simplusmaximus37
22-06-2010, 17:00
//Z góry przepraszam za (chyba) nieprawidłowy dział, nie jestem zorientowany, proszę o ewentualne przeniesienie i litościwe niekasowanie tego tematu
Jeśli jesteś pewien, że nie jesteś i nigdy nie byłeś uzależniony nawet w najmniejszym stopniu, gratuluję Ci, nie czytaj – szkoda czasu!
CZĘŚĆ EKSPRESYWNA
WSTĘP
„Ja naprawdę obiecuję, mamo, że będę korzystał z komputera z umiarem. Nie jestem żadnym nałogowcem. Idę teraz do gimnazjum, więc komputer potrzebny mi do nauki. No, proszę, zgódź się!”
Jakiż to ja jestem szczęśliwy – moje największe marzenie spełniło się. Moja fascynacja grami nie zna granic. Z uśmiechem od ucha do ucha wstępuję w nowy świat, który przyniesie wiele zmian w moim życiu.
ROZGRZEWKA
- Cześć! Wyłazisz na dwór?
- Wiesz, nie chce mi się, dopiero wróciłem ze szkoły.
Przekraczam próg mojego pokoju. Nareszcie! Ściągnęła się ta Tibia! Dobrze w tej chwili wiem jakim błogosławieństwem i lekarstwem na nudę jest ta gra! „W piłkę pograć – nie! Bo czas marnuje się! Po co mi koledzy w szkole? Same książkowe mole…” Jakież czuję w tym momencie podniecenie! Wreszcie zagram u siebie! Już nie muszę chodzić do kolegów, ani pieniędzy, które mama daje mi na drożdżówkę czy napój, wymieniać na godziny przepędzone w kawiarenkach internetowych! Czyliż to zabijanie szczurów, rozpruwanie im brzuszków i wyjmowanie z nich złotych monet nie jest podniecające? A co, nie wiedziałeś, mój najmilszy, czym się odżywiają gryzonie? Szczerym złotem. I czy coś dziwnego może być w fakcie, że do rozprutego szczura, włożono innego zdechłego szczura, w którym to ostał się następny szczur? Czy nie rozumiesz, najdroższy, na czym polega moc kompresji?
RUCHOME PIASKI
Doprawdy, stare drzewo potrzebuje więcej przestrzeni, dwutlenku węgla i minerałów niż młode. Dorosłemu człowiekowi nie wystarczy już mleko matki. Ja zatem jako człowiek rozwinięty duchowo zapewne właśnie z przyczyny owego wysokiego rozwoju, zaczynam coraz to więcej czasu przeznaczać na życie tibijskie. Wszak komu to szkodę przynosi, jeżeli robi się coś, co lubi się robić? Komu to szkodzi? Zresztą nie oszukujmy się, 3 godziny dziennie to jeszcze nie uzależnienie. No czasami 5, a może 6, ale czy nie mając żadnych obowiązków, można się tym w ogóle przejmować?
NIEKOMPETENCJE
Swoją drogą, jacy to nauczyciele są niesprawiedliwi. Same banie z polskiego. Stara wiedźma! Zamiast zadać pracę na temat Tibii, każe nam pisać charakterystykę Zbyszka i Bogdańca! A co mi tam! Chrzanię to! Żal mi jeszcze tej nauczycielki od niemca. Przecież napisałem, że Tibia to niemiecka gra i w dodatku ją trochę opisałem. Ale nic, zero punktów na sprawdzianie. Psiawiara! Tego nigdy nie pojmę – kto był tak głupi, ażeby wymyślić szkołę? Chodzenie do budy to bezcelowa męczarnia. Żal.pl
ABSORBCJA
- Synu, obiad!
- Chwileczkę!
Mija pięć minut.
- Synu chodź, bo ci wystygnie.
- Zaraz!!!
Upływa kolejnych kilka minut.
- No ile jeszcze będziesz tam siedział, obiad, już prawie zimny!
- Już, już!
Do mojego pokoju wkracza rodzicielka. Z tego tylko powodu więzów krwi, nie reaguję jak większość postaci z gry Gothic II: „Czego tutaj szukasz? Wynoś się stąd!” Noża także nie wyciągam, ale chyba tylko dlatego, że nie mam go akurat pod ręką. Syczę, fukam, rzucam się, buraczeję na twarzy.
- Grr! Idę już! Tylko zaniosę loota do depo!
Zrobiłem to, loota zaniosłem, ale musiała nade mną stać ciągle, musiała! Ale mam niedobrą starszą! Wyjścia nie ma. Jem. Huh, rzeczywiście zimne. O fuj, jakie obrzydliwe! Nie dam rady tego zjeść. Nie mogę się doczekać gry.,
- Mamuś, ja sobie zjem u siebie w pokoju.
