Cytuj:
Oryginalnie napisane przez Pani Kopytko
Aha... no więc my mieliśmy katechetę. Był czasem surowy, ale zawsze sprawiedliwy. Jeśli chłopcy z naszej klasy przeklnęli, zapyskowali, rzucili w nas czymś - wylecieli za drzwi za nim zdążyli powiedzieć 'to niesprawiedliwe'. U nas raczej nie było dyskusji na ten temat 'no bo przecież my takie smarki, nic o tym nie wiemy'. Nekromanta - u nas też byli tacy nauczyciele. Jeśli nawet wie, że masz rację to pod nosem mruczy, że 'No dobrze, niech już ci będzie - takie upatre smarkacze w tej szkole...'. Aha i z tymi lekcjami - rozumiem Twój ból. Ale jeszcze nie wiesz, do jakich wniosków dojdziesz w przyszłości - może jednak te lekcje się opłacą? Pozdrawiam.
|
U nas sprawiedliwosci bylo 0. Przyklad z jednej majowej lekcji :
-Kornel, masz zadanie?
-Nie mam.
-Minus.
Po chwili:
-Maciek, masz zadanie?
-Nie, nie mam.
-Jedynka.
-ZA CO?!
-Za brak zadania.
-Kornel dostal minusa.
-Wiem.
I gadaj tu z takim pasibrzuchem -.- Rozumiem nauczycieli, ktorzy dopuszczaja to, ze moga sie mylic. Ale on po prostu musial postawic na swoim. A ja lubilem sie klocic

Rekordowo (rozmawiajac normalnie, podajac rzeczowe argumenty, bez glupot etc) dostalem na jednej lekcji 2 jedynki i jedna uwage. Wszyscy wiedzieli, ze mam racje, a ja mialem zabawe z ksiedza, bo wiedzial, ze tymi jedynkami mi nic nie zrobi
