Temat: Prasówka
Zobacz pojedynczy post
stary 09-05-2008, 13:17   #19
Piciaz1213
Zbanowany
 
Data dołączenia: 23 12 2006
Lokacja: Wioska Konoha Gakure

Posty: 111
Stan: Niegrający
Domyślny Birma czeka na pomoc i umiera

Birma czeka na pomoc i umiera

- Prowadzimy wyścig z czasem - alarmuje organizacja Save The Children, która uważa, że prawdziwy bilans strat może się okazać kilka razy wyższy od oficjalnie podanych 22 tys. zabitych i 40 tys. zaginionych

Charge d'affaires amerykańskiej ambasady w Birmie Shari Villarosa powiedziała, że na skutek cyklonu w Birmie mogło ponieść śmierć nawet 100 tysięcy ludzi.
- Pomoc nie dociera i ludzie umierają - tłumaczy Andrew Kirkwood z Save the Children. Ta brytyjska organizacja jest jedną z nielicznych zachodnich agend, które już niosą pomoc w Birmie, gdzie po przejściu w weekend cyklonu są miliony potrzebujących. Rządząca krajem junta blokuje jednak dopływ międzynarodowej pomocy.
Sytuacja jest dramatyczna. Cyklon zdemolował deltę rzeki Irawadi, gdzie mieszka aż 24 mln ludzi - prawie połowa ludności Birmy - i która jest ryżowym spichlerzem kraju. Dwa najbardziej dotknięte kataklizmem regiony Dala i Twantey są zniszczone w 80 proc. - oceniają Lekarze bez Granic, którzy też mają ekipę w Birmie. Rozdają żywność i uzdatniają wodę w pięciomilionowym Rangunie, największym mieście kraju. Ale wciąż czekają na zgodę na zrzut 40 tys. ton pomocy humanitarnej.
Wczoraj jednemu z dziennikarzy agencji AFP udało się dotrzeć do miasta Labutta w delcie Irawadi, gdzie powitał go straszny smród rozkładających się ciał, brak wody pitnej i żywności.
Do Labuty wciąż ciągną po ratunek ludzie z dalszych regionów delty. "Przypominają widma. Wydostali się z wiosek pod wodą, przez ostatnie dni brnęli w błotnistej wodzie wśród setek trupów, idąc w tropikalnym upale, chmarach komarów, głodni, często poranieni" - opisuje dziennikarz.
- Nie jesteśmy w stanie zasnąć. Słyszymy nawoływania. Może to duchy zmarłych ludzi z wioski? - opowiada jeden z ocalałych i dodaje, że w jego wiosce woda pokrywa wierzchołki drzew i sięga siedmiu metrów.
Ale w Labutta nic na ocalałych nie czeka. Międzynarodowej pomocy być nie może, bo każda organizacja musi czekać na wizę. - Nadal są z nimi duże problemy - ogłosiła wczoraj ONZ, po naradzie w Bangkoku sztabu operacji pomocowej dla Birmy.
Junta, która rządzi krajem, jest nieufna wobec zagranicy. We wtorek pozwoliła, by do Rangunu przyjechało pierwsze 800 ton żywności od ONZ, ale to kropla w morzu potrzeb.
Wojskowe władze, które urzędują w nowej stolicy Naypyidaw o setki kilometrów od miejsca katastrofy, zgodziły się też wczoraj na loty humanitarne, ale również po uzyskaniu specjalnych wiz. Pierwszy samolot ONZ z 25 tonami pomocy nie poleci wcześniej jak pod koniec tygodnia, gdy nieudolna i podejrzliwa wojskowa biurokracja rozpatrzy podanie od Narodów Zjednoczonych. Nie pomógł apel sekretarza generalnego ONZ Ban Ki-moona, by junta jak najszybciej wpuściła zagraniczną pomoc.
Birma w ogóle nie odpowiedziała na ofertę hojnej pomocy od Ameryki, włącznie z wysłaniem okrętów z helikopterami. Uważa bowiem Stany Zjednoczone, które obłożyły juntę sankcjami ekonomicznymi, za wroga.
Widząc co się dzieje, szef francuskiej dyplomacji Bernard Kouchner namawia ONZ, by pomogła Birmie bez jej zgody. Powołuje się na przyjętą w 2005 r. zasadę "odpowiedzialność Narodów Zjednoczonych za zapewnienie ochrony" ludności cywilnej, kiedy ich rządy nie chcą lub nie są w stanie tego uczynić. W przypadku Birmy jest to nierealne - oznaczałoby wojnę z jedną z największych armii świata.

Szybka jazda na zmiennych numerach rejestracyjnych

W Chinach części kierowców przekraczających dozwoloną szybkość uchodzi to na sucho, ponieważ używają specjalnych tablic rejestracyjnych, zmieniających numery - informują w ostatnich dniach chińskie media.

