Kiedy mi w sobotę, nie w tę ostatnią, ale jeszcze poprzednią, odłączyli Internet i byłem bez niego do zeszłego czwartku, to myślałem, że życie już całkowicie straciło sens. Nie chciałem wstawać z łóżka, nic mi się nie chciało robić, wszystko było takiej jakieś smętne, nudne i głupie, wszystkie czynności wydawały się takie niepotrzebne...aż w końcu we wtorek przyjechał kurier z modemem od Neostrady, nadzieja odżyła. Niestety, nie było routera. Na router czekałem do czwartku. W czwartek radośnie pobiegłem do sklepu, wydałem 110 zł., przybiegłem do domu i do godziny 20:00 czekałem na brata, który miał to wszystko podłączyć. Jednak, jak zwykle, wszystko źle poszło. Internet miałem dopiero o godzinie 23:10 - a działał tak, że no comment w ogóle. Wtedy znów straciłem nadzieję, nie mogłem usnąć, tępo wpatrywałem się w monitor, odechciało mi się żyć. Myślałem, że to ten wstrętny dupek z góry (tak, boże, do ciebie mówię !) znowu robi sobie ze mnie jaja. Że sprawia mu przyjemność znęcanie się nade mną i odbieranie mi jedynej przyjemności z życia - buszowania w necie. Jednak w końcu opadłem z sił, usnąłem. Wstałem rano, nie poszedłem do szkoły. Włączyłem komputer...Internet działał bardzo szybko. W końcu to Neostrada 1 megabajt. Odpaliłem AQQ, wszedłem na różne fora. Odżyłem. Nagle moje życie nabrało barw. Ptaszki zaczęły ćwierkać (niestety, jeden narobił mi na okno), słonko wyszło zza chmur (chociaż lepiej, żeby się schowało)...czy bez Internetu jest jakieś życie ?
__________________
Ooh to be a Gooner.
Ostatnio edytowany przez Yoh Asakura - 02-06-2008 o 11:58.
|