Ehh... ja to mam pokręcone sny...
Mi się śniło coś... dziwnego.
Szłem na jakieś schody, wszystko normalnie. Tylko było pełno ludzi, którzy na nic nie patrzeli tylko schodzili i wchodzili. Schody się kończą, jakaś dziewczyna mówi do mnie: "Witam, panie prezesie". Odprowadza mnie do gabinetu. Nagle uderzyły we mnie dwa samoloty. Żyłem tylko dlatego, że byłem w łazience. Potem zacząłem gdzieś spadać. Ale spokojnie, przepaść była krótka. Okazało się, że wylądowałem tuż pod Świątynią Odpoczywającego Buddy w Bangkoku. Płynąłem łódką. Właściwie to jakimś jachtem motorowym, nie łódką. Dookoła stali ludzie i jakby wiwatowali. Obok mnie był ktoś w czarnym garniturze i z cylindrem a także diamentową laską. On nagle wstał i zachowywał się jak na pochodzie. Potem znowu przepaść i wylądowałem pod następną antyczną budowlą. Plac Świętego Piotra. Pamiętam, że na środku placu nie było tamtego posągu, tylko był mój. Mój posąg jak byłem ubrany w cylinder, garnitur, a w ręce miałem laskę. Diamentową.
Niech ktoś mi wytłumaczy ten sen!!!
|