Pokaż pełną wersje : Polskie szkoły...
Cytryniasty
07-01-2011, 20:19
Dzisiaj byłem po brata w podstawówce... Kiedy pomagałem mu w lekcjach zamurowało mnie.
W dzisiejszych szkołach (podstawówka i gimnazjum) uczą nas tematów wyssanych z dupy.
Jeśli ja chcę być lekarzem,to po jaką cholerę mi jest 1000 wzorów na obliczenie funkcji trygonometrycznej? Jeśli chcę być prawnikiem to po co się uczę że w 2010 o godzinie 14.31,w czasie przesilenia zimowego,w zimnych czasach Mariusz Pudzianowski jadł kiełbasę??
Nie rozumiem tego.
Ale wracając do tematu,to mój brat miał napisać wykres,ile ton metali wydobywa światowa gospodarka rocznie. Po jaką mu to cholerę?
Jeśli o mnie chodzi to kochałbym system nauki rosyjskiej:
I klasa - J. polski (ni ch*ja żadnych lekkich przedmiotów),matematyka,religia i język do wyboru.
II klasa - J.polski,matematyka,religia,informatyka,j. angielski i język do wyboru.
III klasa - J.polski,matematyka,religia,informatyka,j. angielski i język z II klasy.
IV klasa - Matematyka (języka polskiego już starczy),religia,informatyka,j. angielski i język z II klasy.
V klasa - J. angielski,j. niemiecki,geografia,biologia,chemia.
VI klasa - J. niemiecki,biologia,fizyka
Po co mam pie*dolić jakąś biologię przez 9 lat (6 lat podstawówki i 3 gimnazjum) skoro i tak nie nauczę się wszystkich roślin na pamięć?
Dodatek specjalny - Przytoczenie z wykop.pl.
http://img15.imageshack.us/img15/9373/1lpols1doectaqyh76u.jpg
Przede wszystkim dzieciak w podstawówce najczęściej nie ma bladego pojęcia co chciałby w życiu robić (a jeśli wydaje mu się, że ma, to owszem, wydaje mu się). Stąd potrzebuje tych wszystkich przedmiotów. Zresztą np. taka matematyka do poziomu liceum to naprawdę absolutne minimum, które może się w życiu przydać (nie tylko do pracy).
Inna sprawa, że w liceum możnaby już wprowadzić wybór przedmiotów - przynajmniej dla tych zdecydowanych uczniów.
Moim jednak zdaniem powinno się w młodzieży przede wszystkim zaszczepiać zapał do nauki. Przeciętnego Jasia Kowalskiego niestety nie interesuje nic, co wymaga czegoś więcej niż k*rewsko trudnego dzielenia w słupku - a po takiej szkole, do jakiej ma dostęp, będzie go to obchodziło jeszcze mniej, a szkoda. Mnie na przykład nurtowało, jak obliczyć pole figury, na którą nie ma standardowego wzoru (ot, choćby pole pod wykresem y=x^2 od 0 do c należącego do R) - inna sprawa, że po zobaczeniu definicji całki oznaczonej zacząłem żałować ^^ - i często zastanawia mnie fizyka stojąca za tym, co widzimy na codzień (choć tu akurat często znam odpowiedzi).
Podstawówka i Gimnazjum mają, w swoich założeniach, dać absolwentowi wykształcenie podstawowe, czyli podstawy wszystkiego co jest abyś wiedział co i jak...
Potem sobie grymaś czy chcesz tylko zdobyć jakiś(interesujący cię lub nie) zawód i iść do zawodówki, czy może wybierzesz się do technikum bo wsiąkły w ciebie przeświadczenia że to lepsze od liceum(hahaha...) bo masz zawód-technik czegoś tam, a może wybierzesz się do liceum gdzie czeka cię podobny sposób nauczania wszystkiego + jakieś przedmioty co wybierzesz w wersji rozszerzonej...
Po co mam pie*dolić jakąś biologię przez 9 lat (6 lat podstawówki i 3 gimnazjum) skoro i tak nie nauczę się wszystkich roślin na pamięć?
Nie wiem czy najzdolniejsi profesorowie-botanicy znają wszystkie znane ludzkości gatunki roślin...
Jeśli ja chcę być lekarzem[...]
Jeśli chcę być prawnikiem[...]
Raczej mało który dzieciak z podstawówki czy gimnazjum wie że w przyszłości chce być jakimś tam panem specjalistą...
Poza tym wszystkim to bez przesady... Ani podstawówka, ani gimnazjum nie są jakieś strasznie przewalone materiałem i trudne.
Napisanie zadania na geografię o ilości ton jakiś surowców wydobywanych to kwestii najwyżej 5minut i sprawa nawet nie warta zapamiętania...
Vasudanin
07-01-2011, 20:45
I gówno zrobisz. Taki program nauczania. Pretensje ślij do ministra edukacji narodowej. A Twój brat pójdzie sobie do średniej szkoły, byle profilowanej i będzie się uczył głównie tego, czego chce. A na reszte będzie lał zimnym moczem.
Dodatkowo, gdyby nie te pierdoły jak podział cytoplazmy w amebie, wielu ludzi niewiedziałoby tak naprawdę co ich kręci. Zazwyczaj działa to tak, że jeśli ktoś czytając takie pieprzenie widzi w tym jakąś ciekawostkę, to już mu się zapala lampka 'o, to mnie kręci'. No i ewentualnie, jak się będzie to umieć, to będzie można ewentualnie pomóc swojemu dziecku z nauką w przyszłości.
@edit
@up
Osobiście uważam, że technikum nie jest wcale takie złe. ^^
ja wiem, ze to jest forum tibii, ze tutaj ludzie niekiedy nie wiedza o czym pisza.
Zaczałbym od tego, ze na studiach medycznych jest wielka siekana z maty i fizyki, ogolnie mata jest jednym z najwazniejszych przedmiotow i powinno byc jej jak najwiecej, ludzie jej nie chca (mowie tu o tobie), bo jest ona trudna i nie chce im sie posiedziec troche nad ksiazkami i ja zrozumiec, inne przedmioty mozna poprostu wykuc, a z matma trza cos od siebie dać.
