Miałem z 7-8 lat. Łaziłem ze starszym bratem po drzewie. Brat wszedł na jakąś gałąź, z której nei mógł zejść. Zawsze byłem 'zwinniejszy' od brata i chciałem wejść na gałąź, żeby pomóc mu zejść. Dzwinym trafem obślizgnęła mi się noga i spadłem z dwóch metrów na łeb. Na szczęście nie złamałem karku, kręgosłupa, żadnej kończyny, ogólnie niczego nie załamałem. Wstrząsu też nie miałem. Krwi również nie było. Skończyło się tylko na godzinnym płaczu i małym guzie. Poprostu miałem szczęście, a dzisiaj się tylko z tego śmieje i dalej łaże po drzewach. xd
|