Cytuj:
Oryginalnie napisane przez CytrynowySorbet
Jeśli chęć do nauki zależy od nauczyciela to fajnie... Myślałem, że uczy się dla siebie.
|
Uczę się dla siebie – słuszna uwaga. Ale nie nauczę się czegoś, czego sam nie jestem w stanie zrozumieć i nikt mi tego nie wytłumaczy (a w podręczniku opisali to tak, że dla mnie to czarna magia). Z innego przedmiotu, zgłosiłbym się do po lekcjach do nauczyciela, żeby mi to wytłumaczył (tak jak to robiłem np. z chemii). W przypadku matmy nie mam zamiaru wysłuchiwać pierdzielenia nauczycielki „jak można tego nie rozumieć??? Przecież to banalne! I może jeszcze myślisz że maturę zaliczysz?!” (po czym i tak prawdopodobnie nic nie zrozumiem, jeżeli miałaby tak tłumaczyć jak na lekcjach), bo to naprawdę nie jest przyjemne i jak napisał parę postów wyżej Litawor – skutecznie zniechęca nie tyle do samego nauczyciela, lecz do całego przedmiotu..
@Edit
Cytuj:
Oryginalnie napisane przez CytrynowySorbet
nie ma nic lepszego niż zdanie przedmiotu, czego nauczyciel by się nawet nie spodziewał.
|
Tak właśnie było u mnie z chemii. Z tym że nauczycielka bardzo dużo wymagała, surowo oceniała, a nie szydziła z mojej niewiedzy. Przy okazji mogłem liczyć na pomoc ze strony tej nauczycielki, co skutecznie zmotywowało mnie do nauki.