Cudownie. Po upływie 45 minut od podania obiadu, w końcu odstawiam.. nie do końca pusty talerz. Też mi coś. Po prostu mam dużo do zrobienia. Wczoraj jakieś gnoje zabiły mnie, spadł mi level, a miałem 17 (Ach kiedyż ten 20 level...). Nie ma co się dziwić, że z całych sił staram się o to co najważniejsze. Bowiem czy jest coś ważniejszego od Tibii?
JESTEM HARDCOREM
Już tylko do 2% do następnego levelu mi zostało! Jee! Jeszcze tylko chwilę i będę mógł używać nowej różdżki! Czuję jednak już od dłuższego czasu, że bardzo chce mi się do toalety. Jeszcze moment. Nareszcie! Level up! Pierwszym co robię to odwiedzam kibelek. Jakiż obfity brązowy deszcz spada! Jakaż ulga, ależ cudownie. Tak mi lekko. Teraz zdaję sobie sprawę dopiero, że okropnie, ale to okropnie chciało mi się no.. ten tego. Ojej, jak mnie łupie kręgosłup, jak pieką oczy, boli głowa! Czemu nie zauważyłem tego wcześniej? Jednakże nie mam czasu na podobne rozważania. Muszę przecież wypróbować nową różdżkę! Od myślenia level nie urośnie!
GDZIEŻ TEN SKUNKS?
Czemuż tak śmierdzi. Któż odważył się zasiarczyć tak to pomieszczenie? Istotnie, w powietrzu czuć odór chyba. Trudno! A jednak wciąż mnie zastanawia pewna rzecz. Wczoraj, kiedym patrzył w lustro, ujrzałem nie siebie, ale jakiego innego człowieka. Czary jakieś, demony? Niemożliwością przecież, abym miał pryszcze i fryzurę Einsteina. Zaszklone, zaczerwienione, podkrążone oczy? To nie ja! Jakiegoś muła mi wyczarowali! Czary? Czy istnieją czary? Nie, to był sen. No tak, zwykły sen. A jeśli nie? Zobaczę teraz. Aj tam, zrobię to później! Muszę wbić 25 poziom! A propos, dziwne te dziewczyny z naszej klasy. Kiedym usiadł za nimi, zmieniły miejsce i jeszcze rechotały, jakby miały ADHD. Ale po cóż zajmować się tym, jeszcze mnie Orc Bersercer zabije, albo jakiegoś miss clicka zrobię, no tak – piącha włączona.
CZĘŚĆ INFORMACYJNA
Wbrew pozorom nie piszę książki, mam co robić. Chcę po prostu podzielić się moją historią życiową, może kogoś skłoni do refleksji. Nie, ja nie klasyfikuję ludzi na uzależnionych i nieuzależnionych. Widzę tylko problem uzależnienia, który niektórych dotyczy w minimalnym, innych w tragicznym stopniu jak mnie onegdaj. Chcę ostrzec każdego z was – UWAŻAJCIE, TIBIA, KOMPUTER ZMIENIAJĄ LUDZI! Uzależnić się od czegoś - żadna sztuka, ale wyjść z tego uzależnienia to sztuka wielka, ale i cholernie trudna! No i wygrać z tym dziadostwem do końca nigdy się nie da! Bo wystarczy JEDEN kieliszek, a alkoholik po tym JEDNYM kieliszku zaczyna pić następne, następnie chlać butelkami, najpierw piwo, potem wódkę, spirytus, na końcu denaturat nawet – wraca po prostu do poprzedniej sytuacji. a wszystko przez JEDEN kieliszek. Narkoman po JEDNEJ dawce, bierze DRUGĄ I DWUNASTĄ – znowu stacza się na dno! W nałogu komputerowym jest o tyle łatwiej, że nie ma czynnika biologicznego, Twój organizm de facto nie potrzebuje siedzieć przy kompie, inaczej niż organizm alkoholika, palacza czy narkomana. Tutaj jednak PRZYJEMNOŚĆ , SZTUCZNA REALIZACJA POTRZEB ŻYCIOWYCH – odprężenia, uznania, kontaktu z innymi ludźmi, zdobywania wiedzy w SPOSÓB ŁATWIEJSZY niż w rzeczywistości powoduje, że uzależniony od komputera, jeśli się nie będzie bardzo surowo pilnował, też wraca do nałogu. Uwierz kolego! Jeśli dzisiaj nie kontrolujesz czasu spędzanego przed komputerem, nie będziesz go także kontrolował kiedy usiądziesz do komputera „tylko na pół godzinki”, „tylko po to żeby coś sprawdzić”… Lepiej już jest darować sobie te „pół godzinki” niż ryzykować bezsensownym straceniem dwóch godzin na przykład, i co najgorsze rozczarowaniem, że „jednak zawiodłem, że jednak do niczego się nie nadaję”. Uzależnić można się