Forum Tibia.pl

Forum Tibia.pl (http://forum.tibia.pl//index.php)
-   O wszystkim i o niczym (http://forum.tibia.pl//forumdisplay.php?f=20)
-   -   Herzegen-opowiadanie (http://forum.tibia.pl//showthread.php?t=3270)

behi 28-02-2004 09:09

Herzegen-opowiadanie
 
Ostatnim razem w Imnesvale
Błyskawica przeszyła niebo. Na głowy 3 podróżników spadła ściana deszczu. Do Imnesvale było już niedaleko. Wąska droga wijąca się między polami w jednej chwili zniknęła z pola widzenia. Rikla nałożył szybko kaptur, Filippo Nezara zaklął coś pod nosem a jadący z przodu Herzegen nadal wpatrywał się przed siebie jakby nic się niestało. Jego z pozoru elfia postura, twarz i wielkie czarne oczy które po bliskim spotkaniu z oczami drugiego człowieka potrafiły zostawić uraz na wiele lat. Nawet na całe życie jeżeli chciał tego Herzegen. Nikt z towarzyszy nie wiedział co kryją w sobie te oczy. Nie chcieli wiedzieć. Herzegen już raz zajrzał do umysłu Rikli. Całkiem niedawno. Filippo to widział. Pozostawiło to na nim podobny uraz psychiczny jak u Rikli. Mimo to byli przyjaciółmi. Może nie takimi którzy oddali by za siebie wszystko, ale na tyle dobrymi żeby w zgodzie podróżować szukając przygód i pieniędzy o które w tych czasach było tak trudno.
Przywódca drużyny widział dokładnie co się dzieje przed nimi. Nie przeszkadzały mu w tym strugi deszczu. Jego oczy widziały wszystko W oddali zamajaczył las.
-Dojeżdżamy.- rzekł Herzegen.
-Już to mówiłeś pół godziny temu.- Syknął Rikla.
-Nie trzeba było wyjeżdżać razem z nami.
-Dalej twierdze że to idiotyzm. Zapadła wioska Imnesvale. Na około w promieniu 200 mil żadnej ludzkiej osady. Mama mi zawsze radziła „Jak pójdziesz pracować to wszędzie tylko nie we północno wschodniej
marchii królestwa”.- rzekł już głośno ocierając wodę z czoła równocześnie myśląc jak zgrabnie zakończyć tę rozmowę. Dobrze wiedział że nie należy złościć Herzegena.
-Gówno mnie obchodzi twoja matka.- odrzekł spokojnie
-NASKAKUJESZ NA MOJĄ MATKĘ???- krzyknął zeskakując z konia.
-Nie.-odrzekł anielsko spokojnym głosem nawet nie obracają się w stronę towarzysza A teraz proszę cię - ucisz się. Wolisz siedzieć w śmierdzącym Trazie, głupolu??
Rikla usiadł spowrotem na konia zdenerwowany ale jednocześnie szczęśliwy że nie będzie kłótni.
-Jesteśmy już w lesie.5 minut drogi i jesteśmy na miejscu.
Obu przyjaciół bardzo zdziwiło stwierdzenie że są w jakimś lesie. Trudno jednak żeby zobaczyli cokolwiek obok. Ledwo co widzieli grzywy własnych koni. Do końca drogi nie odezwali się ani słowem. Deszcz nie pozwalał.
-Jesteśmy na miejscu. Tutaj jest zajazd. Szybko. Poprowadźmy konie do stajni. Fifi ciężko zwalił się z konia i ledwo co utrzymał równowagę.
Ahhhh. Jak to dobrze rozprostować...- ktoś urwał mu w pół zdania.
-Dawajcie wszystko co macie. Wszystko. Ubrania, konie, złoto. Wszyściutko.
Herzegen widział 3 mężczyzn. Jeden z przodu dwóch z tyłu z kuszami wycelowanymi w jego pierś. W tym wypadku musiał użyć zdolności nie było wyjścia.Jego towarzysze nic nie widzieli. Powoli zamknął oczy i zajrzał do umysłów Fifiego i Rikli. Poczuł jakby zaczynał mdleć. To normalne przy zaglądaniu w czyjś umysł bez kontaktu wzrokowego. „Trzech mężczyzn. Jeden z przodu ja go biorę.Rikla. Celuj 2 metry na prawo ode mnie zabijesz jednego z kuszników. Fifi. W momencie kiedy Rikla strzeli, obaj rzucacie się na drugiego łucznika. Oni was nie widzą. Wiedzą tylko że jesteście.”
-Co tak ssstoisz elfi sssukinsynu? Zycia ci ssszkoda?- krzyknął nieludzko przeciągając litery jeden z łuczników.
-Teraz!!!- rzekł już na głos Herzegen. Bełt zaświszczał koło ucha bohatera. Jeden łucznik padł dostając idealnie w głowę. Drugi wykazał się dużym refleksem. Wystrzelił od razu. To jednak za mało na Herzegena. Wystarczyło wykonać tylko skok w bok. Dokładnie 27 centumetrów w bok aby bełt zaświszczał złowieszczo na uchem. Nasz „pseudo elf” lubi ten dźwięk. Po sekundzie drugi strzelec już nie żył. Filip rzucił gwiazdą w jego ręke trzymającą kuszę a Rikla zdąrzył wystrzelic drugi raz. Tym razem trafił między oczy. Nawet w tym, wielkim deszczu można było zobaczyć strugę krwi rozbryzgającą się na boki. Mężczyzna stojący z przodu dalej się nie ruszał.
-Co on do cholery robi!?
-To manekin. Spryciaże wykorzystali dobrze warunki pogodowe.
-Ale dostali nauczkę!!! Wszelkie rozbójnictwo będzie przeze mnie karane!!!- krzyknął swoim tubalnym głosem Fifi.
–BOŻE!!! Herzegen zobacz szybko. To nie są ludzie...To jakieś jaszczurki, węże. Przecież coś takiego nie istnieje. Jak to możliwe? W królestwie w którym ciężko spotkać zwykłego elfa. Taki twór...- wysapał Rikla
-A co do cholery myślałeś? To prowincja. Nie ma tu straży. Tutaj na pewno znajdziemy wiele elfów i twoich ulubionych wiwern. Obiecuje ci to. Teraz chodźmy wreszcie do tej karczmy. Popytamy ludzi o wszystko. Czuję wielkie pieniądze w zasięgu ręki...
-Współczuje im. Naprawdę szczerze im współczuje przesłuchania z tobą...
C.D.N

