Ostatnim razem w Imnesvale
Błyskawica przeszyła niebo. Na głowy 3 podróżników spadła ściana deszczu. Do Imnesvale było już niedaleko. Wąska droga wijąca się między polami w jednej chwili zniknęła z pola widzenia. Rikla nałożył szybko kaptur, Filippo Nezara zaklął coś pod nosem a jadący z przodu Herzegen nadal wpatrywał się przed siebie jakby nic się niestało. Jego z pozoru elfia postura, twarz i wielkie czarne oczy które po bliskim spotkaniu z oczami drugiego człowieka potrafiły zostawić uraz na wiele lat. Nawet na całe życie jeżeli chciał tego Herzegen. Nikt z towarzyszy nie wiedział co kryją w sobie te oczy. Nie chcieli wiedzieć. Herzegen już raz zajrzał do umysłu Rikli. Całkiem niedawno. Filippo to widział. Pozostawiło to na nim podobny uraz psychiczny jak u Rikli. Mimo to byli przyjaciółmi. Może nie takimi którzy oddali by za siebie wszystko, ale na tyle dobrymi żeby w zgodzie podróżować szukając przygód i pieniędzy o które w tych czasach było tak trudno.
Przywódca drużyny widział dokładnie co się dzieje przed nimi. Nie przeszkadzały mu w tym strugi deszczu. Jego oczy widziały wszystko W oddali zamajaczył las.
-Dojeżdżamy.- rzekł Herzegen.
-Już to mówiłeś pół godziny temu.- Syknął Rikla.
-Nie trzeba było wyjeżdżać razem z nami.
-Dalej twierdze że to idiotyzm. Zapadła wioska Imnesvale. Na około w promieniu 200 mil żadnej ludzkiej osady. Mama mi zawsze radziła Jak pójdziesz pracować to wszędzie tylko nie we północno wschodniej
marchii królestwa.- rzekł już głośno ocierając wodę z czoła równocześnie myśląc jak zgrabnie zakończyć tę rozmowę. Dobrze wiedział że nie należy złościć Herzegena.
-Gówno mnie obchodzi twoja matka.- odrzekł spokojnie
-NASKAKUJESZ NA MOJĄ MATKĘ???- krzyknął zeskakując z konia.
-Nie.-odrzekł anielsko spokojnym głosem nawet nie obracają się w stronę towarzysza A teraz proszę cię - ucisz się. Wolisz siedzieć w śmierdzącym Trazie, głupolu??
Rikla usiadł spowrotem na konia zdenerwowany ale jednocześnie szczęśliwy że nie będzie kłótni.
-Jesteśmy już w lesie.5 minut drogi i jesteśmy na miejscu.
Obu przyjaciół bardzo zdziwiło stwierdzenie że są w jakimś lesie. Trudno jednak żeby zobaczyli cokolwiek obok. Ledwo co widzieli grzywy własnych koni. Do końca drogi nie odezwali się ani słowem. Deszcz nie pozwalał.
-Jesteśmy na miejscu. Tutaj jest zajazd. Szybko. Poprowadźmy konie do stajni. Fifi ciężko zwalił się z konia i ledwo co utrzymał równowagę.
Ahhhh. Jak to dobrze rozprostować...- ktoś urwał mu w pół zdania.
-Dawajcie wszystko co macie. Wszystko. Ubrania, konie, złoto. Wszyściutko.
Herzegen widział 3 mężczyzn. Jeden z przodu dwóch z tyłu z kuszami wycelowanymi w jego pierś. W tym wypadku musiał użyć zdolności nie było wyjścia.Jego towarzysze nic nie widzieli. Powoli zamknął oczy i zajrzał do umysłów Fifiego i Rikli. Poczuł jakby zaczynał mdleć. To normalne przy zaglądaniu w czyjś umysł bez kontaktu wzrokowego. Trzech mężczyzn. Jeden z przodu ja go biorę.Rikla. Celuj 2 metry na prawo ode mnie zabijesz jednego z kuszników. Fifi. W momencie kiedy Rikla strzeli, obaj rzucacie się na drugiego łucznika. Oni was nie widzą. Wiedzą tylko że jesteście.
-Co tak ssstoisz elfi sssukinsynu? Zycia ci ssszkoda?- krzyknął nieludzko przeciągając litery jeden z łuczników.
-Teraz!!!- rzekł już na głos Herzegen. Bełt zaświszczał koło ucha bohatera. Jeden łucznik padł dostając idealnie w głowę. Drugi wykazał się dużym refleksem. Wystrzelił od razu. To jednak za mało na Herzegena. Wystarczyło wykonać tylko skok w bok. Dokładnie 27 centumetrów w bok aby bełt zaświszczał złowieszczo na uchem. Nasz pseudo elf lubi ten dźwięk. Po sekundzie drugi strzelec już nie żył. Filip rzucił gwiazdą w jego ręke trzymającą kuszę a Rikla zdąrzył wystrzelic drugi raz. Tym razem trafił między oczy. Nawet w tym, wielkim deszczu można było zobaczyć strugę krwi rozbryzgającą się na boki. Mężczyzna stojący z przodu dalej się nie ruszał.
-Co on do cholery robi!?
-To manekin. Spryciaże wykorzystali dobrze warunki pogodowe.
-Ale dostali nauczkę!!! Wszelkie rozbójnictwo będzie przeze mnie karane!!!- krzyknął swoim tubalnym głosem Fifi.
BOŻE!!! Herzegen zobacz szybko. To nie są ludzie...To jakieś jaszczurki, węże. Przecież coś takiego nie istnieje. Jak to możliwe? W królestwie w którym ciężko spotkać zwykłego elfa. Taki twór...- wysapał Rikla
-A co do cholery myślałeś? To prowincja. Nie ma tu straży. Tutaj na pewno znajdziemy wiele elfów i twoich ulubionych wiwern. Obiecuje ci to. Teraz chodźmy wreszcie do tej karczmy. Popytamy ludzi o wszystko. Czuję wielkie pieniądze w zasięgu ręki...
-Współczuje im. Naprawdę szczerze im współczuje przesłuchania z tobą...
C.D.N
Bede pisał dalej ocencie mi to.Chętnie posłucham krytycznych uwag. To moje pierwsze opowiadanie fantasy. Nie bluzgajcie za bardzo.Mam tylko 14lat.

