Zbanowany
Data dołączenia: 29 12 2007
Wiek: 33
Posty: 1,169
Profesja: Master Sorcerer
Świat: Candia
Poziom: 140
|
Napisałem krótką powieść, która przedstawia moją opinię na temat systemu walki pomiędzy graczami. Jednocześnie jest to moje sprawozdanie z tego, czego byłem świadkiem oglądając film zamieszczony w temacie. Poniższy utwór, dedykuję wszystkim graczom ze światów PvP.
Czas włożyć do mithrilowego Jamnika, włosy dzieci żóltego sera, albowiem są one jedynym dowodem na klasyfikację plastikowych rurek do mierzenia cekinowego jeża, będącego w próżni razem z moim osobistym kierunkowskazem od odkurzacza mojego wujka, który poprzez absorpcję dysocjacji elektrolitycznej, zaszedł w ciążę z moim własnym dziadkiem. Nikt nie mógł na to nic poradzić, ponieważ po zabulgotaniu stopy drukarki od grochu, mojej babci z nadgarstka wyrosła karta Simplus (50zł)i, która krzyczała do mnie "Mama tacie osiem". Zdziwiło mnie to bardzo, gdyż po rękach wyrastających z golarki okresowej na suficie nie mogłem wyciągnąć napoju z plastelinowych figurek arabskich płyt głównych do kalkulatorów. Mogło być też tak, że nic nie upadło do poziomu kanapki z serem, która od dwóch dni leżała na pionowym suficie w moim własnym stryjku . Papierosy skręcone z mysich jelit dały mi do zrozumienia, że najlepszym wyjściem z drewnianego czołgu na gąsienicach z daedrycznej wełny, będzie urwanie ze stołu wysiadającego maszynisty. Tak też zrobiłem. Zapytał się mnie "co nie no to łyżka". Zgodnie z przyprawami do zup staro-cerkiewno słowiańskich, wybiegłem na dach od mojej deskorolki, po czym skoczyłem w górę, aby złapać się ucha wcześniej wspomnianego wujka, uprawiającego gorący seks z żaluzją od okna, z którego było widać biegającego w kółko Stefana. Stefan nie znosił sytuacji, w których ideologia jamniko-wodorowego substratu rozpuszczającego gumowe jeże na kółkach, kolidowała z dwoma bateriami do betonowych laleczek "czaki". Stąd to bieganie w kółko. Wszystkiemu przyglądała się nasza sąsiadka, która uciekała przed rozwścieczonym gangiem owczarków niemieckich, które posiadały irokezy po wewnętrznej stronie jąder i miały wygoloną swastykę na kukurydziano-posrebrzanym grzbiecie z przyciemnianego szkła. Nagle, mojego wcześniejszego kota odwiedził chłop pańszczyźniany, którego powitałem basowym pierdnięciem:
-Oby do jamnika ser żółty dostał...
-Trzy skrzydła na lewo powiem tyle, że nie ma.
-Więc, łaskawie wydobrzej trenując rzut skośny.
-Waćpan osiem nóg i osiem serów białych weszło po schodach do piwnicy, będącej na dachu w próżni, dwadzieścia kilometrów pod ziemią.