Bede pisał dalej ocencie mi to.Chętnie posłucham krytycznych uwag. To moje pierwsze opowiadanie fantasy. Nie bluzgajcie za bardzo.Mam tylko 14lat.:D:D:D

Palisanderos 28-02-2004 09:17

No niezłe. To co lubie jest (czyli walka i walka) Pisz dalej :))

_Saijan_ 28-02-2004 09:22

Saijan dokonczyl czytac ostatnie wersy opowiadania... szczeka zwisala mu juz niemal do samej ziemi. WOW - wykrzyknal....

A tak na powaznie to bardzo mi sie podobalo... chyba nawet o wiele lepsze od mojego opowiadania... Z niecierpliwoscia czekam na dalsza czesc :)

Rej 28-02-2004 11:08

OMG, zaje****e opowiadanko!! Pisz dalej !! Rozwijaj wątki i pisz!!! BTW: Nauczysz mnie tak przedstawiac sceny akcji bo mi to nei idzie ;]

behi 28-02-2004 20:49

Dobra. Teraz ciąg dalszy. Mam nadzieje że bardziej udany...:P:P:P



W karczmie panowała ponura atmosfera. Nigdzie nie grała muzyka, w kominku nie palił się ogień a ludzie nie stukali się kuflami piwa i wódki opowiadając sprośne dowcipy. Wszyscy wpatrywali się w przybyszy.
-Co wy tacy niemrawi ludzie??? To tak dziękujecie za zabicie tych rzezimieszków?- krzyknął z nutką ironii w głosie Herzegen.
-Herz...Tatuaż...-szepnął Fifi
Dopiero teraz bohater zauważył że jego przemoczone zielone włosy zupełnie odsłoniły ukrywany tatuaż na lewym policzku przedstawiający pentagram.
-DIABEŁ!!!LUDZIE!!!TA WIEDZMA SPROWADZIŁA NAM DO TEGO WSZYSTKIEGO DIABŁA!!! WSZYSCY ZGINIEMY!!!MOWIŁEM ŻEBY UCIEKAC...
-Zamknij ryj karczmarzu. Nalej każdemu po kieliszku dobrej wódki. Załatw nam najlepsze pokoje.- syknął Herz zasłaniając zaczesując włosy. Zapłacę każdą cenę. Nie przybywam tu aby was mordować. Przybywam tu aby wyciągnąć z was pieniądze. Ale nie za nic. Chcę rozwiązać ten problem. Nie za darmo oczywiście. Ten kto chce może teraz opuścić karczmę. No dalej, śmiało... Przecież mówie że mam ważniejsze sprawy na głowie niż mordowanie kmieciów.
Wyszli prawie wszyscy wieśniacy. Został tylko karczmarz, dwóch totalnie nachlanych pijaków i jakiś mężczyzna w kapturze na głowie. Nie odwracał ku nam głowy. Siedział nadal na swoim miejscu i popijał jakiś trunek.
-Ej ty!!! Nie bądź taki butny!!!- krzyknął Rikla
-Zabronisz śmieciu???- odrzekł z ironią.
Rikla momentalnie wyciągną sztylet i ruszył powoli w kierunku nieznajomego.
-Tknij mnie tylko a pożałujesz szmaciażu...
Tym razem złodziej nie wytrzymał. Zdjął kaptur okazując swą szpetną twarz i rzucił się z krzykiem na wroga. Nim jednak dosięgnął swym kozikiem przeciwnika ten zniknął.
-Co jest kurwa??? Magia???
-Magia śmieciu. Moja pani dowie się że pomordowałeś jej sługusów. Radze wam uciekać z tąd.. To miejsce jest przeklęte..- powiedział głos otaczający Rikle ze wszystkich stron.
Gdy umilkł rozległ się przeciągły, złowieszczy pisk, prawie identyczny do zawodzenia nieumarłych. Cała karczma zaczęła się trząść. Nikt z trójki bohaterów nie wiedział co się dzieje. Przed oczami pojawił się mrok. Niezwykły mrok. Taki podobny do otchłani w oczach Herzegena... Nagle wszystko ucichło. Fifi leżał nieprzytomny na dwóch pijakach, Rikla leżał pod ławą i obficie krwawił. Tylko Herzegen z trudem utrzymywał się na nogach.
-Cholera. Wplątalismy się w większą kabałę niż myślalem...- rzekł sam do siebie poczym powlókł się do pokoju na góre. Po takim zużyciu energii jak wchodzenie do czyjejś świadomości bez kontaktu wzrokowego jedyną rzeczą którą chce się robić jest długie spanie. Niestety Herz mógł spać tylko góra 5 godzin...