od wszystkiego. Ja sam uzależniony byłem przez okres lat dwóch i uważam, że jestem do dziś, choć udało mi się po części z tego wyjść. Prawdopodobnie do dzisiaj grałbym po 8- 10 godzin dziennie, zarywał całe noce przed komputerem, w szkole bił rekordy w liczbie zdobytych jedynek i opuszczonych godzin i nie interesowało by mnie nic poza grami. Podczas trwania tego nałogu, zakochałem się jednak bardzo intensywnie i oprócz kompa pojawił mi się na horyzoncie nowy cel, nowe pragnienie – to było moją motywacją. Dla niej zdecydowałem się nie przedłużać umowy o Internet, co nie zmienia faktu, że do ostatniego dnia tej umowy grałem dzień w dzień. Wniosek: sama chęć porzucenia nałogu to nie wszystko! Wola bezpośrednio nie pomaga, ale bez tej woli nie można się z tego wyleczyć, niestety. Po dwóch latach nie miałem życia! Czułem się okropnie! Nie miałem pojęcia co zrobić ze sobą. Jednocześnie już po tygodniu poczułem się odrobinę lepiej. Umowa kończyła się w środku wakacji. Olbrzymia tęsknota mnie zżerała. Teraz popadłem w obsesję na punkcie wyżej wspomnianego dziewczęcia. Zrozumiałe – nie miałem przecież własnego życia! Rzeczywistość była dla mnie czymś obcym, wielką dżunglą. Przez dwa lata przecież grałem kiedy tylko mogłem, a mogłem kiedy tylko chciałem, często i po 15 h i w nocy. A zaczynało się od skromnych kilku godzin w tygodniu… Gdy wróciłem do realu miałem kompleks niższości – przekonanie o własnej beznadziejności oraz fobię społeczną – paniczne unikanie kontaktów z ludźmi i strach przed nimi. Zacząłem chodzić na bezcelowe spacery, czytać co było pod ręką, zajmować czas, ale jak ja się nudziłem!! Pierwsze dni, tygodnie są najgorsze, będę brutalnie szczery – rzygać mi się chce jak to sobie dzisiaj przypominam. Kiedy w pierwszych razach wychodziłem z domu było mi mdło, raziło mnie słońce, kręciło się we łbie nieraz a chodziłem sztywno jak robot. Wspomniałem już o obsesji na punkcie dziewczyny z klasy. Ustał komputer, więc całe moje życie wypełniała ona. Nie mogłem, bah – nie chciałem, przestać o niej myśleć, marzyć. Ileż to scenariuszy na niejedną KOMEDIĘ romantyczną wyprodukowałem w swej łepetynie. Wychodziłem spacerować na ulicę, na której mieszkała i w duchu prosiłem, niechby ona się pojawiła. Ona? Czy to ona? Nie, za ciemne włosy. Ona! Nie, nie ona. Pewnego razu tak bardziej niż zwykle chciałem ją zobaczyć, psia kość – zobaczyłem i umarłem ze szczęścia prawie. Oczywiście utrwaliło to moją wiarę w przeznaczenie: „ taka słodka, piękna, cudowna… inteligentna, czuła (bla bla), jak ja się cieszę, że to akurat w mojej klasie się znalazła” . Ha, jak mnie to dzisiaj śmieszy! ; - ) „Jaka ona piękna, wspaniała. Ona jest idealna, nie ma żadnych wad!” ; > Kochałem się w niej skrycie prawie dwa lata, bo była mi przeznaczona, .. ale o tym potem. Zaczął się rok szkolny, ostatni. Wpadłem w wir nauki. Nauczycieli zdumiało. Uczeń, który wprawdzie zawsze cichy, ale głupi dwójkowicz, zaczyna trząść czwórami i piątkami. Ale ani fobia, ani kompleksy nie minęły. Nadal bałem się ludzi, dopiero teraz to naprawdę odczułem, wcześniej siedząc w domu nie było takiej możliwości. Obsesja spotęgowała się. TYLKO JEJ – nazwijmy ją Asia – pragnąłem. „Asiunia, Asiuleńka, oddałbym resztę życia za jeden dzień spędzony z nią, albo nawet tylko za jej uśmiech!” – Hihihi! Stopniowo polepszała się (choć ja tego nie widziałem, tylko dopiero teraz z perspektywy czasu mogę to zauważyć) sytuacja w moim życiu. Dopiero w marcu tego roku kalendarzowego odważyłem się – poszedłem do psychologa. To było bardzo trudne, ale ach.. jak się dziś cieszę, że to zrobiłem, zmusiłem się do tego. Przed pierwszą wizytą trzęsłem się i musiałem