-Oni są głupsi od kanapki serem z pudełka po zapałkach z suszonych śliwek
Gdy już brakowało drewnianych komunikatorów internetowych na wózkach inwalidzkich dla sparaliżowanych matek, powracających od dzwoniącego jesiotra, który na skutek efektu cieplarnianego, wydzwonił szóstą, to zdałem sobie sprawę, że tak na prawdę wszystko to, co nie miało miejsca w inkubatorze daedryczno-policyjnym, zostało skonfiskowane przez Konkordat Śledziowy. Wszystko miało się skończyć, gdy nagle z nieba wyjechało stado czternastoletnich obojniaków na gąsienicach. No nic - musiałem działać. Wziąłem do ręki klucz od mojej deskorolki, którym rzuciłem w lewitujący tłum owych małolatów. Zanim klucz rozbił się o wklęsłe czoło jednego z medyków, będącego w lustrzanym zbiorniku na zgniłe zegarki po żółtych serach pleśniowych z doliny wiecznego wytrysku. Wtedy usiadłem na plecach masturbującego się sterylizatora strzykawek i puściłem oczko do uśmiechającej się do mnie szafy na teczki po ubekach. Wstałem i otworzyłem ją. Widok... przygnębiający. Mój wujek przed zamurowaniem pani jadzi w suficie, nie napisał życzeń do świętego mikołaja na swoim prąciu... Zamiast tego, prowadził czynną hodowlę zaschniętych kup, które babcia Jadzia ze smakiem wcinała. Po miesiącu spożywania owych odchodów, wyglądała jak NRDowska maszynka do obrzezania owiec. Stwierdziłem, że muszę się wyluzować, więc skoczyłem zatankować kapkę wódy do ślepej kichy. Po wejściu do baru, spojrzałem na barmana, który zamiast rąk, miał dwie, jamnicze głowy. Bez namysłu podbiegłem do barmana i przypieprzyłem mu z gazrurki w lewą "głowo-rękę". Barman zaryczał jak bawół, a ja spokojnie usiadłem przy stoliku. Dosiadł się do mnie gigantyczny, kryształowy penis z napisem "Tu są groszki". Poprosił mnie o zniweczenie planów chłopaka barmana, na którym wcześniej przetestowałem mój nowy cios. W tym celu, wyszliśmy z owym penisem przed bar, zapaliliśmy po fajce i każdy udał się w swoją stronę. Problem w tym, że nadepnąłem na głowę szkaradnego telefonu komórkowego, zgubionego przez jednego z bywalców Pizzerii pod Jamnikiem. Sekundę po tym, szpary pomiędzy płytami chodnikowymi, zaczęły mnie namawiać do przeprowadzenia analizy jąder dziadka mojego sąsiada z góry. Tak o to, dwa konfliktujące się symbole jamników na kółkach i laleczek czaki, zostały pokrojone na kawałki, dzięki niezwykłej mocy serowych paluszków rybnych Dr. Wacława Makintosza. Laboratorium tego nietuzinkowego jelenia, mieściło się po bocznej stronie szuflady od sardynek po wiejsku. Marnie skończył ten człowiek - został przeteleportowany do krainy 90 letnich nimfomanek z rarytasem wyrastającym na złamanym, gotyckim obojczyku, które myją codziennie zęby pastą do butów. Jako, że nic nie może się zmarnować, to pozostałości owej pasty, zużywane są do branzlowania się. Żółty ser, uważa tak samo, lecz jego opinię radzę wlać do butelki i z mieszać z płynem do naczyń. Niemniej jednak, stwierdzono, że przeciętny buldożek marsjański nie potrafi mówić po cerkiewno-atlantycku. Trzeba jakoś temu zaradzić. Sugerował bym, wybiec na ulicę na golasa i tańczyć makarenę. Osobiście podejmę się tego zadania, jeśli ktoś mi udowodni, jakoby już wiele razy wspominane Jamniki na Kółkach, potrafiły kickflipa na Deskorolce. Kiedyś, próbowałem nauczyć takiego jamnika jeździć na desce do prasowania, przywiązując go do niej i zrzucając z dachu. Miałem do dyspozycji 11 jamników - leżą na wjeździe do dziś. Możliwe, że kauczukowe krasnoludki na gąsienicach od czołgu T52, miały możliwość przeprowadzania tajnych operacji na suszonych grzybach, które wcześniej przeszły piechotą tyle, jaką ma pojemność dysk twardy w jednym z moich paznokci u lewej nogi.
Pamiętam tylko, że każdy ze zrzuconych jamników, po upadku rozbiegał się i zaczynał walić przyrodzeniem z mur chiński, używając do tego bezprzewodowej słuchawki od prysznica. Śmiała się nawet z tego gruszka, wstrzykując sobie sproszkowany kineskop, wyjęty z telewizora babci Jędrka, która była głupia i wyglądała jak zaschnięta sperma Dzika-Albinosa. Nagle, w miejscu oczu, wyrosły mi dwie, betonowe torby z żygami, z których leciał kawałek "System of a Down - B.Y.O.B.". Wyrwałem owe torby, wyrzucając je do kabla od metalowych kefirów na niebieskich kółkach z wełny. Założyłem kapur, kopnąłem rozbierającą się Krysię i wróciłem do domu.
Innymi słowy, film jest kunsztem PvP.
Polecam.
Xr3
Ostatnio edytowany przez Xr3 - 15-12-2008 o 20:27.
|