Ja jestem wokalistą.
Zacząłem swoją karierę muzyczną, jeszcze przed mutacją, kiedy mój głos był piękny, i brzmiałem jak aniołek

Wtedy też zacząłem się kształcić u maestro G. Rządkowskiego, który uczył mnie podstaw muzyki, tonacji, prawidłowego oddychania, rytmiki i co ważne, wczuwania się w melodię. Jako
chórzysta śpiewałem nawet jakiś koncert na festiwalu. Gdy mutacja zaczęła doskwierać, rzuciłem śpiew i przerzuciłem się aktywnie na pixart i rysunek.
W pierwszej klasie liceum, powstał pomysł, żeby założyć mały zespolik. Wskrzesiłem struny głosowe. I tak zaczęliśmy grać. Bardzo skromna kapela obejmowała gitarę na cleanie, bas, wokal i pozniej klawisze. Graliśmy na starych radiach, w szkole. Stylizowaliśmy się na
softrock (u2, coldplay, REM itp)
Żeby ćwiczyć kupiłem akustyka i zacząłem bdąkać.
Po roku zespół się rozpadł. Odkupiłem od basisty wiosło i zacząłem plumkać w chacie. (teraz miałem już dwie gitary)
W drugiej klasie LO dołączyłem do szkolnej
grupy wokalnej, prowadzonej przez panią Gackowską, nauczyciela WOK'u. Sporo się nauczyłem o harmonii i kontroli dźwięku ale po kilku koncertach (m.in. dla ambasadora australii), stwierdziłem, że to nie dla mnie.
Ostatecznie dałem za wygraną i wróciłem do pixartu.
W trzeciej klasie liceum, dowiedziałem się, że bydgoska kapela
Heavy, szuka wokalisty zastępczego na występ, bo stary się wykruszył. Zgłosiłem się. Zostałem przywitany wybałuszonymi oczami.. i na stałe dołączyłem do ekipy.
W międzyczasie kupiłem sobie elektryka (razem trzy wiosła) i flet poprzeczny, ale ten ostatni okazał się instrumentem zbyt ambitnym.
Obecnie gram z VerTigo już rok, przygotowujemy sie właśnie do festiwalu MT'07. Ćwiczę się na indywidualnych korepetycjach wokalnych z J. Pabijanem, wokalistą kapeli NOL (tym razem
polski "ładny rock") i rozwijam się jak tylko mogę. Śpiewam melodyjnie, z dużą ilością howlingu i vibratto, gdzie tylko mogę. Staram się.
Tyle. Teraz mam nadzieję, że Młode Talenty wypadną ok.. i że jeszcze się w życiu naśpiewam