Szczerze mowiac poziom matmy do technikum/liceum nie jest jakos wygorowany, na polibudzie sie o tym przekonalem ;].
Po to są te wszystkie przedmioty, zebysmy mielu ludzi wykształconych, ta twoja propozycja przemdmiotow jest dla ludzi, ktorzy by konczyli na tym poziomie edukacje. W sumie w szkołach powinien być jeszcze wiekszy nacisk na nauke, bo od tego zalezy przyszlosc, ludzie w tym wieku tego nie rozumieja i sie opierdzielaja, a pozniej jest tak, ze trza isc do biedronki pracować, bo pracy nie ma.
Cale nauka to skzoły sredniej jest po to, zeby nasz przygotować do dalszej nauki, jesli Ci nie pasuje idz po gimnazjum do zawodowki i bedzie fajnie, tam nie masz tych twoich bzdur.
A co do tabelki, jesli czegos nie wiem to wejdz na wikipedie, poszukaj, wypozycz ksiazke i się dowiesz, zrob cos od siebie, nawet jakby w skzole uczyli tych potrzebnych rzeczy z tabelki i tak by ludzie to olali, nie mowie o wszystkich, ale jest przewaga ludzi, ktorzy mysla "po co sie uczyc, jak sie uczysz jestes debilem".
--- ari2423 dodał 4 minut i 28 sekund później ---
Osobiście uważam, że technikum nie jest wcale takie złe. ^^
Z technikum jest tkai problem, ze ludzie ida z przeswiadczeniem, ze ooo ja mam przedmioty zawodowe i inne powinny byc na nizszym poziomie niz w liceum, jakby tak nie bylo to technikum miałoby wysoki poziom ( takie liceum + przygotowanie techniczne na studia)
Cytryniasty
07-01-2011, 21:08
Nie no,ja bym to normalnie olał,ale mój brat nie może.
Ostatnio dostał jedynkę za ćwiczeniówkę (bodajże,nie wiem jak jest teraz z książkami) bo nie miał uzupełnione ileś tam ćwiczeń.
Ludzie czy to jest warte zachodu?
Jeszcze wybierają nauczycieli którzy drą się na pół szkoły żeby nie gadali.
W szkole powinno być luźno,fajna atmosfera a nie stawianie jedynek za ćwiczenie które mi się i tak nie przyda.
Co do niektórych to tak,macie rację że przez ciekawostki by nie było wielu zawodów,ale np. mnie kręci prawo ( i właśnie to studiuję) a nie jakieś pieprzenie o roślinach nagonasiennych...
Chociaż IMHO tematy mogłyby być mniej napięte.
I jak dla mnie to możliwość wyboru kierunku powinna być jak za starego dobrego (Hahahahaha :D Padłem ze śmiechu!) ....(wiemy kogo).
ari2423@
Co do ciebie to na studia chodzę na prawo a nie na medycynę (inna bajka) ale nigdzie nie powiedziałem że matma jest zuaaa!1!11
Matematyka jest nawet fajna,jak się ją poznaje z umiarem,ale nie jak masz wykuć 12-13 wzorów.
Pewnie myślicie że matematyka wyższa to tak jak w gimnazjum czyli 1-2 zdania na temat jednego wzoru.
Jednak nie.
Równania trygonometryczne i funkcje kątowe równoległe mają przynajmniej po 5-6 dróg rozwiązania i trzeba znać przynajmniej 3 (wiem to bo próbowałem iść na studia matematyczne ale po miesiącu mi się odechciało) no to przepraszam,ale coś tu jest nie halo.
Jeśli dobrze pamiętam to ostatni miesiąc mojego brata wyglądał tak -
Kartkówka z przyrody,sprawdzian z matematyki,jednego dnia sprawdzian z j. polskiego oraz kartkówka z muzyki oraz informatyki,sprawdzian z techniki,mistrzostwa Śląska w piłkę nożną juniorów i klasówka z j. angielskiego.
Licząc że na każdą kartkówkę 2 godziny nauki to już mamy 6 godzin.
Sprawdzian to ok. 4 godziny więc już 18 godzin.
Klasówka to jakieś 4-5 przez dwa dni więc ok. 28 godzin.
Pomyślcie,czy myślicie że dziecko które tak spędza "czas wolny" (którego tak na prawdę nie ma) jest szczęśliwe? Że będzie pałało radością bo dostało 6,ale będzie mieć myśli samobójcze po dostaniu 1?
Przemyślcie sami.
To, ze polskie szkolnictwo, od podstawowek, az po uczelnie wyzsze lezy, to niezaprzeczalny fakt. A problem tutaj jest taki, ze w szkolach u nas nauczanie nastawione jest na ogrom wiedzy teoretycznej, za to bez nauki rzeczy faktycznie w zyciu przydatnych. Efekt tego jest taki, ze osoba konczaca szkole ma spora wiedze teoretyczna (o ile chociaz troche przykladala sie do nauki), a praktyczne umiejetnosci zerowe. Za przyklad niech posluzy weterynaria studiowana przez moja znajoma - jest na 4 roku, ma stypendium za srednia, spora wiedze teoretyczna, a przez cale 4 lata nauki wykonala zaledwie kilka zastrzykow, krew pobierala chyba ze 3 razy. Dlaczego? Bo zniesiono im praktyki, zastepujac jeszcze wieksza liczba zajec teoretycznych.
Sporym problemem szkolnictwa jest tez zabijanie w ludziach jakiejkolwiek kreatywnosci. Wszystko ma byc robione wg schematu, bez wychodzenia poza granice norm, do bolu szablonowe. Najlepszym przykladem na zilustrowanie tego jest matura z polskiego. Kto juz sie z tym zetknal, wie doskonale o czym mowie.