+++


Rano obudził się z potwornym bólem głowy. To było jednak do przewidzenia. Nie mógł niestety spać dłużej. Wiedział Imnesvale że to sprawa nie cierpiąca zwłoki. Powoli podniósł się z łóżka. Za oknem padał deszcz ale o wiele mniejszy niż wczoraj... Było nawet widać znajdującą się naprzeciwko karczmy stajnię dla koni. Zatrudnieni do jej obsługi miejscowi najwyraźniej olali swoją pracę, bo nikt nie dał koniom nawet wody.
Na dole nie było żadnych klientów. Nawet tych dwóch pijaczków. Na końcu sali, tuż obok rozpalonego już kominka siedzieli Fifi i Rikla z zabandażowaną głową.
-Mam nadzieje że poodwiedzaliście domy wieśniaków i coś się dowiedzieliście...
-Ładnie nas witasz Herz. Żadnego dzień dobry tylko od razu do spraw... Zobacz co to ścierwo mi zrobiło!!!- syknął Rikla pokazując na swoją głowę.
-Rikla, miałem cię za człowieka inteligentnego który zrozumiał że sprawa jest NAPRAWDĘ poważna.
-Ja wszystko zrozumialem!!!- powiedział wesoło Fifi.
-Echh... Widzisz? Nawet Fifi zrozumiał... Zadałem ci pytanie???
-Byliśmy. Ci wieśniacy wyglądają mi na zastraszonych. Mówią żebyśmy z tąd uciekali. Twierdzą że ten mag w karczmie to sługa wieźmy tak jaki ci wężowcy. Już od wielu lat żyją w ciągłym strachu. Mieszka podobno tam głęboko w lesie na końcu wioski.- mówiąc to pokazał palcem na las za oknem.- Nie będę ukrywał że się nie boję, Herzegen. Po tym co wczoraj zobaczyłem to wydaje mi się że to są moce podobne do twoich...Ja..Ja..Ja myślę że ty sam powinieneś odwiedzić tę wiedźmę. Takich zwykłych ludzi jak my podobno petryfikuje i torturuje a potem pali na stosie w ofierze swemu panu..Ja...Ja...Ja tam po prostu nie pójdę
-Wiesz co? Teraz naprawdę straciłeś u mnie swój cały autorytet... Ale dobrze... Złożę tej wiedźmie wizytę sam..
-Zrób to szybko, proszę cię. Ona ma porachunki z tą wioską... Wygnali ją wiele lat temu... Zresztą myślę że to co ona robi jest na większą skalę niż na tą wioskę.
-Szczerze mówiąc drugi raz widzę cię tak przestraszonego. Dobrze tchórzu. Idę sam. Nawet bez Fifiego. Idzcie jeszcze do burmistrza tego miasta. Porozmawiajcie z nim o nagrodzie. Negocjuj dobrze, Rikla... Mam nadzieje że to jeszcze potrafisz... Gdzie jest ta wiedźma dokładnie???
-Tam...Tam prowadzi ścieżka. Idź ciągle tą ścieżką a dojedziesz. Tak mówią wiesniacy... Pospiesz się...
-Dobrze. Idę. Jeżeli dzisiaj nie wrócę uciekajcie z tąd. Uciekajcie jak najdalej. Aha. I przed tym lasem usypcie jakiś kurchanik... Na moją pamiątkę.
-HA!!! Ja nie tchórzę!!! Być może ten złodziejaszek się boji, ale ja nie!!!- wykrzyknął Fifi
-Mówiłem wam kiedyś że jeżeli nie idziemy we trzech, to idę sam a wy czekacie. A teraz idzcie do burmistrza. Ahhh... I jeszcze jedno. Naprawdę wątpie żeby za tym stała ta wiedźma... Wiedźmy nie istnieją, idioto. Ale z chęcią złoże tej babulce wizytę... Takie osoby bywają naprawdę mądre, Rikla...- rzekł z i ironią Herz i wyszedł z karczmy.
-Uważaj na siebie, Herz. Naprawdę uważaj. Mam złe przeczucia...
W drodze do lasu ciągle widział przed oczami przerażoną twarz Rikli. Jeżeli wyzywa się go i jego rodzinę a on nie reaguje to znaczy że naprawdę jest przerażony... Tylko raz był tak bardzo nerwowy... Wtedy kiedy penetrował jego umysł po kradzieży... Zresztą jakieś przeczucie nie pozwalało Herzowi brać ze sobą przyjaciół. Normalnie kazał by siłą iść Rikli ze sobą, ale nie tym razem... Przynajmniej teraz wiedział że złodziej nie nadaje się na wyprawy gdzie czai się czarna magia.’’ Chyba ja też postradałem do reszty wszystkie zmysły, za takiego kretyna się nie podejrzewałem... Jak mogę wierzyć w takie bujdy o złych wiedźmach...Ale to przeczucie... Nie daje mi spokoju... Boże, czemu ci wszyscy ludzie tak bardzo boją się pół diabła... Przecież nie jestem taki zły...” myślał Herzegen usmiechając się co chwila widząc wieśniaków uciekających przed nim i ryglujących drzwi.
-Rikla miał w jednym rację. Ta Imnesvale to naprawdę zapadła wioska. Kiedy zostanę królem załatwię wam drogi i piękny burdel!!! Przysięgam... Pozazdrości ich wam całe królestwo!!!- powiedział tym razem na głos a po chwili wchodząc do lasu ryknął ze śmiechu... Kmiecie powychodzili z domów i wpatrywali się w przybysza zapuszczającego się w las...
+++

