II Rozdział
Flyn obudził sie w pomieszczeniu które tylko raz widział, kiedy jego ojciec wrócił ranny z polowania. Był to szpital, gdzie ranni mieszkańcy Rookgaardu wędrowali, by zasięgnąć pomocy uzrowiciela Cipfrieda. Było to pomieszczenie gdzie stało szesnaście łóżek, w rzędach, jedne obok drugiego. Niedaleko było biurko Cipfrieda, który notował coś przy swoim biurku. Był to młodzieniec odziany w brązową szate, która oznaczała, że należy do bractwa mnichów. Flyn słyszał historie o tym bractwie, że każdy mnich ma pod opieke jedno miasto, a jeśli czegoś nie dopilnuje to zostaje skazany na wygnanie, gdzie najczęściej przechodzi na złą ścieżke. Flyn czuł sie bardzo dobrze fizycznie, mimo ogromnego wysiłku jaki spotkał go w nocy. Był jednak w bardzo złym stanie psychicznym. Ciągle migotały mi przed oczami straszne obrazy śmierci rodziców. Jego łóżko znajdowało sie najbliżej drzwi i nagle usłyszał rozmowe dwojga ludzi, którzy rozmawali za drzwiami.
-Hiyancynthcie! - usłyszał głos Seymoura - Co ty sobie wyobrażasz, uczyć rekrutów takich potężnych czarów! Chcesz żeby król Tibianus zamknoł nas wszystkich w lochu?!
-Ja nigdy nie uczyłem nikogo tego czaru! - odparł przerażonym głosem Hiyancynth - Sam używałem go zaledwie kilka razy w życiu, a pozatym to niemożliwe, że chłopiecowi w tak młodym wieku udało sie rzucić te zaklęcie i najbardziej fascynujące jest to, iż było ono tak potężne, że zburzyło cały dom! Nigdy nie widziałem tak potężnej mocy.
-Dlatego podejmę decyzje, że w mieście przestanie sie nauczać magii.
-Dlaczego? Przecież możemy dalej to rozwijać i spowodować, że chłopiec będzie najpotężniejszym czarownikiem w Tibii
-Lub czarnoksiężnikiem Hiyancynthcie. Ja wole nie ryzykować. Magia przestaje obowiązywać na Rookgaardzie, a ty masz sie wynieść z miasta, bo coś czuje, że będziesz chciał dalej nauczać tego chłopca. STRAŻ!
Po tej rozmowie Flyn usłyszał krótką szarpanine, lecz po chwili drzwi szpitala otworzyły sie i do środka wkroczył Seymour i kiwnoł głową do Cipfrieda, a ten na ten znak wyszedł bez słowa z komnaty. Seymour był osobą w średnim wieku, lecz wyglądał o jakieś dziesieć lat starzej, może przez to, że prawie cały czas musiał załatwiac różne interesy i miał bardzo mało czasu na odpoczynek.
-Jak sie czujesz? - zapytał Seymour
-Dobrze - odpowiedział troche niezgodnie z prawdą Flyn
-Musisz być załamany z powodu straty rodziców..., ale nie martw sie, zamieszkasz od dzisiaj w Akademi, razem z Yominem.
-Jak ja użyłem tej mocy? Musze sie zobaczyć z Hiyancynthem! - krzyknoł Flyn
-Niestety Hiyancynth zostaje wygnany z miasta i nikt nie może utrzymywać z nim kontaktów.
-Ale ja chce znac odpowiedź skąd ja potrafie robić takie rzeczy, skoro nie miałem wcześniej o tym pojęcia!
-Jak dorośniesz to popłyniesz na Mainland i tam jest bardzo dużo uczonych i oni bez problemu odpowiedzą na wszystkie twoje pytania. - powiedział Seymour po czym wyszedł.
Nim jednak zamknoł drzwi wrócił Cipfried i chciał mu podać jeden z magicznych napojów Hiyancyntha, gdy jednak Flyn powiedział, że czuje sie bardzo dobrze, mnich bardzo sie zdziwił i ze zmarszczonym czołem zbadał go dokładnie po czym stwierdził, że Flyn nie ma żadnego siniaka, ani stłuczenia. Jest zdrów jak ryba. Po badaniu Cipfried powiedział, że jest wolny i może udać sie do swojego pokoju. Flyn wyszedł ze szpitala i znalazł sie w oświetlonym pochdniami lochu. Niedaleko czekał na niego przerażony Yomin. Flyn opowiedział mu całą historie i po tym opowiadaniu Yomin powiedział:
-Ty przynajmniej znałeś swoich rodziców, a ja nawet ich nie widziałem...
Flyn chciał tylko jednego. Żeby ten dzień już sie skończył, choć było dopiero południe. Nie miał ochoty wychodzić na rynek, bo wiedział, że będzie odrazu wypytywany przez ludzi o wydarzenia z poprzedniej nocy, a nie miał ochoty przeżywać tego jeszcze raz.
Wszedł do pokoju i pierwsze co mu sie rzuciło oczy to namalowany na płutnie spis mieczy, odkrytych na Rookgaardzie, który dostał od Dallheima. Od razu rozpoznał szeroki miecz który mieli napastnicy. Nosił nazwe Carlin Sword. Potem Yomin pokazał mu swój miecz o wyglądu szabli pirackiej o nazwie Sabre, który również był podarkiem od Dallheima kiedy przyszedł z polowania na orki. Tak mijała godzina za godziną, a Yomin opowiadał Flynowi o historii broni na Rookgaardzie. Flyn nigdy nie pomyślał, że może to być takie ciekawe. Kiedy wreszcie w Akademi nastała cisza nocna obaj udali sie do łóżek, lecz Flyn nie mógł zasnąć. Myślał o tym co stało sie dopiero kilkadziesiąt godzin temu, a czuł jakby od tego wydarzenia upłyneły całe lata...
W tym rozdziale troche mniej akcji, ale mam nadzieje, że nie jest gorszy od pierwszego

. Krytyka mile widziana