Teraz na studiach mam zajecia z technik tworczego myslenia. Swietnie na pierwszych zajeciach bylo widac szablonowosc myslenia ludzi. Jakas osoba dostala zadanie, ktore mialo nam pokazac, jak malo kreatywnymi debilami jestesmy: polaczyc jedna prosta linia 3 punkty narysowane na kartce, ktore nie sa ulozone w linii prostej. Reakcja tej osoby: no przeciez sie nie da... Reakcja reszty byla podoba. Odpowiedz prowadzacego: narysowac linie tak gruba, ze obejmie wszystkie punkty, albo po prostu odpowiednio zlozyc kartke. Odpowiedz osoby: aaaa, a ja nie wiedzialem ze tak mozna... Schematycznosc myslenia wyniesiona z polskiej szkoly ;)
Szkoly nie ucza kreatywnosci, stosowania teorii w zyciu. U nas szkoly ucza jak zdac schematyczna mature, egzamin gimnazjalny i jak napisac schematyczna prace magisterska. Ale w zyciu ta wiedza nie jest potrzebna do niczego. I pozniej mamy osoby wyksztalcone, tylko nieprzystosowane do funkcjonowania w swiecie.
mata jest jednym z najwazniejszych przedmiotow i powinno byc jej jak najwiecej, ludzie jej nie chca (mowie tu o tobie), bo jest ona trudna
Śmiem twierdzić, że do całek włącznie (nieoznaczonych, oznaczonych i niewłaściwych) matma jest łatwa. Wszystko jest niesamowicie logiczne i oczywiste. Całki łatwo zrozumieć, ale trudno policzyć - takie moje zdanie. But I digress - matma do liceum włącznie jest po prostu banalna.
Licząc że na każdą kartkówkę 2 godziny nauki to już mamy 6 godzin.
Sprawdzian to ok. 4 godziny więc już 18 godzin.
Klasówka to jakieś 4-5 przez dwa dni więc ok. 28 godzin.
Pomyślcie,czy myślicie że dziecko które tak spędza "czas wolny" (którego tak na prawdę nie ma) jest szczęśliwe? Że będzie pałało radością bo dostało 6,ale będzie mieć myśli samobójcze po dostaniu 1?
Śmieszą mnie takie obliczenia. Ja na naukę w liceum poświęcałem tygodniowo ~20 godzin. 7 czy 8 na matmę, resztę na fizykę. Wszystkie w czasie lekcji - w domu nie robiłem kompletnie nic, byłem w czołówkach list na wszystkich kierunkach, na które składałem papiery. W podstawówce/gimnazjum też na brak czasu nie narzekałem, a egzaminy zdałem bardzo dobrze (podst. 39/40, gimn. 96/100).
Nie mówię, że szkoły są dobrze zogranizowane, mówię, że robisz z igły widły ; )
Vasudanin
07-01-2011, 21:37
Dodając tylko do tych obliczeń. Wystarczy uważać na lekcjach, a nie pieprzyć z kolegami o dupie maryny, bądź rwać koleżanki z klasy. I oczywiście nikt nie wymaga od nas chyba, żeby być we wszystkim prymusem. No, a żeby nauczyć się na to 2 wystarczy pewnie około 5 minut w książkach.
No ale co ja tam mogę o wolnym czasie wiedzieć, przecież połowę życia spędziłem przed kompem.
W podstawówce i gimnazjum niech sobie uczą podstaw wszystkiego, ale nie rozumiem systemu nauczania w szkołach średnich technicznych.
Po co elektrykowi* 2h historii w tygodniu skoro mógłby 2 razy w tygodniu szybciej skończyć lekcje lub zamiast tych 2h historii mieć 2h dodatkowych przedmiotów zawodowych.
Idąc dalej, po co takiemu elektrykowi ma być 2h biologii w tygodniu? Podstaw nauczył się w podstawówce i gimnazjum, a jeśli wybrał sobie kierunek "technik elektryk" to po co mu więcej "wiedzy" z tego przedmiotu?
Takich sytuacji można wymieniać więcej ale szkoda nerwów.
Jak to później wygląda?
Ogólniak kończy lekcje o 12/13 i ma mniej zadań/materiału do nauki bo mają mniej przedmiotów, a technikum kończy po 9 lekcjach o 17 i mając o wiele mniej czasu mają o wiele więcej do nauczenia i zrobienia.
*kierunek "Technika Elektryka" podałem dla przykładu.
spider-bialystok
07-01-2011, 22:12
W szkole powinno być luźno,fajna atmosfera a nie stawianie jedynek za ćwiczenie które mi się i tak nie przyda.
Wrecz przeciwnie, w szkole powinna byc dyscyplina i atmosfera zdrowej rywalizacji.
Luzno i fajnie moze byc w klasach I-III, potem trzeba sie powoli uczyc rywalizacji. Po to jest szkola.
Odstresowac mozna sie na browarku po lekcjach.
Mnie na przykład nurtowało, jak obliczyć pole figury, na którą nie ma standardowego wzoru (ot, choćby pole pod wykresem y=x^2 od 0 do c należącego do R) - inna sprawa, że po zobaczeniu definicji całki oznaczonej zacząłem żałować ^^
Bo jakiś debil wykombinował, żeby naukę całek zaczynać od definicji.
___
Ja osobiście, bazując na własnym doświadczeniu, uważam, że ilość materiału podanego do przyswojenia w szkole jest groteskowo mała. Problem polega na tym, że ten materiał ładuje się łopatami do głowy, zamiast poprawić metody tak, aby sam bez oporów do tej głowy wchodził. Rezultat jest taki, że bada debili narzeka na konieczność poznania rachunku całkowego, nie zastanawiając się nawet gdzie w praktyce się z całkami zetknie (a w sumie nawet lepiej ograniczyć sobie rozważania do obszarów w których się z całkami nie zetknie).
I tak w koło Macieju z nauką matematyki (super definicje k***o), biologii (rzędy, grupy i gromady zamiast wiedzy, czy po całonocnym piciu boli Cię wątroba czy trzustka), angielskiego (kto często czyta forum.tibia.pl ten wie), polskiego (j/w) i w zasadzie wszystkiego innego poza wf.
Po co elektrykowi* 2h historii w tygodniu skoro mógłby 2 razy w tygodniu szybciej skończyć lekcje lub zamiast tych 2h historii mieć 2h dodatkowych przedmiotów zawodowych.
