Cytuj:
Oryginalnie napisane przez Litawor
(Post 2684217)
Prowadzi to do sprzeczności, ponieważ Bóg nie zna swoich decyzji. A przecież będąc wszechwiedzący, powinien wiedzieć, o co będą prosić go ludzie i jak na te prośby zareaguje. Tak czy inaczej, nie znając swoich decyzji, nie może znać przyszłości. A to już bardzo poważne ograniczenie.
Nawiasem mówiąc, takie dyskusje są równie idiotyczne, jak cała koncepcja Boga ingerującego w bieg wydarzeń, słuchającego modlitw i zmieniającego zdanie.
|
Dlatego mówiłem, że trzeba zdecydować, czy zakładamy, że Bóg istnieje, czy nie. Jeżeli zakładamy, że tak, to oznacza, że nie ograniczają go żadne prawa, On po prostu jest. Bóg zmienia życie- niezależni od swojego istnienia. Taką wartość i siłę nadali mu ludzie.
Cytuj:
Oryginalnie napisane przez Duch Niespokojny
(Post 2684236)
.
Ja kiedyś chciałem wierzyć. Ba, nadal chciałbym. Uważam, że wiara w Boga - pod warunkiem, że nie przesadzamy z nią, jak rodzice umierającej dziewczynki, którzy woleli się modlić niż wezwać karetkę, oraz nie tracimy czasu na bzdurne rytuały - może być nawet pomocna w życiu. Sęk po prostu w tym, że nijak nie potrafiłbym się do tego zmusić.
|
Moim zdaniem to zależy od tego, jak postrzegasz Boga. Jeżeli ktoś uważa go za jakiegoś superbohatera, który ratuje każdej opresji, to się grubo może pomylić. Ja cenię w Nim zasady moralne, które sobą prezentuje (miłujcie, zwłaszcza jeżeli was nie miłują, życie jest najważniejsze itp.), kwestie Jego istnienia, czy życia po śmierci, zostawiam na drugim miejscu, bo na żadne z nich nie mam wpływu. Choć mimo wszystko fascynuję się cudami, których nie można wytłumaczyć (na przykład cud w Lanciano- przemienienie hostii i wina w ciało i krew).
Cytuj:
Ja bym chciał, żeby ludzie zaczęli w końcu myśleć (nie piję tu do religii, mówię ogólnie). To byłby dla mnie największy cud ;)
|
Każdy myśli, tylko nie każdy wyciąga odpowiednie wnioski. Choć wyniki jednego w praktyce równają się wynikom drugiego =).
Cytuj:
No właśnie. Nie znałbyś definicji szczęścia, nie wiedziałbyś czym się różni od nie-szczęścia, ale i tak czułbyś się świetnie, więc nie byłoby problemu.
|
Zakładając, że cierpienie reprezentuje negatywne emocje i uczucia, a szczęście pozytywne, to jeżeli przez cały czas będziesz czuć tylko jedno z nich, przestaniesz zwracać na nie uwagę, bo się do niego przyzwyczaisz. Czy tak nie jest? Czy rozpieszczone amerykańskie córki bogatych ludzi czują stale szczęście? Nie, muszą się w jakiś sposób spełniać, reklamować, czy afiszować, bo w przeciwnym razie czują zapewne jakąś specyficzną pustkę, która nie pozwala im być tak naprawdę szczęśliwym. Nie czują bezpośrednio cierpienia, więc nie wiedzą, jak naprawdę mają dobrze, więc uważają, że muszą mieć jeszcze lepiej, bo mają źle. Nie są szczęśliwe, bo nie zaznały cierpienia, przynajmniej zbyt wiele. Im mocniej człowiek dostanie w kość, tym inaczej będzie rozumiał pojęcie szczęścia i dobrobytu. Mylę się?
Czy człowiek, który jest wolny, a zniewolenia jeszcze nigdy nie zaznał, może czuć się prawdziwie wolny i tą wolność właściwie cenić i odczuwać? Wątpię, dla niego wolność jest normalnym stanem, który ma to do siebie, że po prostu jest.