Po godzinie drogi las robił się coraz bardziej ciemny i gęsty. Na wszystkich gałęziach drzew porozwieszane były upiorne lalki. Pierwszy raz od dłuższego czasu Herzegen zaczął się bać. ‘’A więc to jednak prawda”. Tam myśl kołatała mu wciąż w głowie. Wokoło zrobiło się ciemno jak w nocy. Oczywiście tylko dla normalnego człowieka. Herzegen widział wszystko jak w dzień. Wokoło słychać było tylko odgłos kroków pól – diabła odbijających się od elegancko wybrukowanej, czarnej kamiennej ścieżki. W oddali zamajaczyła mała chatka. Teraz nawet nasz bohater zaczął tracić wzrok. W miarę przybliżania się do niej oczy pół-diabła coraz bardziej łzawiły.
-Cholerna magia!!!- syknął sam do siebie.
Kiedy stanął przed niewielkim domkiem prawie nic nie widział. Całe ciało dygotało z zimna. Herz szybkim ruchem dobył miecza. Złowieszcze krwisto – czerwone ostrze rozświetliło mrok. Chatka otoczona była niewielkimi, bardzo zadbanymi, czarnymi grządkami. Na drewnianym krużganku wpisane były na czarno znaki i napisy w demonicznym języku. Herzegen nie chciał ich tłumaczyć. Zbyt bardzo się bał. ”Teraz Fifi i Rikla mogą zacząć uspypywać mi kurchanik...”-pomyślał. Nagle bohater zawył z bólu. Przez jego głowę przeszedł nieludzki ból. „ Nie bój się... Zjedz to co da ci siłę...”- powiedział w jego głowie ochrypły głos...
-O nieee wiedźmo... Teraz przegięłaś... Nikt nie ma prawa zaglądać do mego umysłu...
Wyjął z kieszeni zielone grzybki. Miał je zostawić na czarną godzinę a taka właśnie nadeszła. Momentalnie gdy je pogryzł poczuł się jak bóg. Wszystko mu się rozjaśniło. Przestał cały dygotać. W domku słychać było gotujący się czajnik. ” Nooo. Teraz cię mam suko, nie podejrzewałaś że zmierzysz się z pół bogiem”. Jednym szybkim kopniakiem wyważył drzwi i wbiegł do środka.
W kominku wesoło tańczył ogień. Na mini kuchence gotował się czajnik. Na środku kuchni na różowym taborecie siedziała stara kobieta. Wnętrze domku było idealnym kontrastem do tego co działo się na zewnątrz. Na ścianach porozwieszane były obrazy przedstawiające ludzi w śmiesznych sytuacjach. Przez błękitne, koronkowe firanki wpadały promienie porannego słońca. Za oknem śpiewały wesoło jaskółki.
-Myślałaś stara suko że mnie pokonasz? No to się przeliczyłaś.
-Stój głupcze... Odbiło ci??? Wypowiedziała z trudem wiedźma.
Było już jednak za późno. Herzegen zaczął demolować całe mieszkanie. Wpierw zerwał błękitne firanki, potem postrącał słoiki z półek i rozłupał jednym ciosem kuchenkę.” Niszcz. Wyzwól swój gniew. Zabij te suke!!!!” Coś kierowało Herzem... Jakaś nadprzyrodzona siła której nie mógł się oprzeć. Ból stawał się jeszcze większy. Normalnie zemdlał by. Ale nie tym razem. Pierwszy raz w życiu ktoś go opanował.
-I co na to powiesz stara szmato???- krzyknął już nie swoim, lecz tym ochrypłym złowieszczym głosem.-Jesteś taka słaba... MYŚLAŁAŚ ŻE DASZ TEJ ZAKALE WSKAZÓWKĘ... IDIOTKO!!! POCZUJ MÓJ GNIEW!!!!
-Nie podejrzewałam że będę musiała tego użyć. Trudno kretynie. Nie mam wyboru...
-SZMATO!!!SPENETRUJE TWÓJ UMYSŁ!!!BĘDZIESZ PEŁZAĆ W KONWULSJACH!!! ZŁAMIE W TOBIE DUCHAAA!!!!
Staruszka szybko podniosłą się z taboretu. Teraz wyglądała zupełnie inaczej. Jakby była o 40 lat młodsza.
-BEHREZEEEN!!!- wykrzynęła nie swoim głosem. POPEŁNIŁEŚ BŁĄD PRZYCHODZĄC DO MNIE!!! JESTEŚ ZBYT SŁABY!!! MYŚLISZ ŻE NIKT CIE NIE POKONA!!! NIE TYM RAZEM!!! WYNOŚ SIĘ Z MOJEGO DOMU!!! NIE BESZCZEŚĆ GO PIEKIELNYM OGNIEM!!!- wrzeszcząc zaglądnęła nagle głęboko w oczy Herza. Tak głęboko nikt jeszcze w nie nie zajrzał.” BÓL. CZUJESZ BÓL... KOCHAM PŁAWIĆ SIĘ W TWYM BÓLU!!!” Herzegen nie mógł się opanować. Nie miał kontroli nad tym co się dzieje. Widział wszystko, rozumiał. Ale nie miał kontroli. Przeszywający ból pobiegł od głowy do stóp. Przed oczami zobaczył z góry dwa gryzące się lwy. Mimo iż były nie miłosiernie zakrwawione walczyły dalej. Nie miał żadnego wpływu na walkę. Ciągle czuł przeszywający ból który powoli się wzmagał. Po chwili poczuł że umiera. Ból przechodził granice wytrzymałości. Teraz przed oczami widział ogień. Krwisty ogień który palił i pożerał wszystko wokoło. Pożoga... Wszędzie ogień. Śmierć i ból. Teraz już nawet nie wiedział co go boli dokładnie. Chciał już umrzeć. Nie ma sensu życie w takim bólu. Czarny kruk wzbił się do góry. Za nim wznosiło się bezkresne, burzliwe morze... W zakrwawionym dziobie trzymał rybę. ‘’Chce umrzeć, proszę dajcie mi śmierć, dajcie mi w końcu umrzeć. Czy o tak wiele proszę. Kruku zabij mnie tak jak zabiłeś tę rybę... Chcę być tą rybą... Proszę... Tego bólu nie da się wytrzymać...”
Spadł z dużej wysokości na drewnianą podłogę. Wszędzie było pełno krwi... Na drugim końcu kuchni w szczątkach rozbitego okna leżała zakrwawiona staruszka. Co chwilę okropnie wymiotowała. Jedynym całym przedmiotem w domku był wielki drewniany stół. Na blacie wyryty był czerwony płonący pentagram. Ból powoli ustępował. Nadal był jednak nie do wytrzymania... Z załzawionych oczu spływały mu zielone łzy. Herz mógł już na szczęście ruszać rękoma. Prawą wytarł czarna strużkę jakiegoś płynu spływającego z nosa. Taki płyn wylewał się tylko z ludzi których penetrował. Niebywałe. Po raz pierwszy w życiu przegrał. Tak wiele rzeczy zdarzyło się u niego w ciągu ostatnich dwóch dni pierwszy raz w życiu...Przewrócił się na brzuch poczym obficie wymiotował. Teraz czuł tylko ból w prawym policzku. To jego tatuaż płonął ogniem... Zauważając to Herzegen zemdlał...
-Mamy sobie wiele rzeczy do obgadania Herzegen. Naprawdę wiele.- wyskrzeczała starucha powoli podnosząc się z ziemi i starając się ocucić zarzyganego pół-diabła.- Wypij to. Poczujesz się lepiej. Tylko tam nie zwymiotuj bo będziesz kupował nowe... Bo ja jak zapewne wiesz nie mam wstępu do tej wioski...
Wojownik zaczął powoli dochodzić do siebie...
+++