Lepszym pytaniem jest - po co komukolwiek 2h religii tygodniowo. W liceum ogólnokształcącym można odnieść wrażenie, że bajki sprzed 2000 lat są równie istotną wiedzą ogólną jak biologia, chemia czy historia.
Lepszym pytaniem jest - po co komukolwiek 2h religii tygodniowo. W liceum ogólnokształcącym można odnieść wrażenie, że bajki sprzed 2000 lat są równie istotną wiedzą ogólną jak biologia, chemia czy historia.
Napisałem, że takich przykładów można podać więcej. Z Religią też się zgodzę- bajki bajkami ale głównie religia to wygląda tak, że jest róbta co chceta, oglądanie filmów albo w ogóle się nie chodzi.
spider-bialystok
07-01-2011, 23:11
Przeciez religia jest nieobowiazkowa, ja nie chodzilem, komu jest potrzebna ten chodzi.
Przeszkadza ci to?
Zacznijmy od tego, że ograniczając wiedze ogólną ograniczamy się jako ludzie. Oczywiście, nie każdy musi lubić wszystkie przedmioty, oraz nie każdy lubi uczyć się czegokolwiek w ogóle, ale jednak brak jakichkolwiek podstaw wiedzy jest poprostu żenujący. Przykład? W środę moja koleżanka z klasy nie umiała podać daty rozpoczęcia oraz zakończenia IIWŚ oraz państwa leżącego nad Francją. Można powiedzieć, że to skrajny debilizm, ale nie oszukujmy się, znaczna część uczących się nie ma ochoty na naukę. Żadnego przedmiotu, w żadnym kierunku. Dlatego pewne podstawy wiedzy należy wpoić (polskie szkolnictwo i jego metody to już inny temat). Jeśli chodzi o szkołę średnią to oczywiście można wprowadzać profile, ale szkoły profilowane już są, a w LO przedmioty, na których nam nie zależy można olać i jechać na dwójach.
Johanes19
08-01-2011, 00:02
(nie czytalem up)
Wedlug mnei chodzi o podstawy, kazdy musi znac podstawy(wedlug mnie), jak napisal Lasooch dzieciak nie wie co chce robic.
Quezacoatl
08-01-2011, 01:57
oraz państwa leżącego nad Francją
Tez szczerze mowiac nie wiem jakie panstwo lezy nad Francja. Nie wiedzialem ze mamy juz latajace miasta a nawet panstwa, i ze jedno z nich lata nad Francja.
Chyba ze chodzi ci o "na polnoc od", w tym wypadku powiedzialbym Wieka Brytania, za kanalem la Manche. Chyba ze chodzi ci o polnocny wschod, i bezposredniego sasiada granicznego Francji, wtedy bylaby to Belgia. Ale co ja wiem. Twoje pytanie bylo tak ciekawie zlozone ze szczerze mowiac nie mogla ona odpowiedziec zle.
Napisałem, że takich przykładów można podać więcej. Z Religią też się zgodzę- bajki bajkami ale głównie religia to wygląda tak, że jest róbta co chceta, oglądanie filmów albo w ogóle się nie chodzi.
W zasadzie nie mialbym nic przeciwko religii w liceum. O ile zamiast nauczac odmawiac rozaniec uczyliby o religiach swiata i dawali bazy do zrozumienia Islamu, Judaizmu, Hinduizmu, Shintoizmu i Buddyzmu itd. Do tego troche lekcji na temat sekt, rozpoznawanie, dzialanie, unikanie. I od razu moze by sie w kraju ruszylo. Promowanie otwartosci i zrozumienia dla inych religii i kultur, a nie homofobii, indiofobii, judeofobii, islamofobii, Heksakosjoiheksekontaheksafobii, a zwlaszcza polonofobii. (tj. produkowania przyszlych wyborcow PiSu)
No, a żeby nauczyć się na to 2 wystarczy pewnie około 5 minut w książkach.
To mowisz o studiach? Bo imho dla gimnazjum wyglada to tak:
na 2 - zdrowy rozsadek i domyslanie sie, oraz kilka fraz zaslyszanych podczas lekcji.
na 3 - sluchanie nauczyciela podczas lekcji.
na 4 - troche inteligencji i uwazanie na kazdej lekcji, czasem przed sprawdzianem przeczytanie kilku stron z zeszytu/ksiazki (raz).
na 5 - Uwazanie plus czytanie notatek z lekcji i ksiazek.
Przynajmniej tak to wygladalo za moich czasow w moim gimnazjum.
W szkole powinno być luźno,fajna atmosfera a nie stawianie jedynek za ćwiczenie które mi się i tak nie przyda.
Taa, i powinni pozwalac palic traffke i gwalcic te suczkiiii w klasie yea. I powinni uczyc jak wypelniac PIT i lykania polopiryny i cholinexow na wypadek przeziebienia. Bo przeciez nie masz mamy i taty, co to cie wprowadzaja w zycie dajac ci leki i piszac za ciebie podania do podstawowki czy gimnazjum. Powinni tez uczyc jak odlac sie po browcu pod krzakiem zeby se fiuta nie pozadzierac o galezie, bo w koncu to bedziesz robil cale zycie. A spawania torow to juz nauczysz sie w zawodowce.
Tez uwazalem ze uczac sie poszerzonej fizyki w liceum na dupe mi bylo wykuwac sie calego cholernego monologu Hamleta na pamiec na polski. Ale po latach powiem tobie ze czuje sie dobrze umiejac go odrecytowac z pamieci.
Przeciez religia jest nieobowiazkowa, ja nie chodzilem, komu jest potrzebna ten chodzi.
Przeszkadza ci to?
W ostatniej klasie liceum musiałem wybrać albo religię, albo etykę. Etyka była w dużo mniej korzystnych godzinach i wymagała rzeczywistego robienia czegoś, żeby dostać zaliczenie, więc de facto etyki nie wybierał niemal nikt, czyniąc religię w zasadzie obowiązkową. Wybór oczywiście istniał, ale można porównać ten wybór do przestrzegania prawa - przestrzegać nie trzeba, ale (zakładając, że złapią, ale to inna bajka) raczej nie opłaca się nie przestrzegać. Reasumując - TAK, przeszkadza mi to. Abstrahując już od tego z czyich pieniędzy fundowane są te dobrowolne lekcje religii.
