A ja wolę pozostać wierzącym, bo ateistów nikt nie kocha, tylko najwyżej czuje do nich pociąg wywołany hormonami i reakcjami chemicznymi ;]
BTW. jak to jest, w nic nie wierzyć? Jak to jest uważać, że naukowcy z pewnością mają rację, a wierzący z pewnością nie? Jak to jest szukać na siłę dowodów na nieistnienie czegoś, wiedząc że osoby wierzące w to i tak mają dowody gdzieś, bo na tym polega wiara?
W czym lepsza jest wiedza od wiary? W czym lepsi są naukowcy od księży? Bo naukowcy mają badania a księża tylko Biblię? A według mnie badania są sfabrykowane i służą tylko manipulacji - tak jak wy mówicie o naukach kościoła, przy czym jedynymi waszymi dowodami na to są jacyś średniowieczni papieże i fanatycy.
Jak to jest wyznawać jakieś wartości nie widząc dla nich logicznego uzasadnienia, np. miłość (przepraszam, pociąg płciowy), wiedza, pieniądze, władza? I tak za nic nie będzie ani kary ani nagrody, giniesz i cię nie ma, więc... Najlepiej robić to, co jest przyjemne i zabić się tak, żeby ostatnim uczuciem w życiu był orgazm, nie? Potem i tak zresztą już nie ma tego, bo ze swoją pamięcią znikasz.
Jeśli nie ma życia po śmierci, to żyjemy tylko jako marionetki ewolucji, których jedynym sensem istnienia jest reprodukcja, tak?
Zdecydowanie wolę pozostać wierzący. Może i moja wiara opiera się na niczym, ale przynajmniej ja mogę oprzeć się na niej.
|