Zobacz pojedynczy post
stary 23-08-2005, 00:30   #80
Grey field
Użytkownik forum
 
Data dołączenia: 17 09 2004
Lokacja: Edron

Posty: 26
Stan: Na emeryturze
Profesja: Master Sorcerer
Świat: Thoria
Grey field ma numer GG 1219081
Domyślny Garść textow z sesji :)

[Takeo] (barb duzy glupi silny czyli ja )
[Huvin] zlodziej assasin
[Carash] zlodziej kleptoman ponadto rolnik
[Gorn] Mag i do tego krasnolud
[Cahir] kusznik
[Leslie] MG
[Diego] typowy ranger gej
[Melvet] złodziej-ciołek stracił 2 palce za kradzieze nieudane raz go przebili rapierem

Gwoli ścisłości Ars Amandi to sztuka kochania aby nie było wulgarnie ;]

Huvin: To może ja pójdę jako mięso armatnie drogą?
Carash: Jestem za!
Gorn: Jestem za.

Cahir: Możemy mieć dwóch niewolników. [pokazuje na złodziejów]
Cahir: kto ma ciemne sprawki poza nimi? [załamuje się]

Leslie: generalnie...
Carash: Próbowaliśmy jako hasła w komputerze "generalnie".
Melvet: "spoko" też sprawdzaliśmy.

Hannah: ... a, czyli wszyscy chcecie kobiety, nikt nie chce chłopca?
Gorn: Nie, mistrzu, kusznik chce chłopca...

Carash: Nie bój się, uleczymy cię... a nie, zaraz, jestem za tym żeby
go skroić.

Takeo: Jestem po gimnazjum, co chcecie, 2 intelektu akurat wystarczy.

Melvet: Co mi może dać bóg złodziei?
Leslie: Może Cię na przykład okraść.
Melvet: O, to fajnie, pójdę się z nim spotkać i będę miał dużo kasy.
Leslie: Chyba mnie nie zrozumieliście, on może Ciebie okraść.
Melvet: A nie, to nie fajnie.

Diego: No dobra, gramy. Przez jakąś godzinę nie żartujemy, potem
znowu...

Carash: To jest w zasadzie podwójny atak, podrzynam gardło i zabieram
sakiewkę.

[Cahir kręci korbką ładując swoją magiczną kuszę samopowtarzalną, a
pokój obok jego towarzysze usiłują zabić Lorda Donnahue McCormicka i
idzie im wyjątkowo kiepsko]
Cahir: Czy do mnie dochodzą tylko jęki bólu moich towarzyszy, czy mi
się tylko wydaje?

Gorn: To przez Mistrza ja mam teraz schizofrenię, wszędzie gdzie widzę
to demon, demon, wrócę do domu a tam: matka? nie, demon, demon!

Huvin: Wszystko co się rusza i czego nie można skroić uważacie za
demony.

Carash: Nie wiem czemu, ale boję się tego kota.

Cahir: Kopię tego kota. Nie zmienił się w nic?
Leslie: Nie!
Cahir: Nie rzucił we mnie fireballem?
Leslie: Nie!
Cahir: Nie pluł kwasem ani nic takiego?
Leslie: Nie!
Cahir: Ten kot mi się nie podoba, w nic się nie zmienia, kwasem nie
pluje... zwiążmy go.

Cahir: Nikt nie miał przeżyć w tej posiadłości, to kot też.
Leslie: Czyli wszystkie konie też zabijecie?
Cahir: Tu mnie pan ma.

Carash: Ej, Mistrzu, czy w Tol Calen jest możliwość wykupienia
ubezpieczenia na życie?
[ktoś inny]: I tak Ci to nic nie da, bo to my dostaniemy kasę.

Cahir: Strzelam do niej.
Leslie [pokazuje odbijający się od pola siłowego bełt z kuszy]:
Ptoing!
Cahir: Nienawidzę ptoing-aury.
Gorn: Już mamy nazwę dla tego czaru: ptoing-aura.

Leslie: Kto idzie pierwszy?
Huvin: Kto jest wielki i ma tarczę?
Takeo: Czemu się wszyscy patrzycie na mnie?

Cahir: Ej, on zjeżdża schodami a Mistrz zakłada ciemne okularki....

Carash: To idę do tego gościa...
Leslie: Nie ma już się do niego jak dopchać.
Carash: To staję w kolejce.

Leslie: [facet w magicznej płytówce] rzucił się w bok, zrobił
przewrót, podniósł się z prawą ręką lekko bezwładną od pioruna i dalej
biegnie w waszą stronę.
Carash: Rzucanie nożem raczej nie ma sensu.

Carash: Mistrz powiedział drzewce! Nie może być metalowe drzewce!
Leslie: On ma długi metalowy trzonek.

Cahir: Jakie uniki? Ja w domu jestem schowany przecież!
Leslie: Wielka eksplozja, tutaj będzie krater... o, kawałka domu nie
będzie. Jeszcze jakieś pytania?
Cahir: Tak! Czemu zawsze ja?!

