Człowiek na przestrzeni lat niesamowicie dojrzewa. W tym momencie zastanawiam się jakim to chłopaczkiem było, że gra mnie wciągnęła. Odchodzi się od komputera i nagle widzi się, że masz real life. Trudno jednocześnie odpowiedzieć na wiele pytań, które chce się samemu zadać po takim czasie. Mózg wyrzuca niepotrzebne informacje. Bądźmy dobrej myśli, może coś uda mi się przypomnieć.
Kopalnie Kazordoon były wielką tajemnicą. "Która to? Która? Wejście, gdzie jest ta cholerna dziura?"- pytano. Niekończące się korytarze są zapewne do dziś nieodkryte przez masę. Wyobraźcie sobie kilkoro ziomków, idących do kopalni kogoś złapać, cel już mają. Ventrilo brak. Exiva i jazda. Każdy do innej dziury. W pewnym momencie jedna z nich znajduje ofiarę i woła resztę. Wszystko w miarę w porządku racja? Nie, bo mało kto wie jak się do nich dostać. Totalna amatorka, ale świetnie było. Na zdjęciu Wrocław, Wejherowo, Gdynia i Holender, bez podziałów

.
Dlaczego rodzina Edoc'Sil wmieszała się w wojnę, której nie można było wygrać? Nikt z nas raczej nie dbał o to czy zginie czy też nie. Skakali, więc nie można było się dać. Zbyt duże nasi mieli jaja, by dawać się wyganiać z każdego respa. Zmieniając tekst Pana Woźniaka: "A kiedy wreszcie przyjdzie po mnie
zegarmistrz światła purpurowy* [...] ja będę zwarty i gotowy"
Nie chcieliśmy tej wojny, chcieliśmy grać razem, zabijać wolny czas, tyle.
*Tutaj proszę wstawić różne brzydkie, rasistowskie teksty, używając słowa "brudas", naturalnie.
To był jakiś 60 lv, jak mniemam:
