Kalisto rozejrzała się szybko, chciała ocenić sytuację. Ludzie Drakonisa byli rozlokowani po obu stronach traktu. Kryli się w zaroślach. Kalisto postanowła zajść kilku z nich od tyłu...
Bezszelestnie wbiegła w zarośla po prawej stronie traktu i zaczęła posuwać się do przodu. Doszedł ją radosny okrzyk krasnoluda " -Taaak!!! walka....no chodze do mnie...pokazcie co potraficie!!!". Kalisto uśmiechnęła się przelotnie, ale zaraz skoncentrowała się. Wytężyła słuch i wzrok. Przez zarośla dojrzała, dwóch ludzi którzy jeszcze przecierali oczy. (Widocznie czar jeszcze działa) - pomyslała - (I dobrze).
Reszty przeciwników nie widziała - znajdowali się dalej, badź po drugiej stronie traktu.
Do uszu Kalisto od strony powozu doszły odgłosy walki. W kkrzyku, który usłyszała, nie rozpoznała żadnego z towarzyszy, co było dobrym znakiem.
Przesunęła się jeszcze trochę w prawo i w przód. Zajęła dogodną pozycję, wzięła po jednym sztylecie w każdą rękę, skoncentrowała się i....
Cichy krzyk rozległ się od strony w którą poleciały sztylety. Jeden z ludzi, ten po prawej, dostał między łopatki. Ten krzyk był jego ostatnim.
Drugi natomiast podniósł się i Kalisto zobaczyła, że sztylet wbił mu się w ramię, powyżej serca. Człowiek sięgnął ręką, wyciągnął sztylet i rzucił go na ziemię. W jego oczach widać było mieszaninę furii, bólu i strachu. Sięgnął po miecz....
Kolejny sztylet rzucony wprawną ręką trafił go w serce. Ręka wyciągnięta po miecz opadła bezwładnie... Człowiek upadł.
Kalisto w kilku skokach znalazła się przy ciałach ludzi. Podniosła jeden sztylet, dwa pozostałe wyciągnęła z ciał zabitych, wytarła o liście i schowała spowrotem za pas.
Spieszyła się, żeby nie zaskoczyli jej inni ludzie z zasadzki. Wiedziała, że z dużą grupą nie ma wielkich szans, a jej największym sprzymierzeńcem jest zaskoczenie.
(Sprawdzę jak tam inni) - pomyslała i spiesznym krokiem udała się w kierunku powozu.
__________________
Ph3ar
Chwilowo mnie nie ma, przepraszam
bobo!
|