Śmierć moja i Pkera, ale cóż:
Wracam se do Thais(byłem już przy bramie) po treningu na Trollach(młodośc[11lvl] nie radość) i nagle widzę gościa z białą czachą. Nie przejąłem się-tego samego dnia jakiegoś gościa rookowali czy coś, więc nie uznałem ziomka za takiego co morduje przypadkowych ludzi. Mimo wszystko uważnie mu się przyglądam. I w pewnym momencie tenże paladyn składa się do strzału, a z jego kuszy wylatuje jeden brązowy bełt, a za nim kolejne. Trzeba było uciekać. Stwierdziłem, że do centrum nie dobiegne, nikt mi nie pomoże, więc desperacko zszedłem do kanałów chodząc na drabince atakowałem napastnika. Wjeżdżałem mu nawet po 20hp, co ze względu na to, że miałem dwukrotnie niższy poziom i słabą broń, nie było słabym wynikiem. Jednak nie pomyślałem, że on się może leczyć i to całkiem nieźle wymawiając exura gran. Rozpocząłem proces ucieczki i... wpadłem w ślepą uliczkę. Standardowo: You are dead.

Myśle sobie, zara wróce po ciało, na pewno coś zostawil-a niechciałbym znów odwiedzać krasnoludów, by kupić nietani łom do treningu. No i wracam, zebrałem plecak[nie było w nim tylko kasy], aczkolwiek zbroi już nie znalazłem. Troche powyśmiewałem gościa, że tylko niskie lvle grzeje, ale nie odpowiadał. Myśle se: zemsta jest słodka. Pierwsze uderzenie, zero reakcji-tak, on afkuje. I tak go załatwiłem, oszyskałem kasy więcej niż straciłem. Teraz tylko oczekuje listu z groźbami.
I jedna, i druga smierć z deka głupia.

Kurcze, ale się rozpisałem, uff. Mam nadzieje, że chciało się wam to czytać.
