Miałem niedawno taki sen:
Róg mojej ulicy, w pizdu zasp, ciemno jak o świcie. obok mnie jest zaspa, ale nie ze śniegu, wyglądała jak wystająca z ziemi czarna, wypalona ręka z długimi szponami. Na szczycie siedział mój kolega, o czymś pogadaliśmy, spojrzałem na zegazek i była 13:57 (a myślałem z początku, że 6.00 xD) to pobiegłem do domu zjeść śniadanie (xD). Gdy szedłem sen sie urwałi znalazłem się przed drzwiami czegoś w rodzału domku letniskowego lub pokoju hotelowego. <fragment "zarwana pamięć"> Potem jestem z rodzicami i wujkiem nad jeziorem czy idną wodą, "latałem" na desce surfingowej przyczepionej liną do czegoś, czego nie umiem zdefiniować i kręcę się tak dookoła tego czegoś. Kilka razy spadłem do wody*. Reszty nie pamiętam.
* Kojarzy mi się to z tym, jak kuzyn uczył mnie jeździć na snowboardzie, a ja 3 razy pod rząd spadłem z orczyka.
Edit:
No i stało się, topic padł...