Napiszę to co z moim kolegą zrobiliśmy podczas wakacji... Niedaleko mojego domu stoi stary budynek(dawniej "aah biedronka") i było w nim jeszcze kilka rzeczy, które przetrwały do dziś, czyli na przykład gabinet dentystyczny. Noi ten budynek miał takie przejście, pod ziemią do niedaleko położonej zakratkowanej i zamkniętej budki(nie wiem jak to nazwać), działaliśmy impulsywnie

Władowaliśmy się na nią i wrzuciliśmy do środka podpaloną husteczkę higieniczną, a potem odłączyliśmy w garażach prąd(sam nie wiem czemu) po niecałej godzinie leciało już mnóstwo czarnego dymu, więc postanowiliśmy nalać tam(tylko troszeczkę, naprawdę!) benzyny, oczywiście z odległości. Fajnie było popatrzeć jak przyjeżdża po około 3 godzinach straż pożarna, wyrywa te kratki i gasi, zrobiliśmy mocną sztuczną mgłę.(piszę to bo to i tak i tak była dosłownie zadyma)
Albo któregoś razu władowaliśmy się(całe prawie podwórko) do kolegi, puściliśmy głośno muzę, bawiliśmy się dezodorantami i zapałkami po szybach itp. Wszystko było pięknie, ale... muzyka była za głośno <puk!> <puk!> sąsiadka, gorzej być nie mogło, na szczęście kolega mieszka na parterze więc jakoś wyskoczyliśmy, sosiadka czekała jakieś... 10 minut i waliła w te drzwi.
A wczoraj na przykład musiałem uciekać przed kolegą, który razem z mamą i tatą mnie szukali(r0x

) bo go nazwyzywałem(sam się prosił).
U nas w szkole nic ciekawego się nie dzieje pozatym, że latamy po korytarzach, chlapiemy szkolną toaletę(ostatnio miałem z 3 kolegami odmalowywać), odkręcamy krany na lekcje, okna itp.