Chciałbym wam opowiedźeć moją przygodę.
Pewnego pięknego tibijskiego dnia stałem przy depocie i robiłem runy, lecz wtem przychodzi do mnie msg od mojego kolegi (Waxoj), że chce by go zrookować

.Nie do końca wiedziałem co mam robić, ale po chwili znalazlem 2 polaków i poszliśmy do Arnolda. Waxoj mówi: hi,f*** i Arnold go ogniem

. Kilka razy powiedzial ten piękny wyraz na "f" i dead

(nic nie bylo bo wszystko zdioł). Potem poszlśmy nad świątynie (tak na marginesie: to było Venore) i się zaczęło: moje gfb, Frie Fieldy i hmmy poszły w ruch

. Jednemu z polaków, kótry z nami był powiedzialem, żeby sie odsuną (tamten drugi poszedł sobie). Niestety odsuną się za mało, ja użyłem gfb i już mu połowe życia zabralo

(walnołem Waxoja i jego. Od Waxoja mi sie czaha nie zrobila, bo mnie atakował, a od dego drugiego polaka hoć mnie nie atakowal tez mi sie nie zrobila czaha, nie wiem jakim cudem). Waxojowi z 15 życia zostało

. Gdy wyszedł ze świątyni ja zapomniałem ze mu znikła czaha i buh go Frie Fieldem. Już mi biała czaha wyskoczyła (siedziała z pół godziny

). Ubililiśmy Waxoja z 6 razy

. Zrookowaliśmy go

. Pużniej pogadałem se z jego drugim ludkiem i nagle powiedział mi, że wcale nie chciał byśmy go zrookowali

. Ja go sie pytam o czemu najpierw mówił, że mamy go zrookować, a potem mówi, że nie. On na to, że sie rozmyślił

. Powiedziałem mu: Mogłeś nam powiedzieć, a byśmy przestali atakować! a on na to nie wpadł

.
Do wszystkich czytających: przepraszam bardzo za wszystkie błędy ortograficze, stylistcze itp.
