Najpierw sesja systemu autorskiego fantasy:
GM: podjeżdża do Was na jakiejś desce z przymocowanymi 4 kółkami jakiś obdartus bez nóg i błagalnym gestem wyciąga w Waszą stronę drżącą dłoń...
G1: podaję mu rękę i idę dalej
Może teraz warhammer:
Po wydostaniu się z gniazda jakichś niezidentyfikowanych bliżej czcicieli pająków (i niemalże wpędzeniu jednego z graczy w arachnofobię) GM (do tego gracza, w momencie obudzenia się)
GM: kiedy otwierasz oczy widzisz jak światło słońca prześwieca przez listowię, na sobie masz pająka, chodzi Ci...
G1(wpadając w słowo): walę go młotkiem! (miał mały młot bojowy w ręku zawsze jak się kładł spać) No! a tak w ogóle to gdzie on mi chodził?
GM: ... po kroczu...
Cyberpunk:
"Zwiedzaliśmy" podziemia jednej z korporacji (na zlecenie innej, coś mieliśmy ukraść) i jakoś się rozpędziliśmy i za każdym razem wychodząc zza zakrętu ewentualnie otwierając nowe drzwi ładowaliśmy salwę i jakimś fartem udawało nam się wszystko co nam stawało na drodze wyrżnąć.
Kiedy zajrzeliśmy do kolejnego pomieszczenia i władowaliśmy salwę usłyszeliśmy piękny, dziesięciominutowy opis katastrofy a potem GM nam pokazał mapkę z zaznaczoną trasą naszej wędrówki i opisanymi pomieszczeniami... obok końca oznaczeń naszej trasy było pomieszczenie opisane "magazyn amunicji C" czy coś podobnego...
Edit: a tak niedokładnie na temat: opis naszej dróżyny do warhammera (kilku sie wykruszyło a po jakimś czasie została nas trójka: czarodziej 3 poziom (choroby psychiczne: furia), halfling jakiejś złodziejskiej profesji, pozostałe złodziei skompletowane i jeszcze kilka cyrkowca (choroby psychiczne: kleptomania) i zabójca praktycznie do końca rozwinięty (choroby psychiczne: megalomania)... wszystkie choroby były losowane przy nas na podstawie tabeli w podręczniku... a jak chodzi o przegięcia na sesjach to samo istnienie takiej drużyny to przegięcie.
|