[Takeo] (barb duzy glupi silny czyli ja

)
[Huvin] zlodziej assasin
[Carash] zlodziej kleptoman ponadto rolnik

[Gorn] Mag i do tego krasnolud

[Cahir] kusznik
[Leslie] MG
[Diego] typowy ranger gej
[Melvet] złodziej-ciołek stracił 2 palce za kradzieze nieudane raz go przebili rapierem
Gwoli ścisłości Ars Amandi to sztuka kochania aby nie było wulgarnie ;]
Huvin: To może ja pójdę jako mięso armatnie drogą?
Carash: Jestem za!
Gorn: Jestem za.
Cahir: Możemy mieć dwóch niewolników. [pokazuje na złodziejów]
Cahir: kto ma ciemne sprawki poza nimi? [załamuje się]
Leslie: generalnie...
Carash: Próbowaliśmy jako hasła w komputerze "generalnie".
Melvet: "spoko" też sprawdzaliśmy.
Hannah: ... a, czyli wszyscy chcecie kobiety, nikt nie chce chłopca?
Gorn: Nie, mistrzu, kusznik chce chłopca...
Carash: Nie bój się, uleczymy cię... a nie, zaraz, jestem za tym żeby
go skroić.
Takeo: Jestem po gimnazjum, co chcecie, 2 intelektu akurat wystarczy.
Melvet: Co mi może dać bóg złodziei?
Leslie: Może Cię na przykład okraść.
Melvet: O, to fajnie, pójdę się z nim spotkać i będę miał dużo kasy.
Leslie: Chyba mnie nie zrozumieliście, on może Ciebie okraść.
Melvet: A nie, to nie fajnie.
Diego: No dobra, gramy. Przez jakąś godzinę nie żartujemy, potem
znowu...
Carash: To jest w zasadzie podwójny atak, podrzynam gardło i zabieram
sakiewkę.
[Cahir kręci korbką ładując swoją magiczną kuszę samopowtarzalną, a
pokój obok jego towarzysze usiłują zabić Lorda Donnahue McCormicka i
idzie im wyjątkowo kiepsko]
Cahir: Czy do mnie dochodzą tylko jęki bólu moich towarzyszy, czy mi
się tylko wydaje?
Gorn: To przez Mistrza ja mam teraz schizofrenię, wszędzie gdzie widzę
to demon, demon, wrócę do domu a tam: matka? nie, demon, demon!
Huvin: Wszystko co się rusza i czego nie można skroić uważacie za
demony.
Carash: Nie wiem czemu, ale boję się tego kota.
Cahir: Kopię tego kota. Nie zmienił się w nic?
Leslie: Nie!
Cahir: Nie rzucił we mnie fireballem?
Leslie: Nie!
Cahir: Nie pluł kwasem ani nic takiego?
Leslie: Nie!
Cahir: Ten kot mi się nie podoba, w nic się nie zmienia, kwasem nie
pluje... zwiążmy go.
Cahir: Nikt nie miał przeżyć w tej posiadłości, to kot też.
Leslie: Czyli wszystkie konie też zabijecie?
Cahir: Tu mnie pan ma.
Carash: Ej, Mistrzu, czy w Tol Calen jest możliwość wykupienia
ubezpieczenia na życie?
[ktoś inny]: I tak Ci to nic nie da, bo to my dostaniemy kasę.
Cahir: Strzelam do niej.
Leslie [pokazuje odbijający się od pola siłowego bełt z kuszy]:
Ptoing!
Cahir: Nienawidzę ptoing-aury.
Gorn: Już mamy nazwę dla tego czaru: ptoing-aura.
Leslie: Kto idzie pierwszy?
Huvin: Kto jest wielki i ma tarczę?
Takeo: Czemu się wszyscy patrzycie na mnie?
Cahir: Ej, on zjeżdża schodami a Mistrz zakłada ciemne okularki....
Carash: To idę do tego gościa...
Leslie: Nie ma już się do niego jak dopchać.
Carash: To staję w kolejce.
Leslie: [facet w magicznej płytówce] rzucił się w bok, zrobił
przewrót, podniósł się z prawą ręką lekko bezwładną od pioruna i dalej
biegnie w waszą stronę.
Carash: Rzucanie nożem raczej nie ma sensu.
Carash: Mistrz powiedział drzewce! Nie może być metalowe drzewce!
Leslie: On ma długi metalowy trzonek.
Cahir: Jakie uniki? Ja w domu jestem schowany przecież!
Leslie: Wielka eksplozja, tutaj będzie krater... o, kawałka domu nie
będzie. Jeszcze jakieś pytania?
Cahir: Tak! Czemu zawsze ja?!
[jedyne zwierzę, które zostało w stajni to wielki, czarny, bojowy
