Przez pierwsze ~200 lat-super sprawa. Potem-umieraja wszyscy znajomi(juz wczesniej by umarli, ale tu juz kolejne pokolenie umiera, wnuki wnukow etc.), umiera ukochana(a co jak juz sie taka nie trafi?), wszystko juz znasz, widziales, przezyles. I nie mozesz sobie porobic extremow, bo mowimy tu o niesmiertelnosci 'rocznej' czyli takiej, ze nie imaja sie nas lata, ale np pistolet albo samochod tak

Wiec nie porobisz se jackasssa skaczac glowa w dol z klifu. Tak wiec, taka niesmiertelnosc bylaby w sumie niezlym darem-zyjesz poki chcesz. Znudzisz sie? Kulka w leb. ALe co z absolutna niesmiertelnoscia? Pomyslisz sobie 'Zajeeebioza, biore ten lek' a potem... nie ma odwrotu. I tak zyjesz, po 8000 lat ziemia zanieczyszczona jak ja pitole, wojny z kosmitami, pol galaktyki skolonizowane, a ty... egzystujesz. Inaczej sie tego nazwac nie da. W koncu nadchodzi drugi wielki wybuch. Wszyscy gina a ty sie kolyszesz w tej pustce. Chcesz w koncu to skonczyc, nie mozesz juz wytrzymac... Ale nic nie mozesz zrobic...
Niesmiertelnosc podana przez Kalda rzeczywiscie jest lepsza opcja

A tak wogole-nie uwazacie ze my i tak jestesmy niesmiertelni? W koncu, czy umiecie sobie wyobrazic ze wasz umysl po prostu... znika? Nie istniejecie. Co by sie wtedy z wami stalo? Z waszym punktem widzenia? Co byscie 'widzieli'? Gdy mamy zamkniete oczy, widzimy czern. A co bysmy widzieli, gdyby nasz umysl znikl? Jakiego koloru jest nic? I czy dane by nam bylo to nic zobaczyc? A jesli istnieje reinkarnacja-to przeciez umysl i tak jest niesmiertelny. A jesli istnieje Niebo-to w tym Niebie tez jestescie niesmiertelni, zyjecie tam po wiecznosc. Wiec co sie z nami naprawde dzieje? Czy naprawde jestesmy niesmiertelni?
Co do smierci-kazdy sie jej boi. Boimy sie nieznanego. Smierc byla, jest i naprawdopodobniej bedzie nieznana. Ale niektorzy potrafia ten strach ukryc nawet przed samym soba. Ale ten strach nigdy nie znika calkowicie. Autosugestia pozwala nam myslec, ze on zniknal, ale to nie nastapi nigdy... hie hie hieeee...