- Ponad 50 procent samochodów filmowanych przez kamery przy przekraczaniu dozwolonej szybkości czy przy innych wykroczeniach, albo zakrywa tablice rejestracyjne, albo używa fałszywych - powiedział jednej z gazet milicjant z drogówki w mieście Yangjiang w prowincji Guangdong. - Nasze szanse złapania ich równe są zeru - dodał funkcjonariusz.
Urządzenie ze zdalną kontrolą tablic, pozwalające na zmianę numerów rejestracyjnych w ciągu niecałych trzech sekund, kosztuje ponad 1600 juanów (230 dolarów).
- Epoka ręcznego zakrywania tablic rejestracyjnych już przeminęła - powiedział gazecie kierowca nazwiskiem Zheng.

Według sprzedawcy z Kantonu, specjalizującego się w nowoczesnych urządzeniach do zmiany numerów, rozwiązania takie są "naprawdę wygodne oraz ekonomiczne".

Lodyn śmiertelna choroba
W Sądzie Karnym Sądu Najwyższego w Londynie (Old Bailey) kilka dni temu skończył się proces o zabójstwo 16-letniego Kodjo Yenga. Chłopiec zginął 14 marca ubiegłego roku w dzielnicy Hammersmith w zachodniej części Londynu. Ugodzono go nożem w serce. Zmarł z wykrwawienia.

Pieprzyć tego człowieka!

O całej sprawie informował na bieżąco brytyjski "The Times". Na ławie oskarżonych zasiadło 5 osób. Żadna z nich nie przekroczyła 20 roku życia. Za winnych morderstwa sąd uznał 14 i 17-latka. Wcześniej obydwaj przyznali się do udziału w bójce. Pozostała trójka odpowie za nieumyślne spowodowanie śmierci.

Po usłyszeniu werdyktu ławy przysięgłych 14-latek nie potrafił powstrzymać emocji: "Nie ma ku..a mowy. Pie...one morderstwo, nie zniosę tego. Pieprzyć tego człowieka. Pieprzyć to wszystko!" - krzyczał. Chłopak próbował uderzyć interweniującego strażnika. Po krótkiej szamotaninie został wyprowadzony z sali. W momencie gdy przysięgli orzekali o winie drugiego zabójcy, gwałtownie zareagowała jego matka. "Proszę, nie róbcie tego, to nie w porządku" - krzyknęła w stronę sędziego. Słaniając się na nogach próbowała opuścić salę rozpraw, ale zemdlała. Pomocy udzieliły jej pielęgniarki. Podczas ogłaszanie wyroku niektórzy przysięgli płakali.

Chcę, byś mnie szanował

14 marca 2007 roku Kodjo wybrał się ze swoją dziewczyną na spacer do centrum handlowego usytuowanego w zachodniolondyńskim Hammersmith. W pewnym momencie zaczepił ich 16-letni chłopak, który zwracając się do Yenga powiedział: "Słyszałem, że chcesz się ze mną bić. Masz ku temu okazję". Nie zważając na uwagi dziewczyny, która prosiła, by nie dał się sprowokować, Kodjo przyjął wyzwanie i podążył za 16-latkiem w stronę Adie Road, bocznej uliczki graniczącej z Hammersmith Grove. Gdy dotarli na miejsce okazało się, że Kodjo został wciągnięty w pułapkę. Z ukrycia wyszło 9 młodych ludzi, członków ulicznego gangu MDP (Murder Dem Pussies). Czekali na niego. Mieli kije baseballowe, noże i agresywnego, trzymanego na łańcuchu pitbulla.

Kodjo, w środowisku swoich rówieśników znany jako Kizzle, nie okazał strachu. - Myślisz, że jesteś takim ważniakiem, bo przystawiasz mi do piersi nóż? - spytał 16-latka. - Nie obchodzi mnie co myślisz - odpowiedział młody bandyta - chcę, byś mnie szanował.

Błagałam, by nie umierał

O tym, co stało się w ciągu następnych kilku minut, opowiedziała przed sądem dziewczyna Yenaga, Cookie:

- Jeden z napastników podbiegł do mnie, chwycił za gardło i przystawiając mi do szyi nóż wycedził przez zęby: "Jeśli spróbujesz interweniować, to zarżnę Cię jak świnię". Znieruchomiałam, bo bałam się o własne życie. Bałam się również o życie Kodja, ale wiedziałam, że nic nie mogę zrobić. Napastnicy rzucili się na niego jak dzikie zwierzęta. Bili go wszyscy, bez opamiętania. Były tam też kobiety. Wrzeszczały: "zabić go, zabić" i śmiały się przy tym przeraźliwie. Wiedziałam, że mają broń, więc zaczęłam krzyczeć: "Nie róbcie mu krzywdy, nie zabijajcie go!". Ale oni nie przestawali. Kodjo leżał już na ziemi, a razy nadal na niego spadały. W pewnym momencie przestali. Nie pamiętam, czy któryś z nich coś powiedział, ale zaczęli uciekać. Przez chwilę stałam w miejscu czując się jak w jakimś transie. Gdy oprzytomniałam, podbiegłam do ukochanego. Leżał w kałuży krwi trzymając się za serce. Z ust ciekła mu krew. Przez łzy wołałam o pomoc. Usiadłam obok niego, kładąc jego głowę na swoich kolanach. Błagałam, by nie umierał, ale widziałam, że jego oczy gasną. "Kizzle, słyszysz mnie?" - spytałam. "Tak" - wyszeptał. To było ostatnie słowo jakie powiedział.

Wyglądali na dumnych z siebie

Przejeżdżający w pobliżu motocyklista, oraz dwaj ubrani po cywilnemu policjanci próbowali udzielić chłopcu pierwszej pomocy, zanim został przewieziony do szpitala New Charing Cross. Mimo starań lekarzy, po kilku godzinach zmarł. Bezpośrednią przyczyną śmierci było wykrwawienie. Kodjo został trafiony nożem w serce. Miał również przebite oba płuca oraz liczne rany na nogach.

Jeden ze świadków zdarzenia, nauczycielka Angela Quinn zeznała, że widziała członków gangu oddalających się od miejsca zbrodni. - Krzyczeli, byli wyjątkowo podekscytowani, wyglądali na dumnych z siebie. Relacje innych osób, które widziały zajście specjalnie się od siebie nie różnią. Wszyscy zwracali uwagę na bezduszność sprawców i satysfakcję z popełnionego czynu. "Śmiali się i poklepywali po plecach w momencie, gdy ich ofiara wykrwawiała się leżąc na ulicy" - mówili przed sądem nie starając się jednak tłumaczyć ze swej bierności. "Całą sytuację obserwowało wiele osób, ale nikt nam nie pomógł" - wielokrotnie powtarzała dziewczyna zamordowanego.

Nikt nie chce oberwać nożem

Kodjo był jednym z najlepszych uczniów katolickiej uczelni św. Karola. Oceny miał niemal idealne. Wyróżniał się na zajęciach z biznesu i programowania. Świetnie radził sobie z językiem francuskim. Cztery dni przez śmiercią wystąpił w specjalnym programie informacyjnym nadanym przez muzyczną stację MTV. Mówił o młodocianych gangach panoszących się na ulicach Londynu i o strachu jaki wywołują u jego rówieśników. - Boimy się chodzić wieczorem po mieście. Nikt nie chce oberwać nożem - tłumaczył. Wtedy nie wiedział, że zginie w dzień, a narzędziem zbrodni będzie właśnie nóż.

Według policji morderstwo dokonane na Yendze było formą inicjacji dla jednego z członków MDP. Gang znany jest z tego, że zamieszcza na YouTube wideo nagrania ze swoich ulicznych "dokonań". Śledczy nie wykluczali, że śmierć Kodja mogła być przez któregoś z członków gangu filmowana. Tego typu okrutne obrazy mają swoich zwolenników. Niektórzy nawet za to płacą.

Po śmierci nastolatka, na sieci pojawiła się upamiętniająca go strona internetowa. Opisane jest na niej dokładnie całe zajście, w wyniku którego chłopiec stracił życie. Rodzina o raz przyjaciele wspominają tam nieżyjącego, a osoby postronne mogą zapalić świeczkę lub dopisać się do księgi kondolencyjnej. Do dziś stronę odwiedziło ponad 19 tysięcy osób.

Za młodzi, by umrzeć

Kodjo był jednym (dokładnie siódmym) z 27 nastolatków, zabitych w 2007 roku w Londynie. To porażająca statystyka, tym bardziej jeśli uwzględni się sytuacje w jakich doszło do zabójstw i sposób ich dokonania.

Na internetowej stronie Guardiana w sierpniu ubiegłego roku opublikowano galerię ze zdjęciami dziesięciorga nastolatków, którzy do momentu jej przygotowania stracili życie na londyńskich ulicach. Oglądanie tych fotografii nie pozostawia obojętnym. Gdy patrzy się na dziecinne twarze tych ludzi, to ciężko pojąć, że zabijani byli niczym zawodowi przestępcy, ofiary mafijnych porachunków.