[jedyne zwierzę, które zostało w stajni to wielki, czarny, bojowy
rumak]
Cahir: Możemy go później uśpić i wynieść...

[dom do którego postacie się włamały jest pełen magicznych ksiąg]
Gorn: Biorę ją! Mogę coś wyrzucić...
Cahir: Boże, co za człowiek... krasnolud, znaczy.

Leslie: Macie wszyscy jego magiczny tatuaż na ręce.
Gorn: Czy można ten tatuaż jakoś zmyć?

Carash: Są plotki że lorda Donnahue zabiły jakieś demony.
Gorn: Ja się śmieję.
Cahir: Demonicznie.

Huvin: Chcę sprzedać swoje sztylety, pozwoli pan, że zademonstruję.
Diego [macha ręką ze sztyletem i wbija sobie w brzuch]

[krasnolud chciał uderzyć barkiem w postać morskiego elfa stojącą przy
trapie na statek]
NPC: Jestem Ellethar, jestem kapitanem na tym statku.
Takeo: Tak, krasnolud, pukaj go, pukaj!

Melvet: A można jakąś poderwać na ars amandi?
Leslie: Nie, podrywanie to raczej na wygadanie...
Melvet: Aaaa... [załamuje się]
Takeo: Barbie musi być wygadany?! Aaaa! [wali pięścią w stół]

Carash: Czy na tym statku są jakieś szalupy albo koła ratunkowe?
Leslie: Co? Hehehehe... hehehehe!

Cahir: Nieeee, Mistrz tego nie zrobi!
Leslie: Hehehehe.
Diego: Co? Sztorm?
Cahir: Zaraz się choroba morska zacznie...

Cahir: Ja jestem w tej bliżej wyjścia...
Leslie: Obie kajuty są równie daleko od wyjścia...
Cahir: Równie daleko, nie równie blisko...

Cahir: Ja po prostu nie lubię jak MG pyta gdzie siedzimy, gdzie
leżymy, jak idziemy....

[leki na chorobę morską]
NPC: Są takie ziółka, ludzie mają, ale można w porcie kupić, my nie
mamy bo nie przewozimy ludzi zwykle.
Cahir: Dlaczego mi nikt nie powiedział?

Carash: Idę do tego czarodzieja i pytam się, czy nie dało by się
czegoś zrobić z moją chorobą morską.
Diego: "Przyjdź do mnie w nocy, kotku..."

[morskie elfy postanowiły zatopić statek korsarzy]
Ellethar: Paru naszych podpłynie pod wodą i wywierci im dziury w
dnie.
Cahir: Tylko tyle? Żadnych katapult? Kul ognia? Jestem głęboko
zawiedziony!
Carash: Mało widowiskowe.

Leslie: Do krasnoluda się przystawiasz?
Diego: No.
Leslie: Nie jest zbyt atrakcyjny...
Gorn: Ej, cztery charyzmy, przepraszam!

Leslie: To się nazywa ironia losu.
Carash: Nie losu tylko MG.

Carash: Zawiało jakąś telenowelą.
Takeo: Aż chce się iść do domu publicznego.

Amanda: Witajcie szlachetni panowie.
Gorn: Na wygadanie ją.
Cahir: Aaaaa. [załamany] Chyba ich potopię, dopóki jest jeszcze woda dookoła.

Carash: Właśnie, tu wszystko 10 razy drożej!
Leslie: Licencja od gildii złodziei pewnie też.

[postacie się dowiedziały, co mają zrobić na spotkaniu dyplomatycznym]
Cahir: To my wynajmujemy statek i odpływamy z wyspy Mu.
Leslie: Co?
Cahir: Zdecydowaliśmy że nie chcemy się w to mieszać.
Leslie: Ale wiecie, to bez sensu, wasz mocodawca was zabije, a tak to
dostaniecie to wynagrodzenie które mieliście dostać. Sto sztuk złota.
Wszyscy: Zostajemy!

Leslie: Ta zbroja będzie kosztować tylko 700-1000.
Takeo: To biorę.
Carash: Sztuk złota!
Takeo: To biorę pod pachę i uciekam.

[Carash kupuje u jubilera sygnety]
Cahir: Z literą R, jak Rolnik.

[ceny sygnetów]
Leslie: Srebrny to 1 sztuka złota, złoty 10 sztuk złota.
Carash: Chyba nie wypada się pytać ile miedziany.

Carash: Gdzie bank ma filie?
Leslie: We wszystkich większych miastach.
Carash: To w Karn też?
Huvin: Nie, Karn to taka mała zapyziała wioska.

Diego: A nie mogę kupić konia za 10 srebrników?
Leslie: Nie.
Cahir: Drewnianego, na biegunach.

Carash: Ja całe moje złoto zapisałem... e, domowi dziecka.
Diego: Nieeee...

Ostatnio edytowany przez Grey field - 23-08-2005 o 00:32.
Grey field jest offline   Odpowiedz z Cytatem