To byl koszmarnie nudny, a co za tym idzie dlugi dzien. Najwieksza rozrywka bylo wnoszenie mebli do nowego domu, co nie jest ani zabawne, ani ciekawe. Postanowilem odwiedzic starego kompana, Klausa, ktory teraz prowadzi tawerne na wyspie Nargor. On zawsze ma jakies ciekawe pirackie historie w zanadrzu, no i rumu u niego nigdy nie brakuje. Dotarlem tam w miare szybko, pare razy tylko uzywajac mojego miecza jako argumentu. Jak to w takich miejscach bywa bylo tloczno i glosno, a alkochol ktory lal sie tutaj prawdziwymi strumieniami tylko temu sprzyjal. Nie dlugo musialem czekac na pierwsze zaczepki ze strony nieokrzesanych piratow, jeszcze krocej na pierwsza walke, ktora szybko przemienila sie w krwawa rzez. Moze i mieli przewage liczebna ale umiejetnosciami nie dorastali mi do piet, w koncu nie w takich tawernianych burdach sie bralo udzial:
Zabawa byla przednia, jednak wolalem nie przeginac i wycofac sie, oczywiscie wyrabujac sobie droge powrotna.
Udalo mi sie nawet wykrasc troche skarbow skrywanych na wyspie:
A tu taki bonusik:
