| 
				  
 Cud, miód, malina, może nawet dorzucę orzeszki. Ładne, schludne i czytelne.
 Rekrutacja otwarta? :>
 Jeśli tak to może wrzucę historię swojej postaci z DnD.
 Imię: Ivellion
 Klasa: Bard/Skald
 Ivellion jest półelfem, wychowanym przez elficką matkę. Już w młodości interesował się potęgą muzyki i pięknem sztuki. Wrażliwy na piękno i niezwykle uzdolniony pod względem muzycznym. Matka rozwijała w nim talenty artystyczne i uczyła techniki wpływania na ludzi poprzez słowa i muzykę. Nie był bojaźliwy i nie bał się poznawać nowych ludzi. W trudnych sytuacjach potrafił zachować zimną krew.Matka zapoznała go z różnymi instrumentami muzycznymi, ten jednak szczególnie upodobał sobie harfę.
 Jako półelf dorastał dużo szybciej niż jego rówieśnicy. Nie mógł się wśród nich odnaleźć. W wieku 20 lat pożegnał się z lasem, w którym się wychował oraz z matką, której zawdzięczał swoją wrażliwość i wykształcenie.
 Dotarłszy do ludzkich miast zafascynował się ich ogromem. Wszystkie zapachy unoszące się z rynsztoków i ciężkie, słodkie perfumy wymalowanych dam przyprawiły go o zawrót głowy. Mnóstwo kolorów na zatłoczonych ulicach i ten nieznośny hałas stanowiły kontrast dla jego jednostajnie zielonego, spokojnego lasu. Mimo wszystko odnalazł jakąś karczmę i zamówił w niej posiłek. Młode kobiety rzucały mu szybkie spojrzenia i rumieniły się kiedy on odwzajemniał spojrzenie. Mężczyźni natomiast patrzyli na niego gniewnym wzrokiem. Jedząc i rozglądając się niepewnie dookoła spostrzegł, że w karczmie zrobiła się nienaturalna cisza. Wielki człowiek, z twarzy przypominający prosię utkwił w nim wzrok i powoli podszedł do niego.
 - Czego tu szukasz, elficki pomiocie - ryknął mu w twarz. Uderzyła od niego woń alkoholu i uryny. Ivelliona zaczęło mdlić. Przypomniał sobie słowa matki - "Jeśli spotkasz człowieka większego, acz niewątpliwie głupszego od siebie to nie daj mu myśleć, że się boisz. Nie pokazuj jednak, że nim pogardzasz, bo to go tylko rozzłości. Staraj się z nim porozmawiać używają sztuczek, których cię uczyłam"
 - Witaj panie. Dosiądź się i wypijmy kufel piwa. Słyszałem o twoich wyczynach wiele ciekawych rzeczy. Jesteś, panie, znany w wioskach daleko stąd! - zahuczał bard odpowiednio modulując swój głos "Oby się udało" dodał w myślach.
 W karczmie zapanowała cisza, wszyscy wstrzymali oddechy. Słychać było nawet odgłos kropli spadającej na drewnianą podłogę.
 - No ba! Wszyscy znają wielkiego Gray'a. - Odsunął krzesło i usiadł na nim z hukiem. - A co dokładnie mówią?
 "Wierzę w twoje nauki, matko" - odezwał się Ivellion w myślach. Wyciągnął z torby swoją harfę, nastroił ją i zaczął śpiewać balladę o mężnym wojowniku.
 Słuchacze ze zdziwienia otwierali usta. Jeszcze nie słyszeli tak pięknej muzyki ani tak cudownego głosu. "Lata treningu i magiczne nutki w głosie robią swoje" odezwał się do siebie w myślach bard. "Dzięki Ci, matko"
 Po zakończeniu utworu publika długo jeszcze siedziała i wpatrywała się w barda z rozdziawionymi ustami.
 - I to wszystko naprawdę o mnie? Przecież nigdy nie zabiłem pięciu orków. Na raz oczywiście - dodał szybko.
 - Teraz więc widzisz, jaka jest potęga legendy. A ty jesteś już legendą. - Ivellion dalej łaskotał próżność tego osiłka
 Po wypiciu następnego kufla piwa zaczęło kręcić mu się w głowie, więc wykupił sobie pokój na noc i położył się w miękkim łóżku.
 "Może życie w mieście nie jest jednak takie złe. Ci ludzie są bardzo podatni na słowa i melodię. Zyłoby mi się tu bardzo łatwo" - rozmyślał bard. Szybko jednak zasnął zmęczony wydarzeniami całego dnia.
 Nad rankiem zbudziły go hałasy dobiegające zza okna.
 - Gdzie on jest! Niech zagra dla nas! Niech zaśpiewa! - krzyczeli ludzie stojący w sporym ścisku na ulicy przed karczmą.
 Odświeżył się w wodzie ze stojącej w pokoju misy i przeczesał włosy. Wziął harfę, odetchnął ciężko i zszedł do sali, w której wczoraj śpiewał. Wszystkie miejsca przy stołach były zajęte, a pod ścianami dostawiono dodatkowo długie ławy, na których upychali się ludzie.
 "I to wszystko z powodu mojej jednej pieśni" - zdziwił się w duchu - "Wieści naprawdę szybko się rozchodzą."
 Na jego widok na sali zapadła cisza. Jakiś bogato wyglądający mężczyzna wstał i spytał słabym głosem:
 - Zechciałbyś, panie, zagrać dla nas? Słyszeliśmy, że twoja muzyka jest w stanie skłonić ludzi do przenoszenia gór.
 Ivellion skłonił się i odparł:
 - Z największą radością podzielę się z wami wszystkimi moją muzyką. - uśmiechnął się, poszedł po stołek, nastroił harfę i rozpoczął Pieśń Królowej Lasu, której nauczył się od matki. Następnie zagrał jeszcze kilka lżejszych piosenek wplatając w melodię magiczne nuty.
 Rozejrzał się po sali. "Ci ludzie pierwszy raz widzą mnie na oczy. A ja robię na nich takie ogromne wrażenie"
 Po skończonym koncercie i wielu gratulacjach podszedł do niego ten sam mężczyzna, który prosił go o muzykę. Wręczył mu pakunek i powiedział:
 - Widzimy cię po raz pierwszy, a jesteś już dla nas legendą. Idź w świat i nieś swój dar innym, jest tego wart! - po czym szybko skierował się do wyjścia.
 Bard odwinął pakunek i jego oczom ukazał się sztylet. Bogato zdobione ostrze, rękojeść wysadzana drobnymi klejnotami. Oglądał to dzieło sztuki dłuższą chwilę, po czym wsadził go za pas.
 "A więc tak rodzą się legendy" pomyślał wychodząc poza bramy miasta i idąc dalej swoją drogą.
 
 Jezus Maria, jeśli komuś chciało się czytać to gratuluję.
 Jeśli postać się nada, to bardzo się cieszę, lecz outfitu nie będę chyba potrafił zrobić :/
 
				__________________ 
				Wheter my smiling face was a lie or not I soon came to the point where I didn't know. 
 We can’t wait for the day that you’re never aroundWhen that face isn’t here and you rot underground
 |