Ale może jednak skończmy o religii w szkołach, bo było to wałkowane 100,000 razy i nie chce mi się jeszcze raz ; )
Tez szczerze mowiac nie wiem jakie panstwo lezy nad Francja. Nie wiedzialem ze mamy juz latajace miasta a nawet panstwa, i ze jedno z nich lata nad Francja.
Chyba ze chodzi ci o "na polnoc od", w tym wypadku powiedzialbym Wieka Brytania, za kanalem la Manche. Chyba ze chodzi ci o polnocny wschod, i bezposredniego sasiada granicznego Francji, wtedy bylaby to Belgia. Ale co ja wiem. Twoje pytanie bylo tak ciekawie zlozone ze szczerze mowiac nie mogla ona odpowiedziec zle.
Fakt, że pytanie zostało sformułowane przez nauczycielke dość niefortunnie ale zostało poprzedzone pytaniem "jakie państwa oprócz Francji zostały zaatakowane przez 3 Rzesze w '40", a dodatkowo koleżanka miała mapę za sobą jest to wciąż smutne.
Nic jednak nie pokona studiów, na których zmuszeni jesteśmy uczyć się wiedzy sprzed parudziesięciu lat. Jakiś czas temu w materiałach wykładowcy znalazłam informację, że azbest jest bardzo dobrym materiałem budowlanym. Takich ciekawostek napotkałam więcej.
albo wzmacniacze pasmowe z czerwoną gwiazdą, instrukcją po rosyjsku i nalepką "do muzeum" w laboratorium metrologicznym.
Albertus
08-01-2011, 23:03
Dla mnie osobiście podoba się system szkolnictwa w Belgii.
Po Podstawówce idzie się do połączonego Gimnazjum z Liceum/zawodówka/technikum.
I tam co jakiś czas (co rok czy dwa) idzie się bardziej w konkretna specjalizacje (co za tym idzie odrzucenie pewnych przedmiotów lub dodanie nowych itp.)
np. Dzieciak po podstawówce idzie do takiej szkoły i ma wybór :
Liceum
Technikum
Zawodówka
1-2 rok jest dość ogólny natomiast w 3 klasie wybierałeś sobie zawód (w przypadku zawodówki) następnie na którymś roku (chyba 5) miałeś specjalizacje a gdy ukończysz 6 klasę mogłeś albo iść do pracy albo doedukować się robiąc 7 rok.
Myślę ze taki system byłby dobry, i u nas. W większości przypadków po podstawówce już widać kto nadaje się do pracy fizycznej a kto do umysłowej. A Zawód itp. to wybierało się z czasem...
Pamiętam ze bylem 2 tygodnie na takim stażu w Belgijskiej Zawodowce , przydzielili mnie wtedy do 2 klasy a ze była to końcówka roku szkolnego to stawali tam chłopaki przed wyborem zawodu. I Każdego dnia odwiedzaliśmy inny zakład itp. i tam nauczyciel szczegółowo opowiadał o danym zawodzie , można było spróbować swoich sil w prostych zadaniach oraz był jakiś tam pokaz tego co się robi.
Dragon-Fly
08-01-2011, 23:25
W ostatniej klasie liceum musiałem wybrać albo religię, albo etykę. Etyka była w dużo mniej korzystnych godzinach i wymagała rzeczywistego robienia czegoś, żeby dostać zaliczenie, więc de facto etyki nie wybierał niemal nikt, czyniąc religię w zasadzie obowiązkową. Wybór oczywiście istniał, ale można porównać ten wybór do przestrzegania prawa - przestrzegać nie trzeba, ale (zakładając, że złapią, ale to inna bajka) raczej nie opłaca się nie przestrzegać. Reasumując - TAK, przeszkadza mi to. Abstrahując już od tego z czyich pieniędzy fundowane są te dobrowolne lekcje religii.
Ale może jednak skończmy o religii w szkołach, bo było to wałkowane 100,000 razy i nie chce mi się jeszcze raz ; )
No to fajnie masz w domu, u nas etyka w zasadzie jest całkiem... przyjemna (mimo iż trwa od godziny 14:15 do 15:50), a maturalna może nie uczęszczać na żaden z tych dwóch przedmiotów.
No to fajnie masz w domu, u nas etyka w zasadzie jest całkiem... przyjemna (mimo iż trwa od godziny 15:10 do 15:50), a maturalna może nie uczęszczać na żaden z tych dwóch przedmiotów.
No właśnie ja w drugiej klasie liceum nie musiałem na żaden, ale w trzeciej musiałem wybrać. A etyka była w paczkach dwugodzinnych od 15 do trochę przed 17 w dniu kiedy zaczynałem od 8 rano - i wymagała napisania pracy zaliczeniowej. Na religii niby były jakieś sprawdziany, ale w praktyce co byś na nie zrobił na koniec nie miałeś mniej niż 5.
Yoh Asakura
09-01-2011, 01:14
Ja na religię nie chodzę, etyki nie mam, mam we wtorek okienko na 5 lekcyjnej, a w piątek wychodzę godzinę wcześniej, kthxbye.
Nie chce poruszać tematu nauczania języka rosyjskiego w mojej szkole. Nauczycielka jest zagorzałą Rosjanka, która nie da powiedzieć złego słowa o Rosji i uważa ten kraj za potęgę w każdym calu! Jak mam iść na jej lekcję, nóż mi się w kieszeni otwiera... Nie wiem jednak jak to wygląda w innych szkołach
W swojej karierze rosyjskiego uczyłem (nadal uczę) się 2 razy:
1) w gimnazjum - sympatyczna nauczycielka, fanka Rosji, samowar'owa fetyszystka.
2) na studiach - kobieta zakręcona na punkcie Rosji, Rosja jest wspaniała, wiele miejsc pracy dla inżynierów i w ogóle cud i miód, bratajmy się!
Czyli nie jesteś sam :D
Ja na religię nie chodzę, etyki nie mam, mam we wtorek okienko na 5 lekcyjnej, a w piątek wychodzę godzinę wcześniej, kthxbye.
