
- No cóż, jeśli to tutejszy cienkusz serwowany przez Normę, to niewiele nam pomoże. Żałuję, że nie przywiozłam z kontynentu butelki lub dwóch czegoś zacniejszego. Nie uwierzyłbyś, czego można popróbować na przykład u elfów w Ab'Dendriel. A kuchnia elfów pozwala zachować niezłą figurę.
Usiedliśmy.
- Skoro już o tym mowa, nie masz przypadkiem jakiejś przekąski, na przykład trochę łososia?
- Eee... nie wiedziałem, że lubisz łososia. Następnym razem postaram się przynieść... - ale gdzie ja u licha na tej wyspie kupię łososia, myślałem gorączkowo.
- Liczę na ciebie - uśmiechnęła się Amber. - Ale przejdźmy do rzeczy; faktycznie mam chwilę czasu, lecz przygód do opowiedzenia jeszcze więcej. Nalej mi nieco, proszę. O czym chciałbyś posłuchać?
Amber rozpoczęła opowieść, a czas minął tak szybko, że nawet nie zdążyłem spostrzec, jak wokół nas uformowała się spora grupka zainteresowanych.
- ...i zabrali mi wszystko, nawet miecz, który dostałam w podarunku od Eloise, władczyni Carlin. Nie udało mi się go odzyskać. Odrażające orki prawdopodobnie zaciągnęły łup gdzieś w głąb podziemi i być może nigdy nie ujrzy już światła dziennego.
Wśród zebranych dostrzegłem mojego przyjaciela Rynroda. Wspólnie powaliliśmy już niejednego trolla, ale zdziwiłem się, że przyszedł posłuchać opowiadań, gdyż zwykle wolał spędzać czas przy bardziej wątpliwych rozrywkach, jak hazard. On to odezwał się:
- Wiadomo nam wszystkim, że w najgłębszych lochach czyhają plugawe minotaury, choć nikt nie wie dokładnie, gdzie jest ich siedziba, bo nikt żywy stamtąd nie wrócił - tutaj jeden z słuchaczy parsknął cicho, ale zaraz udał, że to było kaszlnięcie. - Może właśnie owe bestie przywłaszczyły sobie tę wspaniałą broń? Warto by im ją odebrać!
Amber zastanowiła się przez chwilę.
- W takim razie jest stracona na zawsze. Z całego serca odradzam wam niebezpieczne wyprawy w podziemia. Z pewnością mam tu wśród was wielu mężnych i odważnych wojowników - na te słowa kilku młodzików wyprężyło się dumnie i poczęło podzwaniać szablami i siekierkami, które mieli przytroczone do pasa, wówczas zaś Amber westchnęła cicho - ale ja z wielką trudnością wydostałam się z łap orków. A i to tylko dzięki kilku przebiegłym sztuczkom. Nie wiem, czy wam tak samo dopisze szczęście.
Opowieść dobiegła końca. Słuchacze powoli się rozeszli, ja zostałem aby podziękować.
- Nie, nie ma problemu. Lubię opowiadać o swoich przygodach. Jeśli podobało ci się, przyjdź znowu. Ale następnym razem nie zapomnij, proszę, o łososiu.
Valderor jest offline   Odpowiedz z Cytatem
Odpowiedz


Użytkowników czytających ten temat: 1 (zarejestrowanych: 0, gości: 1)
 
Opcje tematu

Zasady postowania
Nie możesz dodawać tematów
Nie możesz odpowiadać
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Kod jest Włączone
UśmieszkiWłączone
[IMG]Włączone
Kody HTML są Wyłączone
Przejdź do forum


Wszystkie czasy podano w strefie GMT +2. Teraz jest 16:40.


Powered by vBulletin 3