Miałem fajniusi, kolorowy sen. I w ogóle było fajnie.

A teraz do rzeczy. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że jest już popołudnie, a ja miałem rano pisać testy gimnazjalne z matmy (to była ta noc przed testem). I tak sobie pomyślałem, że trochę lipa, bo nie napisałem. Ale potem dalej myślałem i doszedłem do wniosku, iż taka sytuacja jest niemożliwa, i to na 100% sen. Od razu pomyślałem o kontrolowanym śnie, i wpadłem na pomysł, żeby się jakoś uświadomić do końca. Niestety nie przypomniałem sobie o rękach, czy zegarku. Pomyślałem raczej o tym, co wcześniej sobie w snach robiłem, czyli pełna kontrola, zmiana otoczenia, etc. Zobaczyłem różowy, milutki słup, a że byłem w pół świadomy, postanowiłem go 'znormalizować' i się mocno skupiłem, i myślałem o tym, żeby na szczycie tego słupa, wyrósł drugi słup, tylko taki szary, ohydny, jaki widzimy na codziennie ( nie wiem czemu chciałem go stworzyć). Ale się nie udało, i choć i tak do końca nie wierzyłem, że to rzeczywistość, to jednak poddałem się snu. Pomyślałem, że szkody mi takiego fajnego snu, że go nie 'skontrolowałem', bo dalej miałem wrażenie, iż jest to tylko sen. I po skończeniu przemyślenia 'szkoda' się obudziłem. Koniec historii.
P.S. Aha, nie jestem jakimś świrem, żeby się bać testów, tak jakoś wyszło.
