Terroryzm a walka o niezaleznosc
Wczoraj po zamachu w londynie non-toper w TV lecialy reportaze o Londynie, Madrycie i WTC. Strasznie mnie to denerwowalo - bo o Madrycie i WTC nasluchalem sie juz kiedys w TV.
Ale sklonilo mnie to do zastanowienia sie. Mam nadzieje, ze wszyscy wiedza kim sa IRA i ETA. Pospolicie zwani terrorystami.
Ale czy oni oby napewno nimi sa?
Przeciez to co robi IRA to tylko i wylacznie chec uzyskania niezaleznosci Irlandii od WB. I my to nazywalismy terroryzmem. Sami chyba zapomnielismy o tym jak w latach 1939-45 walczylismy o niepodleglosc z Niemcami. Owszem wtedy byla wojna. Ale zabory? Wojny oficialnie nie bylo. A 'terrorystow' jak muchow.
I w koncu Irak.
Codzien w TV slyszy sie, ze 'terrorysci' zaatakowali wojsko amerykanskie/polskie czy jakies inne. Przeciez wlasnie tam, w Iraku, ludzie walcza o wolnosc, uniezaleznienie od okupanta jakim sa wosjka sojusznicze.
A najgorsze jest to, ze my - polacy - jestesmy w to wmieszani. My, ktorzy bylismy pod zaborami (bo jak nazwac sytuacje jaka jest w Iraku? Rodzaj zaboru).
Gdzie wiec zatraca sie granica pomiedzy walka o niezaleznosc a terroryzmem? Czy wogole jakas granica jest?
Moim zdaniem terrorysta to ktos kto walczy w 'obcym' kraju. Ale nie mamy prawa nazywac terrorytami bojowki w Iraku, Hiszpani czy WB. Tam to jednek jest walka o niepodleglosc.
__________________
"Miła, błagam, nie zrozum mnie źle
Kocham cię tak jak swoje przestworza pokochał wiatr"
Moj jogger
|