aż usiąść, bo bym zemdlał! Jedna z nauczycielek chciała mnie do pielęgniarki zaprowadzić : - > Ale kiedy wyszedłem od niego, dosłownie byłem innym człowiekiem, nie tylko nie bałem się ludzi, wprost promieniałem radością. Szczera rozmowa – właściwie spowiedź z całego życia prawie – dała mi bardzo wiele. Dotąd wszystko, bez wyjątku trzymałem w sobie, nigdy nie zwierzałem się nikomu, ba – ja nawet o najdrobniejszych sprawach nie potrafiłem opowiadać i odpowiedzieć choćby na pytanie „Jak ci minął dzień” innym słowem niż „Dobrze”, albo „Beznadziejnie”. Przestałem się tak przejmować opinią ludzi, bo niezależnie od tego co pomyślą zawsze pozostanę tym samym człowiekiem! To utrzymało się przez tydzień, potem już fala depresji – myśli samobójcze, rozpacz – kochać bowiem nie przestałem, a dopiero na drugiej wizycie opowiedziałem o mojej skromnej miłości psycholożce. Dzięki tym kilku wizytom otworzyłem się na innych ludzi. Psycholog pomógł, naprowadził, ale niczego nie zrobił za mnie. Zadzwoniłem do dziewczyny, w której się kochałem. Poprosiłem o spotkanie w cztery oczy. I stało się. Wyznanie jej tego ulżyło niezmiernie, a ona nie domyślała się nic, a nic (a byłem pewny, że wiedziała po moim zachowaniu, gdzie tam!) Za jakiś czas – tu też walczyłem sam ze sobą – zaprosiłem ją do kina i… odmówiła! I obsesja coraz bardziej gasła, wreszcie moje zainteresowanie wzbudziła inna dziewczyna, a później już wszystkie chodzące po ziemi! Dzięki DZIAŁANIU i tej jej odpowiedzi, która spierwiastkowała moje nadzieje, wyszedłem z tego. Nie jest ona już dzisiaj dla mnie, ani ideałem, ani aniołem. Ma wady, jest chociażby lekko arogancka i za bardzo słodzi (Ciekawe po co dziewczyny co chwilę trząchają włosami i tak modulują głos? Ona bardziej niż inne, zauważyłem już, ale wcześniej byłem głupiutką ofiarą tego uwodzicielskiego zabiegu). Nie myślę już o niej. Trzyletnia nauka w gimnazjum kończy się i nie będę tęsknił : - ) A co do komputera, do dziś nie kontroluję spędzanego w Internecie (mam go na powrót) czasu. Zdarzają się nawroty albo symptomy nawrótów, np. przez całe ferie grałem, a jakieś trzy tygodnie temu usiadłem robić testy z matmy i wchłonęło mnie na kilka godzin, oczywiście tych testów jakoś tak… nie zrobiłem, nie wiem czemu. Wchodzę tylko za POTRZEBĄ. W razie czego rodzina w pogotowiu, ustaliłem z nią, ma mnie ratować gdybym ja sam nawalił. Dziś jestem człowiekiem, który zna swą wartość, dąży do wyznaczonego celu, potrafi odnaleźć się w towarzystwie, ale co mnie cieszy zdystansowałem się do siebie – umiem się często śmiać z własnej osoby, z własnych gaf, co kiedyś wydawało mi się arcytrudne. Mam kolegów, uprawiam sport, odnalazłem swoje zainteresowania. Ufam w siłę wyższą, ale już nie przeznaczenie. Katolikiem jestem wierzącym i praktykującym, nawróciłem się niedawno (już rok), wcześniej porno i masturbacja w 4 ścianach, udało się wyjść i z tego nałogu. (Pierwsza szczera spowiedź była koszmarnie trudna, ale warto było) No, wreszcie, nie jest to forum katolickie : - ) Czy jestem szczęśliwy? Gdybym siebie o to zapytał rok temu, odpowiedziałbym – NIE! Dzisiaj mówię – „Czasami tak, czasami nie, jak to w życiu” Entuzjazm jest naprawdę cenny. Nigdy już szklane pudło (mam nadzieję) nie zastąpi mi drugiego człowieka, wygłupiania się z nim, rozmowy, śpiewania „Wlazł kotek na płotek” i tańczenia break dance’a w tłumaczeniu dosłownym (hehehe! żartuję oczywiście)
1. Czy potrzebny mi jest komputer?
2. Czy wykorzystuję go do realizacji prawdziwych potrzeb, czy może zachcianek?
3. Czy korzystanie z komputera sprawia, że jestem szczęśliwy?
Moje odpowiedzi:
1. Nie.
2. Tylko potrzeb.
3. Nie.
A Ty jak odpowiesz?
