Do niedawna sam zastanawiałem się po co mamy uczyć się tych wszystkich bzdur na matmie. Wkońcu wytłumaczył mi to mój facet od matmy. Nie wiem czy jest w tym choć ziarno prawdy, ale jak dla mnie brzmi to dość logicznie ^.-
Mianowicie, nie uczymy się matematyki, dla samej matematyki. Nie uczymy się jej tylko po to, żeby znać te wszystkie wzroki itd. Matematyka i te wszystkie "niepotrzebne" zadania rozwijają u nas zdolność logicznego myślenia, łączenia faktów, wyciągania wniosków itd. itp.
Oczywiście w wykonaniu mojego faceta od matmy wykład na ten temat trwał ok. 20 minut, ale to wytłumaczenie wydaje mi się bardzo sensowna.
P.S Co nie zmienia faktu, że nie lubię matmy
