Zobacz pojedynczy post
stary 08-11-2006, 00:12   #64
Valderor
Użytkownik Forum
 
Valderor's Avatar
 
Data dołączenia: 28 10 2006

Posty: 181
Domyślny Po drugiej stronie piekła

Po drugiej stronie piekła

To die would be an awfully big adventure...


III

Przy wyjściu dogoniłem Rynroda. Zaaferowany zdradził mi, że ma ochotę wybrać się w głębsze partie jaskiń, może nawet stawić czoła kilku orkom.
- Wybierzemy się razem? Będzie tak samo jak przeciwko trollom, bestie nawet nie będą wiedziały, co się z nimi dzieje! Rach, ciach, świst! I już walą się na ziemię! Podobno łup z pokonanych orków można sprzedać dużo korzystniej, rozmawiałem już z Obim. I może nawet minotaura spotkamy! Ty, to by było coś!
- Zlituj się, Rynrod - studziłem zapał przyjaciela. - Orki są dużo groźniejsze niż trolle. Pamiętasz, jak niegdyś gonił nas tamten oszczepnik? Spieprzaliśmy w podskokach i żyjemy tylko cudem, a ty teraz chcesz walczyć z dziesiątkami orków. I z minotaurami. Zupełnie straciłeś rozum.
- To oczywiste, że nie pójdziemy sami. Jest na tej wyspie kilku silnych wojowników, którzy daliby radę nawet minotaurowi. Zaprosimy jednego do kompanii. I wtedy będziemy niepokonani!
Tak rozmawiając, wyszliśmy z budynku akademii na miejski rynek. Okazało się, że ma tu miejsce jakieś zgromadzenie. Niewielki tłumek zebrał się wokół beczki, która służyła jako podest starszemu mężczyźnie o siwych włosach. Nie znałem go. Górując nad zebranymi, wygłaszał długą przemowę, gestykulując gwałtownie.
- Słuchajcie mnie wszyscy! Przepowiedziany czas nadchodzi! Wkrótce otworzą się wrota, niedługo nawiedzą naszą wyspę groźne i złowrogie potwory, przeklęte przez bogów ciemności, rodem prosto z piekieł i podziemi! Zaufajcie Fardosowi! Zaufajcie Banorowi! Musicie wyzbyć się pożądliwości, a zachować odwagę! Odrzucić wszystkie materialne rzeczy, które pętają was niczym kajdany! Wyruszyć w drogę, dźwigając jeno własny honor, a wówczas może będziecie ocaleni! - przemawiał starzec.
Tłum zaszemrał złowrogo. Myśl o pozbywaniu się całego dobytku nie trafiła jakoś do żadnego z obecnych.
- Idiota - parsknął Rynrod. - Słońce mu chyba zaszkodziło!
Ktoś rzucił skórką od banana. Starszy mężczyzna, niezrażony chłodnym przyjęciem, kontynuował.
- Bogowie objawili mi sekrety! Albowiem powiedziane jest, że tylko pokorni...
Zacząłem słuchać z uwagą, gdy nagle jakiś człowiek ubrany w niesłychanie krzykliwy, kolorowy strój (zastanowiłem się, czy przypadkiem nie był daltonistą - niemożliwe bowiem jest celowe uzyskanie tak dziwacznej kombinacji barw) podszedł do beczki, zepchnął z niej mówcę, poczęstował go krótkim słowem, którego niestety nie dosłyszałem, splunął i sam wdrapał się na podwyższenie.
- HUAHUAHUAHUA! - zawołał donośnie. Na te słowa tłum wyraźnie się ożywił.
- Cóż to na Zathrotha ma znaczyć? - mruknąłem, szukając wzrokiem starca, który przemawiał wcześniej. Na próżno, wmieszał się w tłum i zniknął. Nieważne, znajdę go dziś lub jutro.
- To pewnie jakiś prorok lub kapłan którejś z tych nowoczesnych religii - zastanawiał się na głos Rynrod - być może recytuje zaklęcia, aby nas ochronić. Albo obdarzyć dostatkiem. Nie znam tych słów, ale brzmią bardzo... tajemniczo.
- FRI ITANZ PLYX! - zakrzyknął prorok wielkim głosem, jakby chcąc potwierdzić słowa mojego druha.
- Musimy mu się jakoś odwdzięczyć, nie? - Rynrod wyciągnął z sakiewki złotą monetę i rzucił ją w stronę stojącego na beczce. Kątem oka zauważyłem, że kilka innych osób przepycha się, aby z czcią złożyć dary u stóp człowieka, który nie przestawał wykrzykiwać w dziwnym narzeczu.
- BR! SWE! PL! - ryczał prorok. Rynrod słuchał go z nabożnym uwielbieniem. Pociągnąłem go za rękaw.
- Chodźmy już stąd.
Valderor jest offline   Odpowiedz z Cytatem