Dziękuję, życzę powodzenia w walce z nałogiem i gratuluję wytrwałości jeśli przeczytałeś to w całości.
Jeśli jesteś pewien, że nie jesteś i nigdy nie byłeś uzależniony nawet w najmniejszym stopniu, gratuluję Ci, nie czytaj – szkoda czasu!
CZĘŚĆ EKSPRESYWNA
WSTĘP
„Ja naprawdę obiecuję, mamo, że będę korzystał z komputera z umiarem. Nie jestem żadnym nałogowcem. Idę teraz do gimnazjum, więc komputer potrzebny mi do nauki. No, proszę, zgódź się!”
Jakiż to ja jestem szczęśliwy – moje największe marzenie spełniło się. Moja fascynacja grami nie zna granic. Z uśmiechem od ucha do ucha wstępuję w nowy świat, który przyniesie wiele zmian w moim życiu.
ROZGRZEWKA
- Cześć! Wyłazisz na dwór?
- Wiesz, nie chce mi się, dopiero wróciłem ze szkoły.
Przekraczam próg mojego pokoju. Nareszcie! Ściągnęła się ta Tibia! Dobrze w tej chwili wiem jakim błogosławieństwem i lekarstwem na nudę jest ta gra! „W piłkę pograć – nie! Bo czas marnuje się! Po co mi koledzy w szkole? Same książkowe mole…” Jakież czuję w tym momencie podniecenie! Wreszcie zagram u siebie! Już nie muszę chodzić do kolegów, ani pieniędzy, które mama daje mi na drożdżówkę czy napój, wymieniać na godziny przepędzone w kawiarenkach internetowych! Czyliż to zabijanie szczurów, rozpruwanie im brzuszków i wyjmowanie z nich złotych monet nie jest podniecające? A co, nie wiedziałeś, mój najmilszy, czym się odżywiają gryzonie? Szczerym złotem. I czy coś dziwnego może być w fakcie, że do rozprutego szczura, włożono innego zdechłego szczura, w którym to ostał się następny szczur? Czy nie rozumiesz, najdroższy, na czym polega moc kompresji?
RUCHOME PIASKI
Doprawdy, stare drzewo potrzebuje więcej przestrzeni, dwutlenku węgla i minerałów niż młode. Dorosłemu człowiekowi nie wystarczy już mleko matki. Ja zatem jako człowiek rozwinięty duchowo zapewne właśnie z przyczyny owego wysokiego rozwoju, zaczynam coraz to więcej czasu przeznaczać na życie tibijskie. Wszak komu to szkodę przynosi, jeżeli robi się coś, co lubi się robić? Komu to szkodzi? Zresztą nie oszukujmy się, 3 godziny dziennie to jeszcze nie uzależnienie. No czasami 5, a może 6, ale czy nie mając żadnych obowiązków, można się tym w ogóle przejmować?
NIEKOMPETENCJE
Swoją drogą, jacy to nauczyciele są niesprawiedliwi. Same banie z polskiego. Stara wiedźma! Zamiast zadać pracę na temat Tibii, każe nam pisać charakterystykę Zbyszka i Bogdańca! A co mi tam! Chrzanię to! Żal mi jeszcze tej nauczycielki od niemca. Przecież napisałem, że Tibia to niemiecka gra i w dodatku ją trochę opisałem. Ale nic, zero punktów na sprawdzianie. Psiawiara! Tego nigdy nie pojmę – kto był tak głupi, ażeby wymyślić szkołę? Chodzenie do budy to bezcelowa męczarnia. Żal.pl
ABSORBCJA
- Synu, obiad!
- Chwileczkę!
Mija pięć minut.
- Synu chodź, bo ci wystygnie.
- Zaraz!!!
Upływa kolejnych kilka minut.
- No ile jeszcze będziesz tam siedział, obiad, już prawie zimny!
- Już, już!
Do mojego pokoju wkracza rodzicielka. Z tego tylko powodu więzów krwi, nie reaguję jak większość postaci z gry Gothic II: „Czego tutaj szukasz? Wynoś się stąd!” Noża także nie wyciągam, ale chyba tylko dlatego, że nie mam go akurat pod ręką. Syczę, fukam, rzucam się, buraczeję na twarzy.
- Grr! Idę już! Tylko zaniosę loota do depo!
Zrobiłem to, loota zaniosłem, ale musiała nade mną stać ciągle, musiała! Ale mam niedobrą starszą! Wyjścia nie ma. Jem. Huh, rzeczywiście zimne. O fuj, jakie obrzydliwe! Nie dam rady tego zjeść. Nie mogę się doczekać gry.,
- Mamuś, ja sobie zjem u siebie w pokoju.