James Smartt-Ford miał 16-lat, gdy 2 lutego zastrzelono go w biały dzień, na oczach setek ludzi w dzielnicy Streatham w południowym Londynie. 15-letni Billy Cox zginął od kul, gdy otwierał drzwi do swojego domu usytuowanego w dzielnicy Clapham. Adam Regis, 15 lat - siostrzeniec znanego olimpijskiego sprintera Johna Regisa. 17 marca wracał z kina do domu. Nigdy tam nie dotarł. W dzielnicy Plaistow zginął od ciosu nożem w plecy. 17- letnia Annaka Keniesha Pinto mieszkała i pracowała w Tottenhamie. 23 czerwca wybrała się ze znajomymi do baru. W pewnym momencie doszło do kłótni między przypadkowymi, bawiącymi się tam nastolatkami. Spór zamienił się w bijatykę. Ktoś wyciągnął broń, padły strzały. Jedna z kul śmiertelnie raniła dziewczynę. Ben Hitchcock został kilkukrotnie ugodzony nożem w brzuch przez nieznajomego, który próbował siłą dostać się na domową imprezę w dzielnicy Beckenham. Chłopiec wykrwawił się na śmierć. Miał 15 lat.

Londyn najniebezpieczniejszym z miast

W takim samym wieku był Michael Dosunmu, którego włamywacze zastrzelili podczas snu, w jego własnym domu. Zbrodnia, do której doszło 6 lutego, wstrząsnęła opinią publiczną. Michael był bardzo religijny, regularnie uczęszczał na nabożeństwa. Ludzie nie potrafili zrozumieć, że ktoś może zabić takiego człowieka, w dodatku tak młodego.

Wydarzenie to zbiegło się z opublikowaniem specjalnego raportu Organizacji Narodów Zjednoczonych (ukazał się dzień po zabójstwie 15-latka), w którym wskazano kryminogenne miejsca w Europie. Zgodnie z raportem, najbardziej niebezpiecznym miastem tak Wysp Brytyjskich, jak i całej Europy okazał się.. Londyn. Wielką Brytanię wskazano jako kraj o najwyższym współczynniku wzrostu przestępczości, wynoszącym aż 5%.

Zaprezentowane dane są o tyle niezrozumiałe, że od 11 lat w Wielkiej Brytanii obowiązuje zakaz posiadania krótkiej broni palnej. Zakazane jest również noszenie przy sobie jakichkolwiek noży. Mimo iż grożą za to poważne restrykcje, zakazy są regularnie łamane. Młodzi Londyńczycy wciąż sięgają po broń i zabijają swoich rówieśników. Na początki marca tego roku Gazeta.pl opisała wstrząsającą zbrodnię, do której doszło w północnym Londynie. Ofiarą był 18-letni Michael Jones. Zginął we własnym domu, wcześniej okrutnie poraniony. Nic nie wskazuje więc na to, by smutne statystyki przytoczone przez ONZ miały się w najbliższym czasie zmienić.

Paraliż ruchu w Bydgoszczy: Tramwaj zniszczył dziewięć samochodów, są ranni
Cztery osoby zostały ranne w zderzeniu tramwaju z samochodem osobowym. Pojazd zniszczył dziewięć samochodów osobowych w centrum Bydgoszczy. Wypadek sparaliżował ruch tramwajowy w mieście. O zdarzeniu doniósł czytelnik Alertu24.
- Wracałem razem z żoną do domu i widziałem całe zajście - pisze na Alert24 Michu76. - Sam jestem motorniczym i przypuszczam, że karambol mógł być spowodowany awarią hamulców. Widziałem, jak motornicza patrzyła na szereg stojących w korku samochodów, próbowała hamować, jednak wciąż jechała z tą samą prędkością - dodaje internauta.

- Wracałem tramwajem linii nr 3 z pracy w kierunku Fordonu. Nagle na ulicy Jagiellońskiej przed rondem ów tramwaj zaczął gwałtownie hamować, silnie, jakby hamulcem bezpieczeństwa. Już wiedziałem, że coś jest nie tak - pisze na Alert24 Bartek.

- Do zderzenia doszło w centrum Bydgoszczy na ul. Jagiellońskiej. Motorniczy tramwaju prawdopodobnie nie zdążył na czas wyhamować wagonu i uderzył od tyłu w samochody oczekujące na tym samym pasie na wyjazd w kierunku pobliskiego ronda - poinformował oficer dyżurny straży pożarnej.

Wskutek wypadku pięć samochodów zostało całkowicie zniszczonych, a cztery kolejne doznały poważnych uszkodzeń. Do szpitala przewieziono cztery osoby ze zniszczonych samochodów, ale życiu żadnej z nich nic nie zagraża.

Wypadek spowodował całkowity paraliż komunikacji tramwajowej w mieście, gdyż w miejscu karambolu zbiega się większość linii i nie można go objechać. Utrudnienia w komunikacji miejskiej i przejeździe przez centrum miasta mogą potrwać do wieczora.
Piciaz1213 jest offline   Odpowiedz z Cytatem