rumak]
Cahir: Możemy go później uśpić i wynieść...
[dom do którego postacie się włamały jest pełen magicznych ksiąg]
Gorn: Biorę ją! Mogę coś wyrzucić...
Cahir: Boże, co za człowiek... krasnolud, znaczy.
Leslie: Macie wszyscy jego magiczny tatuaż na ręce.
Gorn: Czy można ten tatuaż jakoś zmyć?
Carash: Są plotki że lorda Donnahue zabiły jakieś demony.
Gorn: Ja się śmieję.
Cahir: Demonicznie.
Huvin: Chcę sprzedać swoje sztylety, pozwoli pan, że zademonstruję.
Diego [macha ręką ze sztyletem i wbija sobie w brzuch]
[krasnolud chciał uderzyć barkiem w postać morskiego elfa stojącą przy
trapie na statek]
NPC: Jestem Ellethar, jestem kapitanem na tym statku.
Takeo: Tak, krasnolud, pukaj go, pukaj!
Melvet: A można jakąś poderwać na ars amandi?
Leslie: Nie, podrywanie to raczej na wygadanie...
Melvet: Aaaa... [załamuje się]
Takeo: Barbie musi być wygadany?! Aaaa! [wali pięścią w stół]
Carash: Czy na tym statku są jakieś szalupy albo koła ratunkowe?
Leslie: Co? Hehehehe... hehehehe!
Cahir: Nieeee, Mistrz tego nie zrobi!
Leslie: Hehehehe.
Diego: Co? Sztorm?
Cahir: Zaraz się choroba morska zacznie...
Cahir: Ja jestem w tej bliżej wyjścia...
Leslie: Obie kajuty są równie daleko od wyjścia...
Cahir: Równie daleko, nie równie blisko...
Cahir: Ja po prostu nie lubię jak MG pyta gdzie siedzimy, gdzie
leżymy, jak idziemy....
[leki na chorobę morską]
NPC: Są takie ziółka, ludzie mają, ale można w porcie kupić, my nie
mamy bo nie przewozimy ludzi zwykle.
Cahir: Dlaczego mi nikt nie powiedział?
Carash: Idę do tego czarodzieja i pytam się, czy nie dało by się
czegoś zrobić z moją chorobą morską.
Diego: "Przyjdź do mnie w nocy, kotku..."
[morskie elfy postanowiły zatopić statek korsarzy]
Ellethar: Paru naszych podpłynie pod wodą i wywierci im dziury w
dnie.
Cahir: Tylko tyle? Żadnych katapult? Kul ognia? Jestem głęboko
zawiedziony!
Carash: Mało widowiskowe.
Leslie: Do krasnoluda się przystawiasz?
Diego: No.
Leslie: Nie jest zbyt atrakcyjny...
Gorn: Ej, cztery charyzmy, przepraszam!
Leslie: To się nazywa ironia losu.
Carash: Nie losu tylko MG.
Carash: Zawiało jakąś telenowelą.
Takeo: Aż chce się iść do domu publicznego.
Amanda: Witajcie szlachetni panowie.
Gorn: Na wygadanie ją.
Cahir: Aaaaa. [załamany] Chyba ich potopię, dopóki jest jeszcze woda dookoła.
Carash: Właśnie, tu wszystko 10 razy drożej!
Leslie: Licencja od gildii złodziei pewnie też.
[postacie się dowiedziały, co mają zrobić na spotkaniu dyplomatycznym]
Cahir: To my wynajmujemy statek i odpływamy z wyspy Mu.
Leslie: Co?
Cahir: Zdecydowaliśmy że nie chcemy się w to mieszać.
Leslie: Ale wiecie, to bez sensu, wasz mocodawca was zabije, a tak to
dostaniecie to wynagrodzenie które mieliście dostać. Sto sztuk złota.
Wszyscy: Zostajemy!
Leslie: Ta zbroja będzie kosztować tylko 700-1000.
Takeo: To biorę.
Carash: Sztuk złota!
Takeo: To biorę pod pachę i uciekam.
[Carash kupuje u jubilera sygnety]
Cahir: Z literą R, jak Rolnik.
[ceny sygnetów]
Leslie: Srebrny to 1 sztuka złota, złoty 10 sztuk złota.
Carash: Chyba nie wypada się pytać ile miedziany.
Carash: Gdzie bank ma filie?
Leslie: We wszystkich większych miastach.
Carash: To w Karn też?
Huvin: Nie, Karn to taka mała zapyziała wioska.
Diego: A nie mogę kupić konia za 10 srebrników?
Leslie: Nie.
Cahir: Drewnianego, na biegunach.
Carash: Ja całe moje złoto zapisałem... e, domowi dziecka.
Diego: Nieeee...