Cudownie. Po upływie 45 minut od podania obiadu, w końcu odstawiam.. nie do końca pusty talerz. Też mi coś. Po prostu mam dużo do zrobienia. Wczoraj jakieś gnoje zabiły mnie, spadł mi level, a miałem 17 (Ach kiedyż ten 20 level...). Nie ma co się dziwić, że z całych sił staram się o to co najważniejsze. Bowiem czy jest coś ważniejszego od Tibii?
JESTEM HARDCOREM
Już tylko do 2% do następnego levelu mi zostało! Jee! Jeszcze tylko chwilę i będę mógł używać nowej różdżki! Czuję jednak już od dłuższego czasu, że bardzo chce mi się do toalety. Jeszcze moment. Nareszcie! Level up! Pierwszym co robię to odwiedzam kibelek. Jakiż obfity brązowy deszcz spada! Jakaż ulga, ależ cudownie. Tak mi lekko. Teraz zdaję sobie sprawę dopiero, że okropnie, ale to okropnie chciało mi się no.. ten tego. Ojej, jak mnie łupie kręgosłup, jak pieką oczy, boli głowa! Czemu nie zauważyłem tego wcześniej? Jednakże nie mam czasu na podobne rozważania. Muszę przecież wypróbować nową różdżkę! Od myślenia level nie urośnie!
GDZIEŻ TEN SKUNKS?
Czemuż tak śmierdzi. Któż odważył się zasiarczyć tak to pomieszczenie? Istotnie, w powietrzu czuć odór chyba. Trudno! A jednak wciąż mnie zastanawia pewna rzecz. Wczoraj, kiedym patrzył w lustro, ujrzałem nie siebie, ale jakiego innego człowieka. Czary jakieś, demony? Niemożliwością przecież, abym miał pryszcze i fryzurę Einsteina. Zaszklone, zaczerwienione, podkrążone oczy? To nie ja! Jakiegoś muła mi wyczarowali! Czary? Czy istnieją czary? Nie, to był sen. No tak, zwykły sen. A jeśli nie? Zobaczę teraz. Aj tam, zrobię to później! Muszę wbić 25 poziom! A propos, dziwne te dziewczyny z naszej klasy. Kiedym usiadł za nimi, zmieniły miejsce i jeszcze rechotały, jakby miały ADHD. Ale po cóż zajmować się tym, jeszcze mnie Orc Bersercer zabije, albo jakiegoś miss clicka zrobię, no tak – piącha włączona.
CZĘŚĆ INFORMACYJNA
Wbrew pozorom nie piszę książki, mam co robić. Chcę po prostu podzielić się moją historią życiową, może kogoś skłoni do refleksji. Nie, ja nie klasyfikuję ludzi na uzależnionych i nieuzależnionych. Widzę tylko problem uzależnienia, który niektórych dotyczy w minimalnym, innych w tragicznym stopniu jak mnie onegdaj. Chcę ostrzec każdego z was – UWAŻAJCIE, TIBIA, KOMPUTER ZMIENIAJĄ LUDZI! Uzależnić się od czegoś - żadna sztuka, ale wyjść z tego uzależnienia to sztuka wielka, ale i cholernie trudna! No i wygrać z tym dziadostwem do końca nigdy się nie da! Bo wystarczy JEDEN kieliszek, a alkoholik po tym JEDNYM kieliszku zaczyna pić następne, następnie chlać butelkami, najpierw piwo, potem wódkę, spirytus, na końcu denaturat nawet – wraca po prostu do poprzedniej sytuacji. a wszystko przez JEDEN kieliszek. Narkoman po JEDNEJ dawce, bierze DRUGĄ I DWUNASTĄ – znowu stacza się na dno! W nałogu komputerowym jest o tyle łatwiej, że nie ma czynnika biologicznego, Twój organizm de facto nie potrzebuje siedzieć przy kompie, inaczej niż organizm alkoholika, palacza czy narkomana. Tutaj jednak PRZYJEMNOŚĆ , SZTUCZNA REALIZACJA POTRZEB ŻYCIOWYCH – odprężenia, uznania, kontaktu z innymi ludźmi, zdobywania wiedzy w SPOSÓB ŁATWIEJSZY niż w rzeczywistości powoduje, że uzależniony od komputera, jeśli się nie będzie bardzo surowo pilnował, też wraca do nałogu. Uwierz kolego! Jeśli dzisiaj nie kontrolujesz czasu spędzanego przed komputerem, nie będziesz go także kontrolował kiedy usiądziesz do komputera „tylko na pół godzinki”, „tylko po to żeby coś sprawdzić”… Lepiej już jest darować sobie te „pół godzinki” niż ryzykować bezsensownym straceniem dwóch godzin na przykład, i co najgorsze rozczarowaniem, że „jednak zawiodłem, że jednak do niczego się nie nadaję”. Uzależnić można się od wszystkiego. Ja sam uzależniony