A ja mam wolne poniedziałki, wolny co drugi piątek i 20 godzin zajęć tygodniowo, w tym na połowę w gruncie rzeczy nie muszę chodzić. :*
Yoh Asakura
10-01-2011, 19:14
A ja mam wolne poniedziałki, wolny co drugi piątek i 20 godzin zajęć tygodniowo, w tym na połowę w gruncie rzeczy nie muszę chodzić. :*
Phi, na mnie przynajmniej nie mówią Łasy!
spider-bialystok
10-01-2011, 20:28
Nie chce poruszać tematu nauczania języka rosyjskiego w mojej szkole. Nauczycielka jest zagorzałą Rosjanka, która nie da powiedzieć złego słowa o Rosji i uważa ten kraj za potęgę w każdym calu! Jak mam iść na jej lekcję, nóż mi się w kieszeni otwiera... Nie wiem jednak jak to wygląda w innych szkołach
Do polskiego sie przyloz, bo twoj post jest sprzeczny sam w sobie:D
A jezki obce nie zaszkodza.
Nikast Shynix
11-01-2011, 23:57
Do polskiego sie przyloz, bo twoj post jest sprzeczny sam w sobie:D
A jezki obce nie zaszkodza.
W szkole? IMHO zaszkodzą. Zależy jeszcze jakie, z jakim nauczycielem i czy chcesz się ich uczyć. Angielski i niemiecki w szkole to moim zdaniem totalna pomyłka (może ze względu na to, że korzysta się z podręczników układanych przez polskich specyalistów, którzy kładą nacisk na suche formułki, zamiast na umiejętność dogadania się). Za to włoski, francuski, hiszpański - jeżeli ma się dobrego nauczyciela - przydadzą się. Jeżeli chcesz się nauczyć języka, oczywiście. Inaczej tylko stracisz czas. To nie geografia, historia czy polski, gdzie możesz słuchać na lekcji trzy po trzy i część zapamiętać - tutaj jeżeli nie uczysz się systematycznie, nie zapamiętasz nic.
Mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, że przez naukę języków obcych w szkole możesz się uwstecznić (mówię tu o angielskim i niemieckim, gdzie kładzie się nacisk na zapamiętanie formułek). Jak? Załóżmy, że rozmawiasz po angielsku już całkiem dobrze, bo oglądałeś filmy z napisami, czytałeś książki po angielsku, gadałeś na czatach. Wiele struktur gramatycznych stosujesz naturalnie, bez zastanowienia (dokładnie tak jak po polsku!). Wtedy przychodzi omówienie jednej z nich na lekcji. I od tej pory za każdym razem, gdy używasz tej struktury, zatrzymujesz się i zaczynasz zastanawiać, czy robisz to poprawnie. Znam to z autopsji. Nie wierzysz? Obserwuj:
W przypadku rzeczowników policzalnych (widzowie, komputery, zapałki, samochody itd.) mówimy o liczbie. W przypadku niepoliczalnych (woda, piasek, powietrze, energia itd.) używamy pojęcia ilości.
Będziesz teraz się nad tym zastanawiał przy każdym użyciu słów liczba czy ilość. To jak z "od teraz sam kontrolujesz swój oddech" czy najtańszym odtwarzaczem muzycznym na rynku ("The Final Countdown leci teraz w twojej głowie").
Jeśli ja chcę być lekarzem,to po jaką cholerę mi jest 1000 wzorów na obliczenie funkcji trygonometrycznej?
Przydadzą Ci się na biofizyce. Poza tym matematyka jest przydatna w wielu obszarach nauk medycznych.
W szkole? IMHO zaszkodzą. Zależy jeszcze jakie, z jakim nauczycielem i czy chcesz się ich uczyć.
Takie stwierdzenie mozna zastosowac do kazdego przedmiotu.
Angielski i niemiecki w szkole to moim zdaniem totalna pomyłka (może ze względu na to, że korzysta się z podręczników układanych przez polskich specyalistów, którzy kładą nacisk na suche formułki, zamiast na umiejętność dogadania się). Za to włoski, francuski, hiszpański - jeżeli ma się dobrego nauczyciela - przydadzą się.
Z tego zdania mozna wnioskowac, ze:
a) podreczniki do wloskiego, francuskiego i hiszpanskiego nie sa ukladane przez "polskich specyalistow"
b) angielski i niemiecki - nawet jak sie ma dobrego nauczyciela - nie przydadza sie
Mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, że przez naukę języków obcych w szkole możesz się uwstecznić (mówię tu o angielskim i niemieckim, gdzie kładzie się nacisk na zapamiętanie formułek). Jak? Załóżmy, że rozmawiasz po angielsku już całkiem dobrze, bo oglądałeś filmy z napisami, czytałeś książki po angielsku, gadałeś na czatach. Wiele struktur gramatycznych stosujesz naturalnie, bez zastanowienia (dokładnie tak jak po polsku!). Wtedy przychodzi omówienie jednej z nich na lekcji. I od tej pory za każdym razem, gdy używasz tej struktury, zatrzymujesz się i zaczynasz zastanawiać, czy robisz to poprawnie. Znam to z autopsji.
Czyli, skoro juz nauczylem sie mowic "ja poszłem" i "tam pisze", to wiedza wyniesiona z lekcji, wedle ktorej powinno sie mowic "poszedlem" i "tam jest napisane" jest zla, poniewaz bede zastanawial sie, czy powiem dobrze?
Bzdury - szkola ma cie nauczyc robic cos dobrze. Korzystajac z wiedzy szkolnej i douczajac sie na wlasna reke (m.in poprzez czytanie ksiazek, jak juz wspomniales) nie ma mozliwosci, zebys mowil gorzej niz ten, ktory bedzie sie uczyl wylacznie na wlasna reke (abstrahujac oczywiscie od zdolnosci, poswieconego czasu itd. itp.)
Ja na religię nie chodzę, etyki nie mam, mam we wtorek okienko na 5 lekcyjnej, a w piątek wychodzę godzinę wcześniej, kthxbye.