Jeszcze będzie koniec ale to chyba dopiero w przyszłym tygodniu... Ahh ta nauka...:D:D:D

_Saijan_ 29-02-2004 07:32

No pieknie... trzymasz forme behi, ale jednak:
1. popracuj nad ortografia :)
2.
Cytuj:

Po takim zużyciu energii jak wchodzenie do czyjejś świadomości bez kontaktu wzrokowego zabiera naprawdę dużo energii...
- tego nie rozumiem... mozna jasniej? :)

behi 29-02-2004 08:20

Sorki za to Saijan. Ja ten tejst wkleiłem tu odrazu po napisaniu. Jeszcze wiele razy go sformatuje...
Jak zauważycie jakieś bugi to mówcie...

_Saijan_ 29-02-2004 08:30

Moze to jest czepianie sie na sile, ale: Herz wpada do domku wiedzmy, demoluje jej wszystko oprocz stolu, po czym wiedzma sie nim opiekuje... jak dla mnie to troche nierealne :)

behi 29-02-2004 08:35

Zobaczysz co bedzie dalej bo to wszystko mam już przygotowane... Nic w tym opowiadaniu nie jest tak jak myślisz....;p;p;p
Re down. Już sformatowałem ten tekst. Myślę że teraz jest lepszy i wiele rzeczy jaśniej z niego wynika.

Rej 29-02-2004 10:49

Opoiwadanie nadal bardzo dobre - widze ze zaczyna sie nieco przejasniac historia boahtera. Pol diabel, spox pomysl ;] Musze sie przyczepic do "Powoli podniósł się z łużka " - popracuj nad ortografia, albo poprawiaj teskt kilka razy zanim wkleisz na forum.

"Po takim zużyciu energii jak wchodzenie do czyjejs swiadomosci bez kontaktu wzrokowego zabiera naprawdę dużo energii" - taki bład trafia sie kazdemu - znow klania sie redagowanie tekstu przed wklejeniem :] Herz wpada do domkq wiedzmy, demoluje wszystko a ona sie nim potem opiekuje. Saijan przeczytaj uwaznie tekst, to prawdopodobnie domyslisz sie ze to nei on demoluje ten dom. Bedzie to w nastepnej czesci wyjasnione chyba nieco ;]

behi 06-03-2004 20:04

Tu jest koniec opowiadanka. Bedę pisał dalej czy to wam się podoba czy nie.:P:P:P