byłem przez okres lat dwóch i uważam, że jestem do dziś, choć udało mi się po części z tego wyjść. Prawdopodobnie do dzisiaj grałbym po 8- 10 godzin dziennie, zarywał całe noce przed komputerem, w szkole bił rekordy w liczbie zdobytych jedynek i opuszczonych godzin i nie interesowało by mnie nic poza grami. Podczas trwania tego nałogu, zakochałem się jednak bardzo intensywnie i oprócz kompa pojawił mi się na horyzoncie nowy cel, nowe pragnienie – to było moją motywacją. Dla niej zdecydowałem się nie przedłużać umowy o Internet, co nie zmienia faktu, że do ostatniego dnia tej umowy grałem dzień w dzień. Wniosek: sama chęć porzucenia nałogu to nie wszystko! Wola bezpośrednio nie pomaga, ale bez tej woli nie można się z tego wyleczyć, niestety. Po dwóch latach nie miałem życia! Czułem się okropnie! Nie miałem pojęcia co zrobić ze sobą. Jednocześnie już po tygodniu poczułem się odrobinę lepiej. Umowa kończyła się w środku wakacji. Olbrzymia tęsknota mnie zżerała. Teraz popadłem w obsesję na punkcie wyżej wspomnianego dziewczęcia. Zrozumiałe – nie miałem przecież własnego życia! Rzeczywistość była dla mnie czymś obcym, wielką dżunglą. Przez dwa lata przecież grałem kiedy tylko mogłem, a mogłem kiedy tylko chciałem, często i po 15 h i w nocy. A zaczynało się od skromnych kilku godzin w tygodniu… Gdy wróciłem do realu miałem kompleks niższości – przekonanie o własnej beznadziejności oraz fobię społeczną – paniczne unikanie kontaktów z ludźmi i strach przed nimi. Zacząłem chodzić na bezcelowe spacery, czytać co było pod ręką, zajmować czas, ale jak ja się nudziłem!! Pierwsze dni, tygodnie są najgorsze, będę brutalnie szczery – rzygać mi się chce jak to sobie dzisiaj przypominam. Kiedy w pierwszych razach wychodziłem z domu było mi mdło, raziło mnie słońce, kręciło się we łbie nieraz a chodziłem sztywno jak robot. Wspomniałem już o obsesji na punkcie dziewczyny z klasy. Ustał komputer, więc całe moje życie wypełniała ona. Nie mogłem, bah – nie chciałem, przestać o niej myśleć, marzyć. Ileż to scenariuszy na niejedną KOMEDIĘ romantyczną wyprodukowałem w swej łepetynie. Wychodziłem spacerować na ulicę, na której mieszkała i w duchu prosiłem, niechby ona się pojawiła. Ona? Czy to ona? Nie, za ciemne włosy. Ona! Nie, nie ona. Pewnego razu tak bardziej niż zwykle chciałem ją zobaczyć, psia kość – zobaczyłem i umarłem ze szczęścia prawie. Oczywiście utrwaliło to moją wiarę w przeznaczenie: „ taka słodka, piękna, cudowna… inteligentna, czuła (bla bla), jak ja się cieszę, że to akurat w mojej klasie się znalazła” . Ha, jak mnie to dzisiaj śmieszy! ; - ) „Jaka ona piękna, wspaniała. Ona jest idealna, nie ma żadnych wad!” ; > Kochałem się w niej skrycie prawie dwa lata, bo była mi przeznaczona, .. ale o tym potem. Zaczął się rok szkolny, ostatni. Wpadłem w wir nauki. Nauczycieli zdumiało. Uczeń, który wprawdzie zawsze cichy, ale głupi dwójkowicz, zaczyna trząść czwórami i piątkami. Ale ani fobia, ani kompleksy nie minęły. Nadal bałem się ludzi, dopiero teraz to naprawdę odczułem, wcześniej siedząc w domu nie było takiej możliwości. Obsesja spotęgowała się. TYLKO JEJ – nazwijmy ją Asia – pragnąłem. „Asiunia, Asiuleńka, oddałbym resztę życia za jeden dzień spędzony z nią, albo nawet tylko za jej uśmiech!” – Hihihi! Stopniowo polepszała się (choć ja tego nie widziałem, tylko dopiero teraz z perspektywy czasu mogę to zauważyć) sytuacja w moim życiu. Dopiero w marcu tego roku kalendarzowego odważyłem się – poszedłem do psychologa. To było bardzo trudne, ale ach.. jak się dziś cieszę, że to zrobiłem, zmusiłem się do tego. Przed pierwszą wizytą trzęsłem się i musiałem aż usiąść, bo bym zemdlał! Jedna z nauczycielek chciała mnie do