No właśnie! I tego nie powinno być! Religia to kwestia indywidualna, więc dlaczego ja mam cierpieć siedząc godzinę w szkole i nudząc się (tylko 1 osoba poza mną nie chodzi na religie) tylko dlatego, że nie wierzę w boga/nie mam ochoty słuchać wpajania chrześcijaństwa (bo tak wygląda 90% lekcji)? Niech ksiądz/katecheta sobie przychodzi do szkoły o 16-17 i organizuje lekcje religii dla chętnych. Kiedyś lekcje religii były przeprowadzane popołudniami w kościele z tym, że chyba były obowiązkowe.
A co do języków, to angielski w szkołach jest taki sztuczny, że szkoda gadać. Jedyne co mi te lekcje dają to sporadyczne poznawanie słówek (kilka/miesiąc). Zresztą z innymi językami jest podobnie...
Ogólnie rzecz biorąc zastanawiam się, czy chociaż 30% informacji ze szkoły przyda mi się kiedykolwiek.
Niestety nic na takie rzeczy nie poradzimy, zbyt mało w Polsce logicznie myślących osób, żeby cokolwiek zmienić.
Jak nie macie zamiaru się niczego kompletnie uczyć, to nic ze szkoły nie wyniesiecie. Ja uczyłem się angielskiego i naprawdę dużo wyniosłem ze szkoły w tej dziedzinie.
Po prostu wy odwalacie maniane, a później narzekacie.
SoulHunter
13-01-2011, 13:06
Dzisiaj byłem po brata w podstawówce... Kiedy pomagałem mu w lekcjach zamurowało mnie.
W dzisiejszych szkołach (podstawówka i gimnazjum) uczą nas tematów wyssanych z dupy.
Jeśli ja chcę być lekarzem,to po jaką cholerę mi jest 1000 wzorów na obliczenie funkcji trygonometrycznej? Jeśli chcę być prawnikiem to po co się uczę że w 2010 o godzinie 14.31,w czasie przesilenia zimowego,w zimnych czasach Mariusz Pudzianowski jadł kiełbasę??
Nie rozumiem tego.
Ale wracając do tematu,to mój brat miał napisać wykres,ile ton metali wydobywa światowa gospodarka rocznie. Po jaką mu to cholerę?
Jeśli o mnie chodzi to kochałbym system nauki rosyjskiej:
I klasa - J. polski (ni ch*ja żadnych lekkich przedmiotów),matematyka,religia i język do wyboru.
II klasa - J.polski,matematyka,religia,informatyka,j. angielski i język do wyboru.
III klasa - J.polski,matematyka,religia,informatyka,j. angielski i język z II klasy.
IV klasa - Matematyka (języka polskiego już starczy),religia,informatyka,j. angielski i język z II klasy.
V klasa - J. angielski,j. niemiecki,geografia,biologia,chemia.
VI klasa - J. niemiecki,biologia,fizyka
Po co mam pie*dolić jakąś biologię przez 9 lat (6 lat podstawówki i 3 gimnazjum) skoro i tak nie nauczę się wszystkich roślin na pamięć?
http://img15.imageshack.us/img15/9373/1lpols1doectaqyh76u.jpg
Cytryniasty - po pierwsze, w podstawówce to dzieciak nie ma pojęcia co będzie robił. Jak byłem w podstawówce to naprzemiennie chciałem być: archeologiem (okres fascynacji dinozaurami), pilotem, kosmonautą, programistą (bo lubiłem gry komputerowe :) )
Dziś mam 24 latka i zajmuje się tłumaczeniami ;)
Po drugie, dzieciaka w tym wieku powinno się nauczyć żeby był żądny wiedzy, a specjalizacja przyjdzie z czasem.
A po trzecie - naprawdę warto mieć jakąś ogólną wiedzę. Jak sobie wejdziesz na np.: czaterię na jakikolwiek lokalny czat (czyli masz przypadkowe osoby tak jakbyś szedł po ulicy i zagadywał) to się okaże, że z 70% z nich nie ma o czym rozmawiać, bo nie maja żadnych zainteresowań poza łażeniem po mieście z kumplami.
I bynajmniej, nie przeszkadza mi, że ktoś się interesuje czymś innym niż ja - mówię o osobach które nie potrafią NIC podać...
Cytryniasty - po pierwsze, w podstawówce to dzieciak nie ma pojęcia co będzie robił.
Właśnie mnie uderzyło, że studenci też często nie wiedzą, co będą robić. Zwłaszcza ci na politologii i socjologii... ; )
Chociaż ja też nie wiem, czy nie wezmę sobie drugiego kierunku, coby się potem z niego doktoryzować (fizyka).
@down: nie chodzi mi o doktorat jako kartę przetargową przy szukaniu pracy i oczywiście nie będę się doktoryzować jeśli porządnej pracy nie znajdę. W Polszy po fizyce pracy i tak mieć nie będę jako fizyk, dlatego teraz studiuję informatykę.
Ja osobiście radzę się doktoryzować dopiero po tym, jak złapie się jakąś sensowną pracę i obierze w życiu jakiś kierunek którym warto dalej iść.
Robienie na odwrót (tj. doktorat wychodząc z założenia, że to lepsza karta przetargowa przy szukaniu pracy) to skrajny debilizm.
Ja też nie wiem, co będę robić po inżynierii materiałowej - niby kierunek zamawiany (na PW nic nie płacą), i potrzebny w Polsce, a pracy nie ma.
Jednak jest nadzieja - wystarczy wybrać się kilkaset kilometrów na zachód, albo kilka tysięcy na wschód i już jest w czym przebierać :)
@Vil: Zależy gdzie się chce pracować. Jak wiążesz przyszłość z edukowaniem innych, lub pracą naukową w ośrodkach badawczych to możesz śmiało i w ciemno iść na doktorat. Chyba jest jakiś powód, dla którego ludzie na moim wydziale masowo się doktoryzują od razu po zakończeniu studiów magisterskich.
Nikast Shynix
14-01-2011, 23:59
Takie stwierdzenie mozna zastosowac do kazdego przedmiotu.
