Cytuj:
Oryginalnie napisane przez Gtyk
Taki system gwarantowalby wg mnie (i nie tylko mnie, w zasadzie ten pomysl to nieco przerobiona wersja pomyslu ktorej jakos 2 lata temu na zajeciach dyskutowalismy z prodziekanem ds studenckich mojego wydzialu) wzrost poziomu szkolnictwa wyzszego, mniejsza liczbe osob "przeslizgujacych" sie z roku na rok i nie majacych pojecia co oni w zasadzie robia na studiach.
|
Wprowadzenie odplatnosci za studia po to, aby podniesc ich poziom jest pomyslem tak abstrakcyjnym, ze az glupim. Czemu?
A) Jaki zwiazek ma odplatnosc do czyjejs pracowitosci, czy zasobu wiedzy? Wg mnie nijaki. Bo, po pierwsze, studia stalyby sie siedliskiem osob, ktorych rodzice maja wystarczajaco duzo pieniedzy, aby za studia zaplacic - co wcale nie oznacza, ze taki student bylby kims wybitnym. Po drugie - rozbudowany system stypendialny dla zdolnych, ale biedniejszych. Idea dobra, owszem. Tylko co powiesz tej osobie, ktora musi wylozyc grube siano na studia, bo np. na 3 roku zabraklo jej 0.05 do sredniej gwarantujacej stypendium? Przeciez taka sytuacja nie musi oznaczac, ze ktos jest leserem, bo moze byc wynikiem np. przebytej choroby, ciezkiej sytuacji rodzinnej, czy po prostu zbiegu okolicznosci.
Znam dwie osoby, z czego jedna miala srednia przekraczajaca o 0.01 prog wymagany do otrzymania stypendium, drugiej natomiast 0.01 zabraklo. Czyli co, osobie pierwszej pozwalamy na studiowanie za darmo, natomiast drugiej - plac frajerze, bo sie nie uczysz?
B ) Obiecnie istnieja calkowicie platne uczelnie prywatne, ktore nie ksztalca na takim poziomie jak uczelnie panstwowe. Jest to wynikiem wlasnie samej odplatnosci - wieksza zdawalnosc = wieksza liczba studentow = wiecej kasy.
Natomiast do takich pomyslow przedstawianych przez osoby reprezentujace uczelnie podchodzilbym z duza doza ostroznosci. Bo tak naprawde slaby poziom polskiej edukacji jest wynikiem zaniedban w ministerstwie, a takze po stronie samych uczelni. A te wolalyby dostawac pieniazki, a nie naprawic problemy. Przyklady?
A) Zrownanie poziomu studiow zaocznych i studiow dziennych. Ja wiem, ze na swiadectwie widnial bedzie tryb ukonczenia studiow i, dzieki Bogu, pracodawcy zwracaja na to uwage. Ale jednak osoby konczace ten sam kierunek studiow powinny prezentowac mniej wiecej zblizony minimalny zasob wiedzy. Natomiast czesta sytuacja jest, ze studenci zaoczni traktowani sa ulgowo, bo:
- maja mniej zajec, wiec nie mozna od nich tyle wymagac
- placa, wiec nie mozna ich zbyt duzo oblewac, bo zaraz podniesie sie larum, ze zla uczelnia traktuje zaoczniakow jako worek pieniedzy bez dna*
- sa studentami zaocznymi, wiec juz z racji tego trzeba od nich mniej wymagac.
I dochodzimy do etapu, w ktorym student zaoczny na egzaminie musi opanowac okolo 30%, 40%, a nawet 50% mniej materialu niz student dzienny. I potem taka niedouczona osoba staje sie swiadectwem slabego poziomu edukowania studentow.
*przy czym oplaty za warunek powinny byc w granicach rozsadku. U mnie na wydziale dopiero w zeszlym semestrze rozwiazano chory system warunkow, gdzie student zaoczny za roczny przedmiot placil okolo 1000zl! Rozumiem, gdyby w ramach tego przyslugiwalo ponownie x godzin wykladow i y godzin cwiczen. Nie, placil 1000zl za to, ze mogl po prostu jeszcze raz napisac egzamin.
B ) Odciazenie studentow studiow doktoranckich. Obecnie doktorant musi zarowno prowadzic zajecia dydaktyczne, uczyc sie na egzaminy i pisac prace. Niestety, nie da sie pogodzic tak, aby kazda z tych 3 czynnosci byla na sensownym poziomie, wiec albo doktorant rezygnuje z czesci wiedzy na rzecz lepszego przygotowania sie do zajec, albo zajecia sa prowadzone do dupy...