W niewielkim ogrodzie z tyłu domku panowała cisza i spokój. Na zalanej słońcem trawie na kocu leżał Herzegen. Ściekający ciągle z twarzy pot niemiłosiernie drażnił jego czarne oczy. 39 stopniowa gorączka nie pozwalała mu się skupić. Nie wiedział jakie wiedźma ma zamiary. Nawet gdyby chciał uciekać to i tak by nie mógł. Jego nogi wciąż odmawiały posłuszeństwa. Leżąca obok szmatka do wycierania potu wydawała się zbyt ciężka i zbyt odległa by ją podnieść. Teraz dla Herza nic nie miało znaczenia. Nie zwrócił nawet uwagi jak biały gołąb załatwił swoje potrzeby tuż koło jego głowy. Ciężkie powieki zamknęły się same. Herzegen płynął statkiem przez morze. Potworny upał drażnił jego skórę. W około nie było nikogo. Do wysokiego masztu przyczepiony był wyblakły i podarty żagiel. Na jego szczycie Herz widział martwe ciało. Nie zwracał na nie uwagi. Ważniejsze było to co widział za burtą. Niebieska woda nagle zaczęła robić się czerwona. ”Nie, proszę, tylko nie krew. Nie znowu. Nie, proszę...”. Krwi było wciąż więcej. Całe morze było wielką czerwoną plamą. Upał wciąż nie dawał spokoju. Herzegen zwymiotował za burtę. Różowe żygowiny zmieszały się z krwią.
-Do cholery ciamajdo!!! Co ty wyprawiasz???
Herz leżał znów na kocu. Poczuł gorzki smak żygów w podniebieniu.
-Czemu ty ciągle krwawisz? Jest gorzej niż myślałam idioto.
Dopiero teraz Herzegen zobaczył przed sobą młodą, lecz niezbyt piękną kobietę.
-No co się gapisz? Wypij lepiej to.-powiedziała podając mu kubek z zielonym płynem-Jesteś słabszy niż myślałam, dużo słabszy...
-K...Kim jestes...-wyszeptał z niewyobrażalnym trudem wojownik, poczym wypił cała zawartość kubka.
-Jestem tą „wiedźmą” którą chciałeś zarąbać, kretynie.
Po paru minutach herz poczuł się o wiele lepiej. Gorączka wyraźnie spadłą, i mógł już ruszać każdą częścią ciała. Wytarł mokrą twarz i z trudem usiadł na małym pieńku w cieniu wysokiego dębu naprzeciwko wiedźmy. Mimo iż oczy nadal łzawiły to umysł był już w pełni sprawny. Chciał już zadać pierwsze pytanie ale wiedźma go uprzedziła.
-Nie więżę cię tutaj. Możesz odejść. Ale dobrze wiesz, że bez rozmowy się nie odejdzie, Herz... Dziś musisz się wszystkiego dowiedzieć...
Wojownik wytarł prawą ręką krew spływającą mu z ust, poczym wymamrotał.
-Czego ode mnie chcesz?
-DO CHOLERY KRETYNIE!!! TO CHYBA TY COŚ CHCESZ ODE MNIE!!!- wrzeszczała kobieta. Po chwili milczenia wstała i odgarniając długie, kruczoczarne włosy nachyliła się nad nim i wyszeptała mu do ucha z każdym słowem mówiąc głośniej :
- Czy ty nadal nie rozumiesz że uratowałam ci życie? Czy nadal do ciebie nie dotarło że twój ojciec cię opanował? Nie zdajesz sobie z tego sprawy że jedząc te cholerne grzybki dałeś mu wolną drogę do swego umysły. Dobrze wiesz, Herzegen... tu zbliżyła swe usta jeszcze bardziej do jego ucha- Że on cię nienawidzi nawet bardziej niż zwykłych śmiertelników... Równie dobrze wiesz że zamierza cię zabić. Nie wykonujesz jego planu. Mówiąc szczerze, olałeś go totalnie. mówiąc to delikatnie dotknęła jego ucha swymi ustami, poczym zmarszczyła jeszcze bardziej swą oszpeconą twarz, i z powrotem usiadła na pieńku.
-Naprawdę, bardzo mi się podobało jak rozbijasz się po całym Trazie i miałam cię za naprawdę silną osobę. Rzadziłeś sobie z naprawdę trudnymi zadaniami. Byłam jednak naiwna. Myślałam że poradzisz sobie ze wszystkim, nawet z twym ojcem. Nie chciałam ci nic radzić. Bałam się że swoją siła mnie zniszczysz. Niestety, przeliczyłam się i to bardzo w stosunku do ciebie. Twój umysł nie jest jeszcze gotowy, aby stawiać opór takim siłą jak Bethrezen... A do tego że masz słaby umysł to jesteś jeszcze głupi. Naprawdę głupi... Jak mogłeś zjeść te grzybki??? Czy ty naprawdę myślałeś że dodadzą ci siły??? Może i normalnemu człowiekowi, ale nie tobie, Herz... Przez nie stałeś się słabszy. Twój umysł był niewiele silniejszy od umysłu zwykłego człowieka. Stąd ta lewitacja w moim domu, rzyganie, czarne strużki z nosa, i oczywiście opętanie. Nie czytałeś książek jak bardzo osłabia to organizm??? Bogiem czułeś się tylko dlatego że cię opętał...
Herzegen słuchał tego wszystkiego z szeroko otwartymi ustami nie ze zdziwienia, ale ze zmęczenia. Co chwile powieki opadały mu bezwładnie, lecz lekkie kopniaki w łydkę od kobiety szybko przywracały rzeczywistość. Z oczu wciąż leciały mu łzy. Mimo potwornego bólu głowy do Herza docierało każde słowo wiedźmy. Jej szpetna twarz pokryta licznymi zmarszczkami w jasnym świetle słońca wyglądała skórka od pomarańczy. Długa czarna suknia dokładnie zakrywała grube nogi. Oglądanie jej ciała przerwał jej ochrypły krzyk.
-NO I CO SIĘ TAK GAPISZ NA MOJE NOGI??? NIE MIAŁAM WIĘCEJ SIŁY ABY SIĘ PRZEMIENIC W SEKSOWNĄ KOBITKĘ Z TWYCH SPROŚNYCH SNÓW!!!
-P.. Proszę cię, nie krzycz... Głowa mnie boli.
-Ochhh... Przepraszam, zapomniałam o tym. Nie powinnam pogarszać twego stanu. To może być niebezpieczne... Jestem prawie tak samo głupia jak ty. Hmmmmm. No może bez przesady... Do ciebie mi jeszcze wiele brakuje... po tych słowach na jej twarzy pojawił się lekki, ironiczny uśmieszek. Wojownik nie odwzajemnił uśmiechu. Nawet gdyby mógł to i tak nie zrobiłby tego. Nie było mu do śmiechu. Wiedział że zachował się jak ostatni, uliczny kretyn. Tyle osób powtarzało mu już że narkotyki go osłabią. Grzybki miał zostawić na poważną sytuację. Naprawdę poważną. Taka sytuacja jak mu się wydawało właśnie przyszła. Teraz dopiero przekonał się że jego ojciec spenetrował doszczętnie jego umysł. A ta wiedźma uratowała go. Na pewno miała w tym jakiś cel. Tę rozmowę po prostu trzeba dokończyć. Herzegen wiedział że dzisiaj wiele rozjaśni mu się w jego enigmatycznym dotąd życiu. Domyślał się od dawna że Bethrezen chce go zabić. Nie wiedział tylko kiedy zaatakuje. Dla zwykłego śmiertelnika sprzeciwianie się woli arcydemona skończyło by się wieczną męczarnią na 666 poziomie piekła. Jednak ojciec Herza wiedział że jego syn jest silny. Nie wystarczy po prostu zaatakować. Do zabicia Herzegena trzeba było podstępu. Rozmyślania przerwał mu znowu głos wiedźmy.
-Tak. Mam cel w ratowaniu cię. Kiedy byłam jeszcze naturalnie młoda, twój ojciec chodził po świecie w swej własnej, materialnej, postaci. Nie siał zniszczenia we własnej osobie. Wysługiwał się swoimi ludźmi. Żaden z tamtejszych króli bał się mu przeciwstawić. Należałam do tego legendarnego stowarzyszenia 10 czarodziejek, więc jak widzisz nie jestem wiedźmą, lecz zwykła czarodziejką. W nasze stowarzyszenie wdarła się korupcja. Powoli zaczynano się nie liczyć z moim zdaniem. Doradzałam oczywiście aby zabić twego ojca i całą jego sektę. Niestety, cała nasza rada przepełniona była tylko chęcią władzy, a taką władzę mogłaby naturalnie naruszyć przegrana walka z potężnym wówczas Bethrezenem. Byłam jedynym członkiem zakonu, który tej wojny chciał. Twój ojciec szybko się o tym dowiedział i próbował mnie zabić. Widząc co się dzieje pozostałe członkinie rady wyrzuciły mnie na zbity pysk. Zaszyłam się właśnie tutaj, w Imnesvale. Unicestwiłam tę wiedźmę która zatruwała życie tutejszym mieszkańcom i podszyłam się pod nią. Użyłam wszystkich swych magicznych zdolności, aby stworzyć iluzje, zamaskować to miejsce, i zrobić je niedostępnym dla Bethrezena i jego sług. Jak wiesz, kiedy twój ojciec próbował stać się bogiem, coś poszło nie tak. Został zwykłym demonem wśród wielu, a jego sekta rozpadła się. Zanim jednak to się stało spłodził wielu potomków. Nie jesteś jedyny, Herzegen. Jest was naprawdę wielu. Nie ty jeden nie wykonujesz jego planu. Jest was mało, ale kiedy razem połączycie siły, możecie reszcie stawić opór. Jesteś zakałą, i wszyscy będą cię próbowali zabić. Jednym z „prawowitych dzieci” jak to sobie nazywa Bethrezen jest ten mag którego spotkałeś w karczmie. Mógłby cię spokojnie zabić, ale całe to spotkanie miało na celu zabicie mnie, jedynej jeszcze żyjącej członkini rady 10. Sam mag nie dałby rady, ale ty kierowany przez swego ojca mogłeś to zrobić. Jednak arcydemon przeliczył się. Przed naszym spotkaniem miałam pełno sił zaoszczędzonych przez te wszystkie lata. Tylko dzięki temu uratowałam ciebie i siebie.
Herzegen nie mógł uwierzyć w to wszystko co słyszał. Przez tyle lat nie wiedział że są inni. Do tego chcą go zabić. Przez tyle lat spiskowali przeciw niemu. Ciężko mu było we wszystko uwierzyć. W tej chwili siedziała przed nim legendarna, jedyna żyjąca członkini Rady 10- Vanessa z Mrocznej Kniei. Po tej masakrze na wyspie Archmydii została tylko ona. Nikt od stuleci nie wiedział gdzie się ukrywa. Musiała użyć naprawdę potężnej magii aby się ukryć tak dobrze.