Można, tylko większość przedmiotów już od dawna jest uczona drętwo i zniechęcająco. Natomiast w przypadku nauczania języków obcych trend ten jakby dopiero się pojawia. Dlatego to mnie tak boli, bo kiedy jeszcze w podstawówce nauczyciel potrafił mnie nauczyć niemieckiego, tak potem w gimnazjum, gdybym angielskiego nie znał, to już nic bym się nie nauczył (a mieliśmy angielski od zera).
Z tego zdania mozna wnioskowac, ze:
a) podreczniki do wloskiego, francuskiego i hiszpanskiego nie sa ukladane przez "polskich specyalistow"
Nie chodzi o to, że nie są układane (chociaż szczerze mówiąc nie widziałem jeszcze polskiego podręcznika do tych języków), tylko używane są te zagraniczne, układane przez native speakerów. Z angielskim też tak było jeszcze niedawno, ale ostatnio nawet nie widziałem w księgarni angielskich podręczników do angielskiego.
b) angielski i niemiecki - nawet jak sie ma dobrego nauczyciela - nie przydadza sie
Chodziło mi raczej o to, że złemu nauczycielowi dobry podręcznik nie pomoże.
Poza tym jak się ma dobrego nauczyciela, to wszystkie argumenty przeciwko polskiej edukacji stają się bezsensowne. Angielski jest językiem popularnym i obecnie pełni rolę języka międzynarodowego, przez co wydaje nie być się związany z żadną kulturą i może nauczyć się go każdy. Spróbuj to powtórzyć z francuskim, hiszpańskim, włoskim, japońskim czy greckim. Dlatego jeżeli ktoś się tych języków uczy, to najczęściej z pasją, potem uczy też z pasją, więc potrafi nauczyć. Za to w nauczanie angielskiego czy niemieckiego wkracza rutyna.
Czyli, skoro juz nauczylem sie mowic "ja poszłem" i "tam pisze", to wiedza wyniesiona z lekcji, wedle ktorej powinno sie mowic "poszedlem" i "tam jest napisane" jest zla, poniewaz bede zastanawial sie, czy powiem dobrze?
A czy jeżeli ktoś powie "poszłem", to poprawisz go, mówiąc, "mówi się: poszedłem", czy zrobisz mu 45-minutowy wykład na temat odmiany czasowników w czasie przeszłym?
Bzdury - szkola ma cie nauczyc robic cos dobrze. Korzystajac z wiedzy szkolnej i douczajac sie na wlasna reke (m.in poprzez czytanie ksiazek, jak juz wspomniales) nie ma mozliwosci, zebys mowil gorzej niz ten, ktory bedzie sie uczyl wylacznie na wlasna reke (abstrahujac oczywiscie od zdolnosci, poswieconego czasu itd. itp.)
Problem leży w tym, że sposób prowadzenia zajęć w szkołach często zniechęca do nauczanych przedmiotów, a więc także do samodzielnego poszerzania własnej wiedzy. I to dla mnie właśnie jest uwstecznianie.
SoulHunter
24-01-2011, 12:06
Nic jednak nie pokona studiów, na których zmuszeni jesteśmy uczyć się wiedzy sprzed parudziesięciu lat. Jakiś czas temu w materiałach wykładowcy znalazłam informację, że azbest jest bardzo dobrym materiałem budowlanym. Takich ciekawostek napotkałam więcej.
Po pierwsze, na jakich studiach jesteś? Ja jestem na anglistyce i wcale nie mam tak archaicznych informacji... no może z wyjątkiem przymusowej łaciny i historii sztuki.
Ale faktem jest, że studia NIJAK nie przygotowują do wykonywanego zawodu, to jest tylko wiedza teoretyczna i papierek.
Dla przykładu ja poszedłem na anglistykę z zamiarem bycia tłumaczem (nie mylić z tłumokiem :D ) i jedyne co mi się tak naprawdę przydało to tzw. gramatyka praktyczna i może odrobinę przedmioty literaturoznawcze (wyrabiają znajomość języka); ale ja nie mam złudzeń, że po samych studiach to ja nie będę drugim Wierzbiętą. Dlatego działam też na innych frontach :)
A moim zdaniem materiał szkół gimnazjalnych i podstawowych jest bardzo dobry.
Faktem jest że wszystko zależy od ludzi, od poziomu kultury nauczycieli i uczniów. Jeżeli ci są prostakami i nie mają za kszty ambicji to później chleją tanie wina u kuzyna, z jebłek i wiśni. W gimnazjum miałem panią z biologi, która potrafiła uczyć i każdy u niej na conajmniej 3 zdawał, nie było żadnych 2 czy 1, więc jak widać można, tylko trzeba chcieć. A pasje życiowe swoją drogą, w takim wieku i tak nikt do końca nie wie, kim w życiu zostanie, czy też czym będzie się interesował. Żadna szkoła nie zrobi z was gieniuszy jeżeli sami nie będziecie tego chcieć. Jeżeli komuś za ciężko to trudno, życie łatwe nie jest, ono zawsze wymagało kombinowania, szkoda mi jedynie dzieci których nie stać na naukę czyt. książki czy przybory, w tej dziedzinie powinno się wprowadzić odczuwalne zmiany.
lasooh
Abstrahując już od tego z czyich pieniędzy fundowane są te dobrowolne lekcje religii.
Z pieniędzy tej większości, która chciała je mieć? :x
Nikt z nas nigdy nie będzie miał wpływu na swoje pieniądze oddane w podatkach, niestety.
Nic jednak nie pokona studiów, na których zmuszeni jesteśmy uczyć się wiedzy sprzed parudziesięciu lat. Jakiś czas temu w materiałach wykładowcy znalazłam informację, że azbest jest bardzo dobrym materiałem budowlanym. Takich ciekawostek napotkałam więcej.
Dla budowlańców i architektów już książek nie drukują. ; ]
Sam mam swoją o robotach malarskich Zbigniewa Woloskiego, na giełdzie kupiona za 200 zł, stara 1993 rok.
vBulletin® v3.7.0, Copyright ©2000-2025, Jelsoft Enterprises Ltd.