Idac w slady Pani i Pana wyzej, postaram sie w jakis mozliwie ciekawy sposob ukazac mojego rookstayera.
Radosc ogarnia moje serce. Los pozwolil ponownie nam sie spotkac przyjacielu. Minelo tyle lat. I choc czas mnie nie oszczedzal, pozwolil mi dozyc tej chwili. Zdazylo sie pewnego dnia, ze smierc zajazala mi w oczy. Jakas mroczna istota obrala sobie mnie za ofiare. Wytwor ciemnosci, niosacy zniszczenie. Mimo, iz staralem sie ratowac ucieczka, moc bijaca od tej istoty zwalila mnie z nog. Czolgalem sie, probowalem oddalic sie od bestii, jednak ona wciaz pewnym krokiem zblizala sie do mnie. Wpadlem w chmure zjetczalego gazu, poczulem piekacy bol na calym ciele, widzialem wszystko przez mgle. Nagle, w bezgranicznej ciemnosci pojawilo sie swiatelko, niczym nie zmacone czyste zrodlo nadziei. Ozywieniec odsunal sie na bok, jednak po chwili rozsypal sie w proch po ciosie zadanym okuta maczuga. Mimo mgly przed oczami ujzalem postac wojownika, dzierzacego w prawej dloni maczuge, a w lewej pochodnie. Wszystko zdawalo sie rozplywac, nie czulem juz bolu tylko pustke. Przez mrok przedarlo sie silne blekitne swiatlo, przycmione dlonia, i nastal koniec. Obudzil mnie zapach kwiatow i stwierdzilem, ze znajduje sie w niewielkim lesie opodal wioski. Nigdy wiecej nie spotkalem owego wojownika. Wiesc o nim zaginela, az do teraz. Rad jestem, ze pozwolil mi jeszcze raz spotkac przyjaciela.
To tyle.
Nie mam w tym doswiadczenia, jednak zawsze cos jest