behi 06-03-2004 20:05

-Jesteś naprawdę słabszy niż myślałam, Herz. Ale zresztą to opętanie to nie tylko wina tych grzybków. Moje zaklęcia niestety też zrobiły swoje.-po tych słowach twarz Vanessy wykrzywiła się nienaturalnie.
-Dlaczego nikt mi nigdy nie powiedział o tym że są inni? Dlaczego nigdy nie skontaktowałaś się ze mną? Masz przecież moc...-powiedział już bez trudu Herzegen. Najwyraźniej zielony napój podziałał bo nie miał już gorączki, a z ust nie ciekła już krew.
-Mówiłam ci już że myślałam że jesteś silniejszy. Podejrzewałam iż nie dam rady wejść do twego umysłu. Zresztą, nad czym cholernie ubolewam, bałam się że twój ojciec dowie się o naszej rozmowie i wykryje moje miejsce. On ma ciągle lekki, prawie minimalny dostęp do twego umysłu i czasem widzi przez krótką chwilę co w danym momencie robisz. Zresztą wszystkie moje zapobiegania aby się o mnie nie dowiedział poszły na marne...
-Więc wszystko to co zdarzyło się w Imnesvale było specjalnie ukartowane abym cię zabił... Wszyscy ci jaszczuro-ludzie są sługami tego maga z karczmy który jest moim bratem... Boże... Jaki ja byłem głupi-powiedział kręcąc z niedowierzaniem głową Herz- Miałem wizje że coś tu się czai. Przeczucia że zdarzy się coś, co zaważy na mym życiu...
-Widzę że mój wywar trochę ci pomógł...- na twarzy czarodziejki pojawił się szczery uśmiech.
-Jak pokonałaś mego ojca? Dotąd uważałem że to nie możliwe...
-Widzisz... Mówiłam ci już że miałam siły zebrane przez wiele lat... Starty dobry stół Wolmera pamiętający jeszcze czasy Rady spisał się dobrze. Odesłałam twego ojca z powrotem do piekła. On także przeliczył się co do ciebie. Myślał że władasz większymi mocami... I teraz cała sytuacja nie wygląda zbyt dobrze... Będzie cię atakował częściej. Wie że jesteś słabszy niż pozostali. Z moją jednak pomocą staniesz się silniejszy. Musisz tylko chcieć przyjąć tę pomoc...- tu Vanessa spoglądnęła badawczo na wojownika.
- A mam jakiś wybór?
- Oczywiście że nie...- odpowiedziała z kolejnym szczerym uśmiechem czarodziejka.
- Mam jeszcze jedno pytanie. Jak mój ojciec stał się arcydemonem?
-Echhh...-westchnęła Vanessa- Myślałam że spytasz o to jak się przed nim bronić... Nadal uważasz się za silnego?
-Nie.-odpowiedział szczerze Herz.
-To dobrze, bo właśnie twoja pieprzona pewność siebie zgubiła cię. A co do pytania, to cholera wie tego sukinsyna. Coś tam pewnie wymyślił... Może resztę demonów zadziwiło to ilu miał wyznawców na ziemi... Naprawdę Herz, nie jestem wszechwiedząca...
-To też wiem, Vanesso... Ciekawi mnie jeszcze to co zamierzasz teraz zrobić? Uciekniesz z tąd? Będziesz walczyć?
-Nie ucieknę. Oooo nieee. Co to to nie. Ostatnią rzeczą którą zrobię będzie ucieczka... Spróbuję się bronić... Choć myślę że to raczej ty musisz się bronić. On wie że jesteś teraz słaby.Na pewno nie poprzestanie na tym jednym ataku... To co przeżyłeś do tej pory to dopiero namiastka tego co cię jeszcze spotka... Naprawdę, musisz stawać się silniejszy... Zdobywaj nowych przyjaciół, zachowaj tych co masz. Nie odrzucaj pochopnie każdej pomocy tak jak ty to lubisz robić... Jeżeli będziesz działał sam to długo nie pożyjesz... Gwarantuje ci to. Bethrezen jest zbyt słaby aby znów wedrzeć się na poważnie do twego umysłu. Oczywiście jeżeli nie będziesz jadł tych grzybków... Zanim on stanie się w pełni silny ty też musisz być gotowy. Nie morduj bez podstawnie, proszę. On się tym pławi. Dzięki temu staje się wciąż silniejszy. Taki jest jego plan który skrzętnie wykonują jego wyznawcy... Palą, mordują i sieją zniszczenie. Niedługo powiększą swoje działanie nawet na terenie Wielkiego Królestwa Trazu.
- Dobrze wiesz że mordowanie sprawia mi przyjemność, ale nie robię tego kiedy nie muszę.-przerwał Vanessie Herzegen.
- Król Roderyk niedługo umrze..- kontynuowała czarodziejka nie zwracając uwagi na Herza.
- To chyba dobrze. Wreszcie będę mógł legalnie tutaj podróżować i być może znajdę w końcu robotę.
- GŁUPOLU!!! Nie rozumiesz że jego miejsce zajmie któreś z dzieci? Już Bethrezen o to zadba... Ma wszędzie swoich wyznawców... Nawet wśród wielkich magów... Durne śmiecie dały się przekupić. Ten król to zresztą też wielki śmieć. Nie chodzi tu tylko o to że kazał wytępić wszystkie stworzenia, ale o to że ufa swym wszystkim doradcom. Szykuje się wojna ze wszystkimi sąsiadami. Nawet Toros mu się nie oprze... Traz to zbyt potężne państwo. Już niedługo stanie się wielkim imperium. Pokona nawet samą nieumarłą Mortiss.
- To co ja mam robić? Wedrzeć się z Fifim i Riklą do piekła i wyrżnąć tam wszystko w pień???
- Nie... Masz się uczyć. Podróżuj dalej. Nauczysz się wszystkiego. Zobaczysz...-odpowiedziała już ze spokojem Vanessa.
- Dziękuję ci... Naprawdę szczerze ci dziękuję za wszystko.
- Nooo. Przynajmniej jest w tobie trochę kultury...-odpowiedziała czarodziejka ponownie uśmiechając się szczerze.-Lepiej już idź bo zbliża się wieczór. Twój kurchanik jest już prawie gotowy...
Herzegen podniósł się szybko z pieńka, zabrał wszystkie swoje rzeczy z koca i bez słowa odszedł szybkim krokiem w kierunku lasu.
- BĘDĘ SIĘ Z TOBĄ KONTAKTOWAĆ!!!- krzyknęła jeszcze za nim Vanessa.- NASTĘPNYM RAZEM GDY SIĘ SPOTKAMY BĘDĘ NA PEWNO O WIELE ŁADNIEJSZA!!!
Istotnie robiło się już ciemno. Jeżeli Herz chciał wyjechać z wioski razem z Fifim i Riklą musiał się bardzo pospieszyć. Kiedy wszedł do lasu czuł się już zupełnie dobrze. Nie bolała go już nawet głowa. Widocznie iluzja wiedzmy padła bo nie czuł już uczucia ogarniającego zewsząd strachu, oczy mu nie łzawiły, a na drzewach nie było już ani jednej lalki. Kiedy wszedł głęboko w las, zrobiło się już zupełnie ciemno...
+++