pielęgniarki zaprowadzić : - > Ale kiedy wyszedłem od niego, dosłownie byłem innym człowiekiem, nie tylko nie bałem się ludzi, wprost promieniałem radością. Szczera rozmowa – właściwie spowiedź z całego życia prawie – dała mi bardzo wiele. Dotąd wszystko, bez wyjątku trzymałem w sobie, nigdy nie zwierzałem się nikomu, ba – ja nawet o najdrobniejszych sprawach nie potrafiłem opowiadać i odpowiedzieć choćby na pytanie „Jak ci minął dzień” innym słowem niż „Dobrze”, albo „Beznadziejnie”. Przestałem się tak przejmować opinią ludzi, bo niezależnie od tego co pomyślą zawsze pozostanę tym samym człowiekiem! To utrzymało się przez tydzień, potem już fala depresji – myśli samobójcze, rozpacz – kochać bowiem nie przestałem, a dopiero na drugiej wizycie opowiedziałem o mojej skromnej miłości psycholożce. Dzięki tym kilku wizytom otworzyłem się na innych ludzi. Psycholog pomógł, naprowadził, ale niczego nie zrobił za mnie. Zadzwoniłem do dziewczyny, w której się kochałem. Poprosiłem o spotkanie w cztery oczy. I stało się. Wyznanie jej tego ulżyło niezmiernie, a ona nie domyślała się nic, a nic (a byłem pewny, że wiedziała po moim zachowaniu, gdzie tam!) Za jakiś czas – tu też walczyłem sam ze sobą – zaprosiłem ją do kina i… odmówiła! I obsesja coraz bardziej gasła, wreszcie moje zainteresowanie wzbudziła inna dziewczyna, a później już wszystkie chodzące po ziemi! Dzięki DZIAŁANIU i tej jej odpowiedzi, która spierwiastkowała moje nadzieje, wyszedłem z tego. Nie jest ona już dzisiaj dla mnie, ani ideałem, ani aniołem. Ma wady, jest chociażby lekko arogancka i za bardzo słodzi (Ciekawe po co dziewczyny co chwilę trząchają włosami i tak modulują głos? Ona bardziej niż inne, zauważyłem już, ale wcześniej byłem głupiutką ofiarą tego uwodzicielskiego zabiegu). Nie myślę już o niej. Trzyletnia nauka w gimnazjum kończy się i nie będę tęsknił : - ) A co do komputera, do dziś nie kontroluję spędzanego w Internecie (mam go na powrót) czasu. Zdarzają się nawroty albo symptomy nawrótów, np. przez całe ferie grałem, a jakieś trzy tygodnie temu usiadłem robić testy z matmy i wchłonęło mnie na kilka godzin, oczywiście tych testów jakoś tak… nie zrobiłem, nie wiem czemu. Wchodzę tylko za POTRZEBĄ. W razie czego rodzina w pogotowiu, ustaliłem z nią, ma mnie ratować gdybym ja sam nawalił. Dziś jestem człowiekiem, który zna swą wartość, dąży do wyznaczonego celu, potrafi odnaleźć się w towarzystwie, ale co mnie cieszy zdystansowałem się do siebie – umiem się często śmiać z własnej osoby, z własnych gaf, co kiedyś wydawało mi się arcytrudne. Mam kolegów, uprawiam sport, odnalazłem swoje zainteresowania. Ufam w siłę wyższą, ale już nie przeznaczenie. Katolikiem jestem wierzącym i praktykującym, nawróciłem się niedawno (już rok), wcześniej porno i masturbacja w 4 ścianach, udało się wyjść i z tego nałogu. (Pierwsza szczera spowiedź była koszmarnie trudna, ale warto było) No, wreszcie, nie jest to forum katolickie : - ) Czy jestem szczęśliwy? Gdybym siebie o to zapytał rok temu, odpowiedziałbym – NIE! Dzisiaj mówię – „Czasami tak, czasami nie, jak to w życiu” Entuzjazm jest naprawdę cenny. Nigdy już szklane pudło (mam nadzieję) nie zastąpi mi drugiego człowieka, wygłupiania się z nim, rozmowy, śpiewania „Wlazł kotek na płotek” i tańczenia break dance’a w tłumaczeniu dosłownym (hehehe! żartuję oczywiście)
1. Czy potrzebny mi jest komputer?
2. Czy wykorzystuję go do realizacji prawdziwych potrzeb, czy może zachcianek?
3. Czy korzystanie z komputera sprawia, że jestem szczęśliwy?
Moje odpowiedzi:
1. Nie.
2. Tylko potrzeb.
3. Nie.
A Ty jak odpowiesz?
Dziękuję, życzę powodzenia w walce z nałogiem i gratuluję wytrwałości jeśli przeczytałeś to w całości.