C) Skonczenie z kilkoma etatami zajmowanymi przez wykladowcow. Ich pensje naprawde nie sa niskie (przyklad z mojego wydzialu - zaleznie od liczby godzin, doktor moze zarobic az do 5000zl netto, profesor od 7000 w gore), a oni dodatkowo obejmuja stanowiska:
- na innych uczelniach (najczesciej prywatnych, dla ktorych maja mniej czasu - wiec i z tego powodu poziom nauczania jest tam nizszy)
- w roznej masci trybunalach, kancelariach itd.
Efektem tego jest albo nieprzygotowanie sie do zajec (czyli prowadzenie wykladow "z ksiazki"), albo brak czasu dla studentow.
A parodia sama w sobie bylo prowadzenie zajec z jednego z przedmiotow przez profesora, ktory na zajeciach nie pojawil sie ani razu - bo mial inne zajecia. Zamiast niego wyklady prowadzil mlody doktorant.
D) Zagonienie do roboty pracownikow uczelni wyzszych. Brak efektow w nauce jest wynikiem z jednej strony niedofinansowania polskich uczelni (szczegolnie technicznych, na ktorych sprzet pozostawia wiele do zyczenia), z drugiej - sytuacji wymienionej w punkcie wyzszym.
E)
Koronny argument - zwiekszenie poziomu matury. Wedlug mnie jest to glowny powod istnienia obecnej sytuacji i dopoty sie poziom na uczelniach nie poprawi, dopoki mature bedzie mogl napisac kazdy. 20-30 lat temu posiadanie matury pokazywalo, ze czlowiek jest naprawde ogarniety. 3 bledy ortograficzne na wypracowaniu na maturze z polskiego i egzamin byl niezaliczany. Obecnie mozna miec milion roznych dysfunkcji umyslowych, byc debilem, a i tak polski zaliczyc na 30%, nastepnie pojsc na studia zaoczne lub jakis malo oblegany kierunek dzienny i przemeczyc sie przez 5 lat, lapac warunek za warunkiem, ale ostatecznie miec papierek ukonczenia studiow.
Po prostu trzeba skonczyc podzial na mature podstawowa i rozszerzona, wprowadzic egzaminy, ktore beda naprawde wymagaly wiedzy (a nie tylko zrozumienia tekstu i wypisania z nich 3 informacji...). Dzieki temu matoly i "przeslizgiwacze" z miejsca zostana wyeliminowani z wyzszych uczelni, nieroby takze. Matura w koncu przestanie byc bezwartosciowym papierkiem.
Ale obawiam sie, ze takie cos w najblizszych latach nie przejdzie, bo obecnie mamy kochany system, w ktorym szara masa zaraz sprzeciwi sie takim zmianom i dalej mature bedzie sie rownalo do gorszych, a nie do lepszych.
I z tego tez powodu, zamiast rozwiazac problem raz, a dobrze (tj. spelnienie wszystkich pkt, z naciskiem na E), to bedziemy uskuteczniac - za przeproszeniem - metode pierdolenia kotka za pomoca mlotka, w wyniku ktorej bedziemy rozwiazywac problem obchodzac go dookola (czyli platnosci za studia), a nie eliminujac jego faktyczne przyczyny.
Cytuj:
Oryginalnie napisane przez Lasooch
Jestem właśnie na PWr. Tak jak mówię - to dopiero pierwszy semestr, może z czasem będzie trudniej, ale na chwilę obecną nie miałem żadnego problemu z "wykręceniem" przyzwoitej średniej prawie nic nie robiąc. Miałem wszystkiego może z 5-7 porządnych dni nauki (mam na myśli 6-8 godzin, nie kucie po nocach przez tydzień pod rząd) przez cały semestr. Jeśli drugi kierunek wyglądałby tak samo, mógłbym spokojnie mieć podobną średnią na dwóch nie rezygnując z życia towarzyskiego i wciąż mając sporo czasu, w którym się nudzę ; )
|
Albo masz po prostu bardzo duze umiejetnosci i/lub bardzo szybko lapiesz wykladany material, albo miales doskonale przygotowanie do matury (czy to samodzielne, czy poprzez dobre lekcje matematyki i pokrewne), bo naprawde wiele osob na PWr przyklada sie do nauki, a maja ciezko
