Z pamiętnika przeciętnego Polaka
20.03.05:
Dzisiaj odbywają się imieniny. Moje własne imieniny. Jestem na nie doskonale przygotowany: 12 * 0,7 Smirnoff, i przez cały tydzień nie piłem. Impreza zaczęła się od życzeń, toastów itp.. Lecz kiedy żony poszły porozmawiać same ze sobą, zostało nas 4: Ja, Edzio, Zenek, Lechu. Postawiłem nową 0,7 na stól. Rozpoczęły się kolejeczki. Przy czwartej kolejce Lechu powiedział stop. To nie była jego konkurencja. Gdy sięgaliśmy dna, spojrzałem na współtowarzyszy: Lechu: Widać było że prubuje ostatkiem sił, Edzio: Istna twarz pokerzysty. W połowie drugiej butelki Zenek odpadł. Upadł na podłogę, walczył do końca, jak bohater. Zostaliśmy ja i Edzio. Edzio zrozumiał powagę sytuacji, i przesiadł się naprzeciw mnie. Spojrzeliśmy sobie w oczy: Nadal miał twarz pokerzysty. Nie było widać nic po nim. Już wiedziałem że nie będzie łatwo go pokonać. Więc postanowiłem wyciągnać "Jokera". Rosyjską wódkę, 62%. Znów spojrzałem na Edzia: Lekko się skrzywił i znowu powrócił do swojej twarzy. Doszliśmy do dna. Edzio mnie zadziwił. Nie jeden kończył po takiej dawce, a on dalej się trzyma. Skończyły się trunki. Musiałem pójść po nowe, do piwnicy. Myślałem, że da mi to trochę oddechu. Lecz aby zejść do piwnicy, musiałem zejść po schodach: Co łatwe nie było. Więc nie wiem czy to mi pomogło. Wróciłem. Edzio wyglądał jakby był kompletnie trzeźwy! Strasznie mnie to zdziwiło, lecz w tym samym momencie poczułem lekki chłod. "Otworzył okno" Pomyślałem. Po chwili, gdy nastała lekka cisza, gdy nalewałem następną kolejkę, usłyszałem Lecha, który się męczył w toalecie. Po jakimś czasie gdy już powoli zacząłem odczuwać pewne zawroty, Edzio opuścił. Byłem z siebie dumny. Przypomniało mi się wtedy, pewne powiedzenie które brzmi: "Trening czyni mistrza", i ono się naprawdę sprawdza. Lecz już myślę o kolejnych zawodach, które odbędą się jutro, na poprawinach.
Jeśli się spodoba, napiszę historię z poprawin. :)
|