Las powoli zaczął się przerzedzać. Herzegen przez cała drogę myślał o całym dzisiejszym dniu. Dowiedział się tak wiele... W jeden dzień dowiedział się więcej niż przez całe swe dotychczasowe życie. Teraz dla Herza nic nie miało znaczenia. Nic prócz tego co się dziś dowiedział. Pod nogami poczuł nagle ścieżkę. Zbliżał się do wioski. Bardziej trafnym określeniem byłoby iż zobaczył tę ścieżkę bowiem nóg już praktycznie nie czuł. Chciało mu się spać. Trzymał się na nogach tylko dzięki temu iż wiedział że jeżeli padnie na środku drogi, z przyjaciółmi może się nie spotkać przez bardzo długi czas. Pół-diabeł odzyskał już nawet swój nadnaturalny wzrok. Była noc a on widział wszystko jak w dzień. Przed oczami zamajaczyły mu w oddali dwie pracujące postacie.
-HEJJJ!!!- zawołał tak głośno jak tylko mógł.
Obydwie postacie rzuciły na bok łopaty. Jedna wyciągnęła kuszę a druga miecz oburęczny.
-Nie poznajecie swojego ulubionego diabełka???- teraz Herz był już na tyle blisko że mógł mówić normalnym głosem.
-Herzegen ty żyjesz... Boże, nie mogłeś nas do cholery poinformować???- wyszeptał kusznik.
-Daruj sobie te sentymenty, Rikla... Wróciłem. Wyjeżdżamy z tąd jak najszybciej.
-HA!!! Wiedziałem że żyjesz herzegen!!! Ty jesteś nieśmiertelny!!! Nie ma sił aby cię zatrzymać!!!- krzyknął Fifi chowając miecz do pochwy i klepiąc tak mocno Herza po plecach że ten się przewrócił na ziemię.
- Herz... Nie wyglądasz najlepiej... Jutro nam wszystko opowiesz. Teraz musisz się przespać.- powiedział Rikla pomagając wojownikowi podnieść się z błota.
- Szczerze mówiąc to myślę że zasługuję na lepszy pochówek niż ten który żeście mi wykopali...- powiedział z uśmiechem Herzegen.
- Ochhhh. Że ty masz jeszcze siłę na żarty... Filip! Bierz go na barana. Jest doprawdy wyczerpany...






KONIEC
MAYBE IT WILL BE CDN...

behi 06-03-2004 22:34

Wymyśłem już tytuł dla opowiadani więc całość uważam za skończoną. Kometntujcie.


Wszystkie czasy podano w strefie GMT +2. Teraz jest 06:52.

Powered by vBulletin 3